•Cz. II Rozdział 8•

489 57 68
                                    

- Przyznaj, że jednak trochę cię to ruszyło. - Taiyou spojrzał wymownie na siostrę.

- Nie. Wcale, a wcale. - Wzruszyła ramionami - Nasze drogi rozeszły się trzy lata temu, przez to, że wybrał siatkówkę. Widocznie nie byłam dla niego zbyt dobra, skoro dla niego wybór był taki oczywisty...

Jej wzrok posmutniał. Zacisnęła dłoń w pięść i przymknęła oczy na moment. Brat Yōkō objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Wiedział, że ona potrzebowała go w tej chwili.

- Naprawdę byłam aż tak złą dziewczyną? - Spytała cicho.

- Nie...nie byłaś, to on nie potrafił docenić tego, co dostał od życia. To nie twoja wina.

Yōkō przetarła zmęczoną twarz dłonią, a następnie głośno kaszlnęła.

- Zaraz wrócę, słyszę swój telefon. - Wstała pod pretekstem odebrania komórki i wyszła z pokoju.

Zbiegła szybko schodami na dół i zniknęła za drzwiami łazienki. Zamknęła je ostrożnie na zamek i oddychając z ulgą, usiadła na brzegu wanny.

Podciągnęła rękaw bordowej bluzy i przekrzywiła głowę w bok. Niby miała z tym skończyć, ale stwierdziła, że i tak nie robi to już jej żadnej różnicy. Nawet nic już nie czuję, straciła całkowicie poczucie bólu.

Wyciągnęła spod etui telefonu granatową żyletkę. Zastanowiła się jeszcze chwilę, a potem zrobiła na ramieniu małą, delikatna kreskę. Od dnia końca ich związku, z każdą dobą na jej ciele pojawiała się jedna, dodatkowa kreska.

Kiedy jedna się już zagoiła, tworzyło się miejsce, gdzie mogła zrobić kolejną. Przez to nigdy nikt nie mógł jej zobaczyć ani w krótkim rękawku, ani w krótkich spodenkach.

Nie chciała nikomu pokazywać swojej jedynej słabości.

Słabości, którą był Makki.

***

- Tak, już...mhm... - Mruknęła do telefonu, wychodząc z domu.

W parku, niedaleko kawiarni czekała czwórka siatkarzy. Oikawa niemal skakał ze szczęścia, nie mogąc doczekać się spotkania z jasnowłosą.

- Na kogo my tak właściwie czekamy? Śpieszę się, Sako czeka w domu. - Brązowowłosy skrzyżował ramiona na torsie.

Oikawa rzucił mu nienawistne spojrzenie.

- Jak tak bardzo ciągnie cię to tej swojej zdziry, to proszę bardzo, idź. Nikt cię nie tu nie trzyma. - Warknął na niego.

Atmosfera jakby stała się bardziej napięta. Makki prychnął pod nosem, ignorując słowa Tōru.

- Z ciekawości co wymyśliliście, zaczekam. - Rzekł z przekąsem Takahiro.

- Iwa-Chan, trzymaj mnie, bo jak zaraz mnie ręka zaswędzi... - Mruknął zdenerwowany.

- Oikawa, uspokój się. - Hajime trzepnął go w tył głowy - Nie ma sensu się złościć.

- A właśnie, że się nie uspokoję! Nigdy nie wybaczę mu tego, że zostawił Yōkō! - Wskazał palcem na Makkiego - Zachowałeś się jak ostatni dupek!

- O proszę, odezwał się. Naprawdę uważasz, że sam jesteś święty? - Prychnął - Jesteś hipokrytą, Oikawa.

- Przynajmniej dla mnie ważniejsza jest narzeczona, niż sława. - Syknął z jadem z głosie Oikawa.

Makki zamilkł. Odwrócił głowę w bok i prychnął, wiedząc, że nie ma sensu kłócić się z Oikawą.

- O, już jest. - Milczenie wszystkich przerwał Mattsun.

Oikawa nagle rozpromieniał. Tak, od rozstania Makkiego i Yōkō, bardzo zaprzyjaźnił się z dziewczyną, jego narzeczona nie miała nic przeciwko, w sumie to one też były przyjaciółkami.

- Yōkō! - Krzyknął szczęśliwy.

Iwaizumi zauważył, jak Makki stojący do nich tyłem, wzdrygnął się na dźwięk imienia dziewczyny.

- Cześć, Tōru. - Uśmiechnęła się i przytuliła go czule - Stęskniłam się za wami, gamonie.

Puściła go i spojrzała przed siebie. Momentalnie zrobiła się poważna. Patrzyła na niego w milczeniu, tak samo jak i on na nią.

W pewnym momencie Yōkō uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła przed siebie. Makki stał zszokowany, będąc pewnym, że ona chce go przywitać. Poczuł w środku coś dziwnego, a kiedy była już wystarczająco blisko, czas jakby zwolnił.

A ona...

Minęła go.

- Miło cię widzieć, Hajime. - Usłyszał tylko za sobą, gdy przeszła obok.

- Ciebie też, krasnalu. - Zaśmiał się i zmierzwił jej włosy dłonią.

- Ej, nie jestem już taka niska, okej? - Zaśmiała się  A gdzie nasz bóg, Mattsun? - zapytała ze śmiechem.

- Bóg jest zawsze o krok przed tobą, w tym wypadku jestem za tobą. Ale to nieważne, bo i tak jestem bogiem.

Odwróciła się, a wtedy czarnowłosy poruszył zabawnie brwiami.

- Cześć!

Makki patrzył na nią ze zdziwieniem, ale i smutkiem pomieszanym z zawiedzeniem. Ale cóż się dziwić...

Traktowała go jak powietrze, z bardzo dobrze znanego wszystkim powodu.

Nie zasługiwał na szacunek jej szacunek.

Na uśmiech.

Piękne słowa.

Zasłużył na jedno.

Na traktowanie jak nieznajomego.

Tylko tyle był w tym momencie wart.

Skrzywdził ją i wcale aż tak tak bardzo się tym nie przejął, więc nie mógł nawet odezwać się słowem w sprawie tego, jak go zignorowała.

**********************

Błędy zostaną poprawione później.

Moja Mała Pesymistka || Hanamaki Takahiro (I i II zakończona, III zawieszona) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz