Szkło

103 32 16
                                    

Leniwie rozglądam się się za moimi przyjaciółkami, które gdzieś umknęły i chyba wcale nie mam ochoty na ich towarzystwo tak naprawdę. Wolałabym z powrotem mieć u swojego boku tego niezwykle przystojnego Faza. Czy to złe, że myślę o sobie?
Pewnie nie najlepiej to o mnie świadczy, ale na litość boską, jestem jeszcze stosunkowo młoda i nie mam zamiaru skończyć jako samotna właścicielka coraz to nowszych modeli wibratorów. Na razie mam jeden i wciąż zawstydzam się, kiedy go używam.
Ale, ale, oto i jest mój towarzysz. Wciąż przystojny, stoi przy barku i... całuje się z ogniście rudą kobietą. Dla pewności skanuję tę parę dalej i to nie jest pocałunek, całus, buziak czy inny pierd, oni się pożerają, a ich zachłanność w okazywaniu sobie fascynacji, trochę mnie jednak zaskakuje. Nie znam go praktycznie, tyle co uśmiechnął się do mnie, kilka minut temu, a ja pozwoliłam już sobie na snucie sennych marzeń w jego towarzystwie. Pojedyncza łza zakręca się w moim oku i postanawiam definitywnie wycofać się z tej imprezy. To ewidentnie nie mój dzień. Nie zauważona przez moje przyjaciółki, zabieram ze sobą butelkę wina, które to oto będzie moim kompanem na ten wieczór. 

Zamykam się samotnie w sypialni i otwieram na oścież okno, którego widok jest skierowany wprost na pola lawendy. Postanawiam przestawić bujany fotel, tak bym mogła na nim siedzieć i obserwować na ten obłędny krajobraz, który stworzony jest przez całe łany fioletowych pasm. 

Ponieważ nie mam ze sobą żadnego kieliszka, wychylam łyk wina wprost z butelki. Smakuje wybornie. Zerkam na etykietę, żeby zapamiętać co piję i o to dowiaduję się, że trzymam w ręku Pinot Noir. Od razu przypominam sobie, że niedawno czytałam artykuł, w którym padło znamienne stwierdzenie, że Bóg stworzył Cabernet Sauvignon, a diabeł Pinota. Co ciekawe z rzeki informacji, która mnie zalewa, zapamiętałam właśnie tę. To chyba przeznaczenie - ta butelka i ja w urokliwej Prowansji.
Kilka łyków później, nie wiem do końca co mam ze sobą zrobić, a z braku pomysłów, jedyne co mi pozostaje to mój telefon. Na szczęście nie jest rozładowany i spokojnie mogę przeglądać mojego ukochanego Instagrama. Żeby nie było żadnych wątpliwości, okres Tindera minął bezpowrotnie.

Oglądam ostatnie posty, publikowane przez polubione przeze mnie profile. Zanurzam się w świecie pięknych wnętrz, niesamowitych zdjęć przyrody i w świecie wspinaczki wysokogórskiej. Ta ostatnia to moja ukryta pasja, do której rzadko, kiedy się przyznaję. W końcu mój zamroczony, kolejnymi kroplami alkoholu, umysł postanawia sprawdzić czy swój profil ma tu Robert Binotto. Wystukuję znajome nazwisko i odnajduję jego profil. Szybko przeglądam i muszę przyznać, że jestem zaskoczona tym, na co się tutaj natknęłam. Niesamowite zdjęcia przyrody i zwierząt przeplatają się z schwytanymi fragmentami tętniącego miasta. Światła, ludzie, samochody, a przede wszystkim konie, a to wszystko złapane w nietuzinkowych kadrach. Z każdą minutą, którą poświęcam na studiowanie profilu Roberta, rośnie moje zainteresowanie tym, co w nim jest ukryte. 

Nagle, pojawia się nowe zdjęcie, na  pierwszym planie znajduje się wyraźny aparat fotograficzny, trzymany przez męską dłoń. Reszta postaci jest rozmyta, ale domyślam się, że osobą robiącą to zdjęcie jest właściciel profilu. Podpis pod zdjęciem wywołuje u mnie momentalny uśmiech "Everyone smile!". Nie powstrzymuję się i stukam w tę fotkę, co jednoznacznie przekłada się na pojawienie się czerwonego serca pod publikacją. To pierwsze polubienie, jeszcze nikt poza mną, nie oznaczył tego zdjęcia. Zaczynam panikować, że Binotto pomyśli, że go szpieguję, ale właściwie to właśnie to robię, więc idę na żywioł i dopisuję komentarz, który ani nie jest zabawny, ani odkrywczy, ale podsumowuje to co tu zobaczyłam - Piękne zdjęcia. 

Odczuwam nerwowe mrowienie całego ciała, kiedy zawisam nad telefonem i wpatruję się w niego pełnym oczekiwania wzrokiem na to, czy wzbudzę jakąś reakcję czy nie. W głębi duszy pragnę by odpisał mi cokolwiek, ponieważ nie przeżyję kolejnego rozczarowania dzisiejszego dnia. Zamiast oczekiwanej odpowiedzi pod zdjęciem dostaję wiadomość prywatną wprost od mężczyzny, którego właśnie  zaczepiłam.

"Jestem miło zaskoczony. Czym sobie zasłużyłem? "

I co mam mu napisać, skoro sama nie wiem co mną kierowało.

"🙂"

Jak idiotka wysyłam mu uśmieszek. Uśmieszek! Dobrze, że jestem na drugim końcu Europy i nie ma opcji, żeby zobaczył jak się rumienię pod wpływem jednej wiadomości.

" Haha, ale Pani jest wylewna Pani Heleno"

Czy on ze mni kpi, a może stara się mnie rozszyfrować? Sama nie wiem, a moje myśli staram się rozjaśnić kolejną porcją diabelskiego Pinota.

"Zaintrygował mnie Pan swoim profilem".

Stawiam w końcu na proste odpowiedzi, mając nadzieję, że nie wygłupię się przed nim kolejny raz. Jednocześnie przeglądam starsze zdjęcia, szczególnie te na których jest sam Robert i z każdą sekundą dociera do mnie jak bardzo przystojny z niego mężczyzna.

"To chyba dobrze?"

"Zdecydowanie tak"

"Heleno, czy mogę tak do Pani pisać?"

Przełykam głośno ślinę i zastygam z palcem nad ekranem zastanawiając się czy powinnam się spoufalać czy jednak powinnam pozostać z nim na oficjalnej stopie?

KUDŁATAWhere stories live. Discover now