Camila's POV
Wstałam o 10:19. Późno, jak na mnie, ale właściwie spałam tylko trzy godziny.
Telefon się rozładował, więc podłączyłam go do ładowarki zaraz po przebudzeniu.
Według zegara w kuchni jest 10:51.
Mój wierny Iphone jest wyciszony, więc gdy biorę go do ręki i widzę kilka nieodebranych połączeń od Lauren zastygam w zdziwieniu.
W momencie, gdy chcę odblokować urządzenie na wyświetlaczu pojawia się połączenie przychodzące od samej Jauregui.
Zbieram się chwilę, rozważając za i przeciw, ale jestem ciekawa czego chce dziewczyna.
-Uff, Camila. Martwiłam się.- słyszę od razu po odebraniu.
-Za dużo się martwisz, Jauregui.- rzucam oschle, siadając sztywno na łóżku.
-Rozmawiałaś wczoraj z moim chłopakiem, prawda?- brunetka ignoruje ton mojego głosu i kontynuuje delikatnie wypowiadając słowa, jakby bała się, że mnie urazi.
-Rozmawiałaś to za dużo powiedziane, Lauren.- wymawiam jej imię z pewnym chłodem i naciskiem.
-Nie wiem jak przebiegła ta rozmowa. Tyrone nie chce mi powiedzieć.- mówi, jakby do siebie.
-Dziwne, że się nie obudziłaś.- prycham i przewracam oczami, żałując, że zielonooka nie może tego zobaczyć.
-Krzyczał? Tak bardzo cię przepraszam, Camila.- gdy mówiła końcówkę wypowiedzi jej głos lekko się załamał.
Poczułam ukłucie w okolicy serca.
-Camila? Proszę, nie rozłączaj się.- mówiła szybko i gorączkowo, jakby faktycznie bała się, że zerwę połączenie.
-Jestem.- wychrypiałam po głębszym zamyśleniu.
Usłyszałam ciche westchnienie pełne ulgi.
-Nie powinnaś się mną tak przejmować, Lauren.- kontynuuję niewzruszona.
Gdy nie słyszę odpowiedzi, tylko niespokojny oddech brunetki, dodaję jeszcze kilka zdań.
-Chodziłaś sobie po parku szczęśliwa, nie dając znaku życia.- ton mojego głosu lekko się unosi, gdy kończę wypowiedź.
-Martwiłaś się?- w głosie dziewczyny wyczuwam nadzieję.
-Nie.- odpowiadam pewnie, zgodnie z prawdą. -Przecież byłaś w dobrych rękach.- dodaję, z prześmiewczym refleksem.
-Jesteś zazdrosna?- znów nadzieja, jednak trochę zgaszona moją wypowiedzią.
Prycham, nim rzucam czymś, co zapewne zabolało nas obie.
-Jesteśmy przyjaciółkami.- mówię twardo. -Przyjaciółki nie powinny być o siebie zazdrosne, Jauregui.- kończę, akcentując jej nazwisko.
Rozłączam połączenie, nie chcąc słuchać tłumaczeń zielonookiej.
~
Wchodzę do Yolanda Cookies, posyłając uśmiech przyjaciółkom.
-Mila!- krzyczy uszczęśliwiona Hansen i zamyka mnie w uścisku.
-Hejka.- Allyson wychyla się zza lady.
-Jest Sorey? Wypadałoby ją poznać.- mówię, gdy Dinah mnie puszcza.
-Dzisiaj jej nie ma, niestety.- wysoka blondynka patrzy w stronę drzwi wejściowych. -Ale będzie Normani.- wraca spojrzeniem na moją twarz z przeogromnym uśmiechem.
CZYTASZ
our story; camren
FanfictionNie planowały być przyjaciółkami, to był przypadek. Zapewne romans między nimi też nigdy nie miał zaistnieć.