Ludzie to przedziwne istoty. Zawsze będą tęsknić do tego, czego im brakuje. Będą trzymać zapałkę i szukać ogniska, będą pić herbatę, spragnieni kawy i zakochają się szczęśliwie, marząc o tragicznym romansie. Tęsknota ta, będąca głodem serca, będzie nęcić ich swym tajemniczym zapachem i zwodzić na manowce, byleby osiąść w ich duszach. Och, tak, dusze i serca tęsknią w człowieku najmocniej do tego wszystkiego, co jest mu obce lub niedostępne. Bo dusza człowieka i jego serce nie są z tego świata. One należą od początku do nieba, więc lgną do niego, jak zagubiony pies, który odłączył się od pana. Tak, panem serc i dusz jest niebo, tak wielkie i niezmierzone, mogące pomieścić wszystkie ich troski.
Ania Shirley tęskniła do wiosny. Tęskniła tak bardzo, że postanowiła przyciągnąć ją na Zielone Wzgórze za wszelką cenę. Któregoś więc ranka, rudowłosa wybiegła na podwórze jeszcze przed Mateuszem i udała się dróżką w stronę oddalonego o ćwierć mili dworku Linde'ów. Przy drodze tej, prawie dotykając domu, rosła wielka wiśnia. W lato jej kwiaty były tak obfite, że przykrywały liście, jednak teraz brązowe gałęzie dygotały z zimna. Shirley podskoczyła pod nią, próbując dosięgnąć zimnej gałęzi, jednak była stanowczo za niska na ten wyczyn. Przygryzła wargi, zastanawiając się nad tym, jak zdobyć wymarzoną gałązkę.
Gałąź była jej potrzebna do ozdobienia swojego pokoju. Przybrana córka Cuthbertów obrała sobie za punkt honoru, by zamienić swoje ściany w krajobrazy Avonlea. Jedną z nich poświęciła na Zielone Wzgórze, chcąc oddać mu szczególny hołd w swym nastoletnim sercu. Jednak, ku jej nieszczęściu, pomysł ten przyszedł do niej w środku zimy. Ach, gdyby Zima pozwoliła jej choćby zobaczyć Wiosnę. Pory roku jednak nie zmieniały się tak szybko, jak chciałaby tego Ania Shirley.
Oceniła wysokość drzewa i kopnęła nogą w pień. Wydawał się jej na tyle solidny, żeby mogła wejść na niego bez trudu. Potrzebowała jednak pomocy, by ktoś podsadził ją do wysokości, gdzie mogła już chwycić gałęzie.
Diany nie wypadało budzić o tej godzinie. Pani Barry powiedziałaby, że to w złym guście kłopotać młodą damę o tak wczesnej porze. Sosnowe Wzgórze nie wchodziło więc w grę. Maryla nie zrozumiałaby potrzeby Ani, Mateusz był zmęczony po wieczornym dojeniu krowy i potrzebował snu, a jedyną osobą, która mogła jej pomóc był...
— Jerry! — krzyknęła, biegnąc w kierunku stodoły. — Jerry, potrzebuję cię niczym Francja rewolucji, jak pan Philips golarki, jak Józia Pye loków! Jerry! — Wpadła do stodoły jak burza i spojrzała na zaskoczonego francuskiego chłopca.
— Musisz tak drzeć twarz, Anna? — Jerry przerzucił stos siana w stronę czarnego konia i poklepał go po boku. — Bell źle przez ciebie trawi.
— Ania! Powtarzałam ci, że jestem Ania! — obruszyła się. — Poza tym, Jerry Baynardzie, potrzebuję cię do wykonania najpiękniejszej rzeczy dzisiejszego poranka!
— Czy to jedna z tych d-damskich rzeczy? — Chłopak poprawił czapkę.
— Nie, imbecylu! — Poirytowana Ania rozglądała się nerwowo. Byleby nie obudzić Maryli, byleby nie obudzić Maryli. — To jedna z tych rzeczy, za które będziesz mi kiedyś dziękował. Chodź, nie mam całego dnia!
Jerry przewrócił oczyma i odłożył widły, po czym otarł czoło z potu i założył sweter. Od strony Zielonego Wzgórza powiało chłodem, jak gdyby Zima wiedziała już, że Ania Shirley wytoczyła jej wojnę.
•♡•
TO JEST SILNIEJSZE ODE MNIE, OKAY?
witam Was, moje skarby, w nowym FF do serialu Anne with an E.
Bazuje ono na scenie tańca z trailera. Mamy także motyw ślubu Prissy, więc bohaterowie nie mają tej słodkiej szesnastki. Ale nie martwcie się i bez tego będzie shirbert, rubert i dirry, bo why not!czekam na Wasze opinie, buziaki!
CZYTASZ
zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧
Fanfiction„Gilbercie, nie umiałam tańczyć i dobrze o tym wiesz. Myliłam się w krokach, zarówno na parkiecie, jak i w życiu. Potrzebowałam, żebyś mnie poprowadził do melodii, którą znaliśmy tylko my, ale głupio mi było to przyznać." Ślub Prissy ma się odbyć ni...