Całował ją zaledwie chwilę, lecz to wystarczyło, by po jego wnętrzu rozlało się ciepło, podobne temu, które budzi do życia ziemię po zimie. Jej delikatne wargi były tak miękkie, że miał wrażenie, iż jest tylko ulotną imaginacją. Wiosenny powiew przemknął przez jego zmarznięte serce, wzruszając jego lód, który roztapiał się w ciepłych łzach poruszenia.
Ruby odsunęła się zaraz od niego, przerażona i zarumieniona, bezradna wobec zaistniałej sytuacji. Kilka łez spłynęło jej po policzku, a w każdej z nich odbijały się jego zawstydzone oczy, gorejące uczuciem do niej. Nie wiedział, co zrobić; ta chwila jakoby przewróciła jego serce tak bardzo, że poczuł, jakby uderzyło w żebra.
— Jestem piękna, kiedy płaczę — szepnęła, pociągając nosem i wycierając usta rękawem. Już miał jej odpowiedzieć, gdy pani Linde pojawił się przy nich. Jej twarz przybierała na przemian czerwony i fioletowy kolor, a kobieta wachlowała się dłonią tak szybko, iż Liam był pewny, że za kilka chwil skręci nadgarstek. Teatralizacja tych gestów sprawiła, że nawet Ania Shirley, tak pompatyczna i pełna patosu w swych ruchach, uśmiechnęła się lekko.
— Święci pańscy, dzieci! — krzyknęła wzbudzona. — Cóż to za niemoralne zachowanie! — Oddychała ciężko, choć połowa zgromadzonych wiedziała, iż była to tylko gra, mająca podkreślić wagę sytuacji. Pani Linde, ta pocieszna i kochana kobieta, uwielbiała przesadne gesty.
— Chyba normalne w tym wieku — rzucił Moody, na co Józia przewróciła oczyma i westchnęła z dezaprobatą.
— Panienko Gillis, chodź tu, chodź, moje dziecko! — Kobieta przytuliła zszokowaną blondynkę, głaszcząc ją po włosach, jak gdyby ta znów stała się ofiarą pożaru czy czegoś podobnego, po czym zwróciła się do pianisty. — A ty, chłopcze, powinieneś się wstydzić... Ach, tak, moje biedne dziecko... — Spojrzała na Ruby, która wcale nie wyglądała na poszkodowaną, biedną czy przerażoną. Wręcz przeciwnie — na jej policzkach pojawiły się rumieńce, skryte pod kaskadą loków.
— P-przepraszam, j-ja... nie chciałem — szepnął skruszony chłopak.
— Gilbercie, zrób z tym coś! — Ruby uznała, że trzeba podtrzymać sytuację. Zwróciła się więc z stronę Blythe'a, zaskoczonego jej nagłym zawołaniem. Czarnowłosy, jakby niedowierzając, wskazał na siebie palcem, po czym uciekł spojrzeniem ku oknom, uśmiechając się lekko. — Gilbercie! — powtórzyła dziewczyna, niezadowolona z tego, że sytuacja traci nutkę dramatyzmu.
— On nic nie zrobi, Ruby! — wyrwało się Liamowi. — On nie ciebie kocha... — dodał, na co przyjaciółka Ani zakryła usta dłonią. Gilbert zrobił krok w jego stronę, jednak muzyk ani drgnął. — Wydaje ci się, że tak jest, ale to tylko i wyłącznie twoja wyobraźnia. A po co wyobrażać sobie miłość, skoro możesz ją dostać, tu, namacalnie... — Zdziwił się własną śmiałością, jednak czuł, że nie wytrzyma już dłużej, że jeśli nie wypowie tych słów, to chwycą go za gardło i uduszą. — Gilbert Blythe kocha A...
— Apsik! — Cole kichnął stanowczo za głośno, co wytrąciło wszystkich z równowagi. Pani Linde usiadła, mówiąc, że zaraz zemdleje, Józia zacisnęła ze złością ręce, Janka i Moody prawie leżeli pod parapetem ze śmiechu, a Ruby, Gilbert i Liam stali w bliskiej odległości, co raz wymieniając spojrzenia.
Blondynka czuła się tak, jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody, albo wrzucił do stawu Barrych w zimową noc. Przez jej ciało przebiegały dreszcze; ni to strachu, ni to ekscytacji. Na wargach wciąż czuła tamten pocałunek; przesunęła palcem po ustach, chcąc zabrać to uczucie, jednak ono przywarło do niej tak mocno, jakby w końcu odnalazło swoją panią.
CZYTASZ
zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧
Fanfic„Gilbercie, nie umiałam tańczyć i dobrze o tym wiesz. Myliłam się w krokach, zarówno na parkiecie, jak i w życiu. Potrzebowałam, żebyś mnie poprowadził do melodii, którą znaliśmy tylko my, ale głupio mi było to przyznać." Ślub Prissy ma się odbyć ni...