17. O tym Avonlea nie powie nikomu

3.9K 329 794
                                    

      Tak nie można, Blythe  szepnęła drżącym z emocji głosem. Gilbert popatrzył na nią zdziwiony, odsuwając się lekko.  Co powiedziałaby Ruby, Diana... Nie, Gilbercie, nie mogę.  Cofnęła się w kierunku drzew. Dlaczego się tak bardzo bała? Co się z nią działo? Przypomniało jej się, jak pan Philips napisał na tablicy "Andzia Shirley ma bardzo brzydki charakter". Miała, to prawda, bo właśnie on wymieszał dumę z obawą, że straci przyjaciółkę. Bo przecież nigdy nie miała przyjaciółki. Zganiła się w duchu wielkimi słowami o rozpaczy i niemoralności, po czym przesunęła się w stronę śnieżnej koronki. Wiatr przemknął pomiędzy soplami lodu i zabrzdąkał nimi niczym ministrant dzwoneczkami na Mszy Świętej. Księżyc, podobny do białej hostii na Podniesieniu skrył się w chmurach. Niezwykłe sacrum tej chwili zatrzymało zimowy czas.

       A więc wolisz tragiczność od romansu  szepnął sam do siebie, po czym spuścił wzrok.  Aniu, a cóż można? Na cóż pozwala twoja wyobraźnia?  Przeczesał palcami włosy i zadygotał z zimna. Nocny chłód obejmował ich silniej, niż mogliby oni siebie. Jak gdyby noc chciała kochać za nich, tańczyć za nich po tafli morza gwiazd i topić się w nich, gdy spadały na ziemskie dno.  Wolisz krople walerianowe od wanilii?  Przypomniał jej sytuację z panią Allan, która w czerwcowy dzień zakrztusiła się aniowym ciastem. 

       Och, Gilbercie, jesteś okropny!  Obruszyła się.  Zaraz się pożegnamy i tyle będziesz miał ze swego tańca!

      Widzisz, życie składa się tylko z powitań i pożegnań. Czy za pamięć o tych słowach dostanę nagrodę?  Ujął jej dłoń i pociągnął lekko.  Aniu, naprawdę nie umiesz tańczyć, zaufaj mi.  Zaśmiał się, na co ona fuknęła i uniosła głowę. Wiedział, że wstąpił na jej ambicję i krok ten udał mu się lepiej od całej drogi życia. 

       Jestem pewna, że zatańczę na weselu Prissy lepiej niż ty.  Spojrzała na niego, a w jej oczach zapaliła się iskra wyzwania. Ach, Ania Shirley uwielbiała rywalizować z Gilbertem Blythe'em! 

      Udowodnij, Andziu — szepnął.

      To nie był walc. Ani angielski, ani niemiecki, ani żaden inny. Nie było muzyki, świateł i oklasków, sukien z bufkami i eleganckich garniturów. Była tylko niedawna sierota w burej sukience i chłopiec w wypłowiałej czapce i koszuli, z której tak trudno było sprać węgiel. Trzymał ją w ramionach delikatnie, lecz pewnie, jak trzyma się zerwaną różę. I choć kolce jej odmowy wbijały mu się w palce, ten ból w jakiś sposób go upajał i sprawiał, że miał ochotę schwycić mocniej. Tak, żeby wbiły się prosto w serce i poruszyły nim jakkolwiek. 

      Kołysali się pomiędzy drzewami, co raz zerkając na siebie. Ania przymknęła oczy i wyobraziła sobie wiosenny wieczór. Z okien szkoły widać było Jezioro Lśniących Wód. Wszyscy uczniowie patrzyli, jak urzeczeni na dwie postacie wirujące po jego tafli. Pan Philips aż zmarszczył czoło i podrapał się po wąsie, a Prissy westchnęła cicho. A oni, jak dwie krople deszczu, wpadli w chłodne tonie, zatapiając się w morzu takich samych jak oni. Tak tragicznie zakochanych. 

     Dziś, patrząc na ich historię, można by stwierdzić, że zarówno Ania jak i Gilbert uwielbiali tragiczne romanse. Ona, bo nie pozwalała mu się kochać, a on, bo kochał ją mimo wszystko.

      W pewnym momencie ich biały parkiet stał się tak śliski, że Blythe poślizgnął się i runął do tyłu. Gdy już wywinął orła i leżał w śniegu, Ania pochyliła się nad nim zwycięsko. Jej rude warkocze odbiły się od ramion, strząsając z nich śnieg.

zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz