— Tak nie można, Blythe — szepnęła drżącym z emocji głosem. Gilbert popatrzył na nią zdziwiony, odsuwając się lekko. — Co powiedziałaby Ruby, Diana... Nie, Gilbercie, nie mogę. — Cofnęła się w kierunku drzew. Dlaczego się tak bardzo bała? Co się z nią działo? Przypomniało jej się, jak pan Philips napisał na tablicy "Andzia Shirley ma bardzo brzydki charakter". Miała, to prawda, bo właśnie on wymieszał dumę z obawą, że straci przyjaciółkę. Bo przecież nigdy nie miała przyjaciółki. Zganiła się w duchu wielkimi słowami o rozpaczy i niemoralności, po czym przesunęła się w stronę śnieżnej koronki. Wiatr przemknął pomiędzy soplami lodu i zabrzdąkał nimi niczym ministrant dzwoneczkami na Mszy Świętej. Księżyc, podobny do białej hostii na Podniesieniu skrył się w chmurach. Niezwykłe sacrum tej chwili zatrzymało zimowy czas.
— A więc wolisz tragiczność od romansu — szepnął sam do siebie, po czym spuścił wzrok. — Aniu, a cóż można? Na cóż pozwala twoja wyobraźnia? — Przeczesał palcami włosy i zadygotał z zimna. Nocny chłód obejmował ich silniej, niż mogliby oni siebie. Jak gdyby noc chciała kochać za nich, tańczyć za nich po tafli morza gwiazd i topić się w nich, gdy spadały na ziemskie dno. — Wolisz krople walerianowe od wanilii? — Przypomniał jej sytuację z panią Allan, która w czerwcowy dzień zakrztusiła się aniowym ciastem.
— Och, Gilbercie, jesteś okropny! — Obruszyła się. — Zaraz się pożegnamy i tyle będziesz miał ze swego tańca!
— Widzisz, życie składa się tylko z powitań i pożegnań. Czy za pamięć o tych słowach dostanę nagrodę? — Ujął jej dłoń i pociągnął lekko. — Aniu, naprawdę nie umiesz tańczyć, zaufaj mi. — Zaśmiał się, na co ona fuknęła i uniosła głowę. Wiedział, że wstąpił na jej ambicję i krok ten udał mu się lepiej od całej drogi życia.
— Jestem pewna, że zatańczę na weselu Prissy lepiej niż ty. — Spojrzała na niego, a w jej oczach zapaliła się iskra wyzwania. Ach, Ania Shirley uwielbiała rywalizować z Gilbertem Blythe'em!
— Udowodnij, Andziu — szepnął.
To nie był walc. Ani angielski, ani niemiecki, ani żaden inny. Nie było muzyki, świateł i oklasków, sukien z bufkami i eleganckich garniturów. Była tylko niedawna sierota w burej sukience i chłopiec w wypłowiałej czapce i koszuli, z której tak trudno było sprać węgiel. Trzymał ją w ramionach delikatnie, lecz pewnie, jak trzyma się zerwaną różę. I choć kolce jej odmowy wbijały mu się w palce, ten ból w jakiś sposób go upajał i sprawiał, że miał ochotę schwycić mocniej. Tak, żeby wbiły się prosto w serce i poruszyły nim jakkolwiek.
Kołysali się pomiędzy drzewami, co raz zerkając na siebie. Ania przymknęła oczy i wyobraziła sobie wiosenny wieczór. Z okien szkoły widać było Jezioro Lśniących Wód. Wszyscy uczniowie patrzyli, jak urzeczeni na dwie postacie wirujące po jego tafli. Pan Philips aż zmarszczył czoło i podrapał się po wąsie, a Prissy westchnęła cicho. A oni, jak dwie krople deszczu, wpadli w chłodne tonie, zatapiając się w morzu takich samych jak oni. Tak tragicznie zakochanych.
Dziś, patrząc na ich historię, można by stwierdzić, że zarówno Ania jak i Gilbert uwielbiali tragiczne romanse. Ona, bo nie pozwalała mu się kochać, a on, bo kochał ją mimo wszystko.
W pewnym momencie ich biały parkiet stał się tak śliski, że Blythe poślizgnął się i runął do tyłu. Gdy już wywinął orła i leżał w śniegu, Ania pochyliła się nad nim zwycięsko. Jej rude warkocze odbiły się od ramion, strząsając z nich śnieg.
CZYTASZ
zatańczysz, Shirley? | 𝐀𝐧𝐧𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐄 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧
Фанфик„Gilbercie, nie umiałam tańczyć i dobrze o tym wiesz. Myliłam się w krokach, zarówno na parkiecie, jak i w życiu. Potrzebowałam, żebyś mnie poprowadził do melodii, którą znaliśmy tylko my, ale głupio mi było to przyznać." Ślub Prissy ma się odbyć ni...