Rozdział XIX

1.9K 215 163
                                    

- Chuuya! Proszę cię, zejdź tu do nas na dół - po korytarzu rozległ się delikatny głos Ozaki.

- Niby po co?! - rudzielec siedział na ciepłej pościeli, raz po raz przecierając dłonią zaczerwienione oczy.

- Ktoś musi ubrać drzewko! - Ozaki wciąż stała, spoglądając ze smutkiem na pusty korytarz.

- Niech będzie, zaraz tam będę - Chuuya wcale nie chciał wychodzić i widzieć durnej twarzy tej makreli, ale ozdabianie drzewka to jego ulubiona część przygotowań świątecznych. Nie mógł sobie tego odpuścić, szczególnie przez kogoś takiego jak ta gnida.

- Czekamy.

Nakahara wyjął telefon i przejrzał się dokładnie w szybce ekranu. Miał zapuchnięte oczy i zaczerwieniony nos. Z miną niewolnika zwlókł się z łóżka, po czym podszedł do drzwi i uchylił je lekko, wyglądając na korytarz i upewniając się, że nikogo na nim nie ma. Szybko i bezszelestnie wślizgnął się do łazienki i przetarł sine powieki.

Spoglądając jeszcze raz na swoje odbicie, przeczesał rdzawe włosy i usilnie próbował wykrzywić spierzchnięte usta w lekkim uśmieszku, jednak te cały czas układały się w zmęczony i niezbyt ładny grymas.

- Kurwa... - oparł się o umywalkę i głośno zaklął, zdając sobie sprawę z bezradności swojej sytuacji.

Dazai. Ten chłopak siedzi tam na dole i wyczekuje spotkania z nim. Martwi się? A może jest dumny z uczuć, które obudził w jego małym i kruchym serduszku, zalewając go falą goryczy?

Uśmiechnął się w pustkę białej łazienki. Od kiedy taki był? Od kiedy przejmował się takimi gnidami jak Osamu?

Od kiedy zaczął kochać takie gnidy?

- Chuuya?! - do wrażliwych uszu rudzielca doszedł zaniepokojony głos Ozaki.

Postanowił olać swój okropny wygląd i tak jak stał, tak wyszedł. Wmaszerował na drewniane schody, mając kompletnie gdzieś rozprzestrzeniający się ostry ból z wypadku na miotle. Może przy okazji spadnie i nie będzie musiał spędzać czasu z tym idiotą?

Wszedł do salonu narażając się na zmartwione i zaniepokojone spojrzenie matki. Czerwone tęczówki otoczyły całą postawę podopiecznego, wyczuwając w jego zgarbionej sylwetce o wiele większe cierpienie niż Ozaki podejrzewała z początku.

- Kochanie... - czerwonowłosa wrzuciła szmatkę do zlewu i powoli zaczęła podchodzić do chłopaka.

- Nie - rudzielec szybko zapobiegł jej pouczającej gadce. - Gdzie ta gnida?

- Kto? - na bladym czole Ozaki pojawiła się łagodna zmarszczka, podczas gdy kobieta zastanawiała się nad słowami rudego. - Dazai? Poszedł do piwnicy po ozdoby. Pomoże ci, a ja w tym czasie idę wziąć krótki prysznic i się przyszykować.

- Kiedy przyjdzie twój kochaś?

- Chuuya... To nie jest mój kochaś - kobieta pokręciła przecząco głową. - Jeszcze. Przyjdzie około osiemnastej. Mamy półtora godziny. Ubierzcie drzewko, a potem siebie. Dazai ma jakiś odświętny strój, prawda?

- Nie wiem - rudzielec cicho mruknął, jednak potem zastygł w bezruchu, gdy usłyszał ciche kroki ze strony piwnicy.

- To jak będzie problem, to mówcie. Coś wymyślimy - czerwonowłosa posłała pokrzepiający uśmiech w stronę podopiecznego, przytulając go ciepło. Po chwili ciepłe powietrze powiało ucho Nakahary, gdy kobieta zaczęła cicho szeptać. - Porozmawiaj z nim. On żałuje.

Po tych słowach Chuuya mógł już tylko patrzeć, jak Kouyou mija się z brunetem na korytarzu, a jej miękkie włosy łagodnie falują przy każdym kroku.

Soukoku//Hogwart AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz