- Twoja kariera kończy się w tym momencie, dyrektorze Fukuzawa - Francis z lekkim rozbawieniem patrzył jak siwowłosy mężczyzna po raz setny przelatuje wzrokiem po poszczególnych linijkach dokumentu, a jego oczy z każdą sekundą otwierają się coraz bardziej. Gdy najwyraźniej przetrawił już ogólny sens druczku, zerknął na wciąż uśmiechającego się blondyna.
- Ministerstwo nie ma powodów, by mnie zwalniać.
- Tak samo jak nie ma pieniędzy - na twarzy Fitzergalda ukazał się delikatny, aczkolwiek fałszywy, cień współczucia. - A jak pewnie zdążyłeś się już zorientować, to pieniądze rządzą prawami tego świata.
- Wykupiłeś sobie to stanowisko? - oczy Fukuzawy błysnęły groźnie, kiedy ten gwałtownie wstał i szybkim krokiem podszedł do blondyna. - Nie mogę powierzyć tak wielkiej i powszechnej placówki komuś z wątpliwymi umiejętnościami.
- Powtarzam to po raz setny. Mam pieniądze - Francis zaakcentował ostatnie słowo, by mieć pewność, że jego sens trafi do zamkniętego umysłu starca. - Nie ma nic cenniejszego niż one. Żadne umiejętności, towarzysze czy inne bzdety. Zrobię wszystko, by wycisnąć z tej szkoły wszystkie pieniądze, co do ostatniego grosika.
- Pieniądze? - Fukuzawa z początku patrzył na przerażającą aparycję blondyna z mieszanką strachu i złości, jednak po chwili kąciki jego ust uniosły się w pobłażliwym uśmiechu . - Nie musisz mnie przekonywać czy wyrzucać. Oddaję ci tą szkołę dobrowolnie.
- Masz kategoryczny zakaz przychodzenia tu - Fitzergald patrzył jak, już całkowicie spokojny, dawny dyrektor zbiera swoje rzeczy do walizki.
- Zrozumiałem. Dopóki nie będzie to potrzebne, nie zobaczysz mnie tu.
- Potrzebny? Ty już nigdy nie będziesz tutaj potrzebny - nagle ciężka atmosfera została rozerwana przez szyderczy śmiech blondyna, który jednak ustał, nie doczekawszy się odpowiedzi na zaczepkę. - Poza tym, czemu nie walczysz o tą szkołę? Jak mniemam, to twój dorobek życia.
- To najlepsze co mogę zrobić. Nie sądzisz? - Fukuzawa złapał walizkę za rączkę i podszedł do drzwi. - Odsuwam się na kilka dni. Jestem pewien, że z twoim podejściem do tego stanowiska w ciągu tego czasu, ta szkoła runie, a ty zostaniesz sam. Wtedy wrócę. Gdy moi uczniowie będą mnie potrzebować - po tych słowach, drzwi huknęły, zostawiając blondyna sam na sam ze swoimi myślami.
- Popieprzony starzec.
~*~*~*~*~
- To są jakieś żarty, prawda? - wszyscy uczniowie w Wielkiej Sali jak jeden mąż, zaczęli dyskutować o słowach Fitzergalda. Chuuya mógł spokojnie przyznać, że większość z nich była tak samo zdezorientowana i zirytowana tą sytuacją co on sam.
- Proszę o ciszę - Francis głośno uderzył w mównicę, by zebrani zwrócili uwagę na jego osobę. - Od jutra zasady tej szkoły się zmienią. Kilka godzin temu wymieniłem kadrę pracowniczą na lepszych czarodziejów, którzy będą wiedzieć, co dla was najlepsze i rozwiną wasze umiejętności. Oczywiście, niektórzy znakomici profesorowie wciąż są tu z nami. Możecie im pogratulować, ponieważ nie łatwo było im utrzymać te pozycję! Wicedyrektorze Mori, ma pan kilka słów do powiedzenia?
Chuuya z pewną dozą odrazy i gniewu patrzył jak wspomniany mężczyzna wstaje ze swojego miejsca i z pełnym uśmiechem podchodzi do mównicy. Schyla się do mikrofonu, a z jego ust wydobywają się kolejne bezczelne kłamstwa, karmiące wszystkie puste umysły matołowatych uczniów. Nastolatkowie po jego niedorzecznych słowach porzucają resztki obaw, podzielając jego uśmiech i zaczynając wierzyć w lepsze jutro. Poczynają ufać dyrektorowi i jego absurdalnym spostrzeżeniom, przyjmując do wiadomości, że dyrektor Fukuzawa był tylko zabawką rządu. Jedynie kolejnym popsutym narzędziem w rękach Ministerstwa Magii. Zupełną odwrotnością nowego Francisa i jego niezależności. Czy tylko Chuuya widział jak jest naprawdę? Dlaczego reszta uczniów pozostała ślepa na te oczywiste sygnały?
CZYTASZ
Soukoku//Hogwart AU
Fanfiction[ książka była pisana przeze mnie dosyć dawno, gdzie moje skile w pisaniu były bardzo bardzo niskie, co szczególnie widać po pierwszych rozdziałach; but, wydaje mi się że tym dalej tym lepiej; za wszelkie błędy przepraszam z góry] anime: bungou stra...