>5< Szkoła

363 17 1
                                    

Cztery dni przed wyjazdem do Hogwartu Molly Weasley razem ze swoimi dziećmi i mną (ponieważ nie wiem jeszcze czy nie jestem tylko ich najmłodszym potomkiem) wybrała się uzupełnić przybory potrzebne do nauki w Hogwarcie. Wprawdzie ja musiałam kupić wszystko, ale większość już była gotowa. Musieliśmy zacząć zakupy od kufra dla mnie. Nowe szaty, zestaw składników do ważenia eliksirów, kociołek, książki (te Freda i Georga nie nadawały się do nauki) i na końcu różdżkę. Ostatnie miało 11 cali długości, było dosyć giętkie, miało rdzeń z pióra feniksa i było wykonane z dwustuletniego dębu. Czarodziej sprzedający mi różdżkę wspomniał, że to jedyna różdżka w jego sklepie, której on sam nie zrobił. To była ostatnia różdżka jaka została mu z tych, które wykonał jego ojciec. Było także duże prawdopodobieństwo, że w tej różdżce było pióro białego feniksa.
Jeszcze tego samego dnia rano otrzymałam list z Hogwartu.
Te cztery dni zleciały dosyć szybko. Na koniec otrzymałam zgodę na wyjścia do Hogsmlande.
-Estero, dostajesz trochę więcej galeonów tak jak Ginny. Zachwaj je na dobrą chwilę, ponieważ mogą wam się przydać. Jak ktoś was zaprosi to wtedy kupicie w Hogsmlande to co będzie wam potrzebne- Molly powiedziała mi to szeptem z uśmiechem na twarzy
-Ale gdzie zaprosi? I kto?
-Dowiesz się w swoim czasie.
Nie pytałam o nic więcej.
Dość ciekawe było przejście na peron 9 i ¾. Musiałam wbiec w ścianę pomiędzy peronem 9 i 10 na mugolskiej stacji King Cross. W Ekspresie do Hogwartu udało mi się znaleźć pusty przedział. Co było dosyć dziwne nikt nie spytał, czy może usiąść ze mną. Po kilku godzinach podziwiania widoków za oknem usłyszałam prefektów proszących o przebranie się w czarne szaty. Przebrałam się i łapałam wzrokiem kolejne góry za oknem. Powoli pakowałam mój bagaż podręczny i schowałam Dorę do kieszeni. Tradycyjnie użyłam zaklęcia. Powoli oswajałam się z różdżką. Była dla mnie sporym ułatwieniem. Nie musiałam skupiać tak dużo uwagi na formule zaklęcia. Było mi dużo lżej. Poczułam jak pociąg się zatrzymuje. Za szybą zobaczyłam peron pośród lasów. Nie były to zupełnie opuszczone lasy. Były one magiczne. Magię mogłam wyczuć na odległość bijącą z tego miejsca. Po opuszczeniu pociągu na peronie zobaczyłam wysokiego mężczyznę. To na pewno nie był zwykły czarodziej. Miał brodę i długi płaszcz na sobie. Obracał się we wszystkie strony i wołał coś w stylu "pirszoroczni tutaj!" Nie wiedziałam gdzie pójść. Co prawda nie byłam na pierwszym tylko na trzecim roku i powinnam znać to miejsce od dwóch lat, ale ja muszę być wyjątkiem. Na szczęście zobaczyłam Harrego i Rona. Podeszłam do nich.
-Gdzie mam iść?
-Chodź z nami.-Harry złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę, w którą zmierzali wszyscy uczniowie. Zobaczyłam powozy bez koni. Poruszały się same. Wsiadłam do jednego z Harrym, Ronem i Hermioną. Ostatnia patrzyła na mnie z wrogością, litością i poirytowaniem, jeżeli tak w ogóle można. Na końcu drogi powozów zobaczyłam ogromny zamek. Był wyjątkowy. Widziałam go kilka razy w książkach, ale rysunki to nie to samo co na żywo. Był naprawdę piękny. Po opuszczeniu powozów próbowałam się spytać Harrego, gdzie mam iść, ale go już tu nie było. Znalazłam się przed wejściem do zamku zupełnie sama. Długo nie stałam tam tylko weszłam do budynku. Od samego początku czułam magię tego miejsca. Dosłownie i w przenośni. Samo to miejsce było wyjątkowe. Długie korytarze i piękne tapety na ścianach. Czułam się tu dobrze. Pierwszym korytarzem na jaki trafiłam szłam prosto. Zobaczyłam na końcu wielkie otwarte drzwi. Szłam w ich stronę. Przy wejściu stał prawdopodobnie jeden z nauczycieli i wyraźnie na mnie czekał. Dokładniej czekała, starsza czarownica z poważnym wyrazem twarzy. Przywitała mnie z lekkim uśmiechem na twarzy i tak samo nieufnie jak dużo ludzi. Musiałam być tematem wielu plotek. W kilku książkach mój wizerunek także był rozpowszechniany. Mało osób dokładnie wiedziało, co się zdarzyło w szpitalu, ale plotkowanie to wręcz potrzebna część naszego świata.
Weszłam z nauczycielką do ogromnej sali z pięcioma stołami. Cztery z nich były zajęte przez wielu uczniów szkoły magii. Ostatni był ustawiony inaczej i przeznaczony dla nauczycieli. W momencie zwrócenia uwagi na mnie zrobiło się cicho. Nie pokazując zbędnych uczuć przeszłam przez całą salę. Dźwięk moich butów odbijał się od ścian. Na końcu czarownica kazała ustawić mi się tyłem do nauczycieli i przodem do uczniów. Na mojej głowie znalazła się jakaś stara tiara. Jak się potem przekonałam to nie była pierwsza lepsza tiara. Ona potrafiła mówić. Mimo iż było cicho ten szept słyszałam tylko ja.
'Czuje w tobie skrywaną siłę i ambicje, pasujesz mi do slytherinu, ale znam twoją nieskrywaną niechęć do tego domu...Tylko jeden dom powinnam ci przydzielić, kiedy ty pasujesz do wszystkich...'
-GRYFFINDOR!-tiara przestała szeptać, wręcz przeciwnie krzyknęła na całą salę
Przy jednym ze stołów uczniów były słyszalne niepewne oklaski. Podeszłam tam i usiadłam na samym brzegu ławki.
-Witam wszystkich w Hogwarcie! Pierwszoklasistów i naszą nową trzecioklasistkę najserdeczniej. W tym roku w Hogwarcie wydarzy się coś, czego większość z was się nie spodziewała. Nasza szkoła zorganizuje Turniej Trójmagiczny!-dyrektor przypomniał jeszcze kilka zasad i rozpoczęła się uczta
Potem prefekt zaprowadził mnie i pierwszoklasistów do Pokoju Wspólnego Gryffindoru oraz do dormitoriów. Weszłam do wskazanego przez chłopaka pokoju. Zobaczyłam tam trzy dziewczyny i czwarte łóżko z moimi rzeczami. Dwie z nich znałam, Hermiona i Ginny. Ostatnia miała ciemniejszą cerę i wyjątkową urodę. Dziewczyna podeszła do mnie i przedstawiła się jako Patil Parvati. Lekko się do mnie uśmiechnęła i wróciła na swoje łóżko. Zanim zebrałam się do przedstawienia się zrobiła to za mnie moja bliźniaczka.
-Patil to jest moja bliźniaczka, Estera.
-Dzięki Ginny, umiem sama się przedstawić.
Hermiona do samego zaśnięcia nie odezwała się słowem.

Przeklęta WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz