Z tego, czego się później dowiedziałam, pierwsze zadanie turnieju miało się odbyć w listopadzie. Zawodnikom został niecały miesiąc na przygotowania.
Cedrik zachowywał się tak, jakby tej rozmowy w starym gabinecie nie było. Ja co prawda też. Nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Każdy był zajęty swoimi obowiązkami. Z Maurym miałam mały kontakt. On miał lekcje z siódmoklasistami, ja zupełnie gdzie indziej. Na korytarzach mijaliśmy się wymieniając uśmiechy. Dochodziły do mnie plotki o tym, że jesteśmy razem. Ludzie kochają plotkować.
W dormitorium panowała cały czas dosyć napięta atmosfera. Wydawało mi się, że Hermiona coraz bardziej mnie nie lubi. Ginny czasami opowiadała mi, co się dowiedziała, ale to nie było nic szczególnego.
Pozostałam sama. Środowisko stworzyło mi taką sytuację. Mam tak od urodzenia. Może właśnie nie mam przyjaciół, ponieważ ich nie potrzebuje? Albo oni nie potrzebują mnie.
Pozostałam silna. Uznałam, że tak będzie dla mnie lepiej. Później się przekonałam, że się nie myliłam.
Z lekcji wiedziałam wszystko. Dosłownie wszystko. Usłyszałam i zapamiętałam. Nie byłam, aż taka chętna do odpowiedzi. Nie musiałam być. Zawsze któryś nauczyciel spytał mnie. Odpowiadałam bezbłędnie. Co do magii-mogłam nie umieć rzucić danego zaklęcia-nieważne. Wymawiałam na głos formułkę, a używałam mojej magii. Wyglądało to, jakby znała wszystkie zaklęcia. Próbowałam moich mocy. Nie potrafię robić rzeczy nieprawdopodobnych, ale potrafię zrobić więcej niż wszyscy. Potrafię zrobić dużo więcej niż mój rocznik. I więcej niż kolejne także.
Czas płynął, a ja nie czekałam na więcej. Z wieloma rzeczami bardzo łatwo mi się pogodzić i przyzwyczaić. Najtrudniejszą rzeczą jest samotność. Do tego też udało mi się przyzwyczaić. Może i mogłam mieć przyjaciół, ale ich na siłę nie szukałam. Może to była moja wina. Nie obchodziło mnie to. Musiałam walczyć o swoje.Wróciłam z ostatniej piątkowej lekcji. Weekend? No, jasne. Tylko akurat w moim przypadku to dużo nie znaczyło. Postanowiłam po zjedzeniu obiadu przejść się kawałek. Obeszłam pół zamku i wylądowałam na siódmym piętrze. Nie często tam bywałam. Czasami trafiłam tam. Nie było na tym piętrze nic ciekawego, oprócz kilku zamkniętych drzwi i łazienek. Korytarz skręcał i na tym właśnie zakręcie wpadłam na...Maury'ego. Był sam. Skończyłabym na posadzce, ale złapał mnie. Miał już wprawę w noszeniu mnie, to i ze złapaniem nie miał problemu. Na całym korytarzu było cicho i nikt tego nie przerywał. Maury przyłożył palec do ust, kiedy chciałam podziękować, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wrócił się kawałek i stanął przed najprostszą ścianą w Hogwarcie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zaczął czego do tej ściany szeptać. Chodził wzdłuż wybranej ściany, a ja stałam i obserwowałam to, co robi. Co mnie bardzo zdziwiło, po chwili na ścianie pojawiły się ogromne, dużo zdobione drzwi. Maury złapał klamkę i je otworzył. Przepuścił mnie grzecznie i sam wszedł za mną do przytulnego pokoju. Znajdowała się tam sterta poduszek, dwa lub trzy materace i stoliczek z dwoma pufami. Nie chciałam już opuszczać tego pokoju.
-No to...zostajesz tu na zawsze ze mną, piękna?
-Nie wiem...-powiedziałam to tak inaczej, tak podpuszczająco
-Na pewno? Mamy poduszki
-Poduszki są przekonywujące.
Na ścianach znajdowały się delikatne zdobienia zmieszane z dużymi lustrami. Całość znajdowała się w świetle kryształowego żyrandola umieszczonego idealnie na środku pomieszczenia. Wszystko wydawało się być przemyślane i bardzo potrzebne mi w tym momencie.
-Po co mnie tu zaciągnąłeś?
-Chciałem poćwiczyć.
-Zaklęcia?
-Na pewno te, które będą przydatne na turnieju.
-Mogę z tobą poćwiczyć.
-Świetnie-uśmiechnął się do mnie
Całe popołudnie minęło bardzo szybko. Mimo wszystko potrzebowałam przyjaciół. Może Maury nie był moim przyjacielem, ale za to świetnym towarzyszem. Ćwiczyliśmy zaklęcia, śmialiśmy się i leżeliśmy na całej stercie poduszek. Było miło, zabawnie i pożytecznie. Dość dużo nowych zaklęć mogłam do woli próbować na pojawiających się w tym magicznym pokoju manekinach. Tak naprawdę pierwszy raz zobaczyłam, jak czarują normalni czarodzieje. Do tej pory korzystałam z mojej magii i nawet formułki zaklęć nie były mi potrzebne. Maury pomagał mi zrozumieć niektóre zaklęcia i pokazywał jak mam je rzucać. Gdy byliśmy sami był dla mnie czuły, delikatny i uśmiechnięty. Mimo to w dalszym ciągu przeczesywał włosy ręką, jakby chciał zaimponować całej grupie dziewczyn. Pozostawał męski. Imponował mi, ale nie mogłam dowiedzieć się niczego więcej na temat moich uczuć skierowanych do niego. On wywoływał mój uśmiech i zauważałam jego zalety, których miał tak wiele. Potrafił jednym porozumiewawczym uśmiechem poprawić mi humor na cały dzień. Wiedziałam na niego jak reaguje, a moje ciało czuło się dobrze w jego towarzystwie. Ale mimo to, gdy tylko widziałam Diggory'ego to moje serce przestawało pracować prawidłowo i odmawiało posłuszeństwa. Zawsze, gdy przechodziłam obok pokoju wspólnego Puchonów czekałam, aż zobaczę go znowu. Jednocześnie pragnąc go zobaczyć nie chciałam go spotkać. Istniała duża szansa, że zrobiłabym wtedy z siebie idiotkę i popsułabym wszystko. Strach i oczekiwanie nie dawało mi spokoju. Zupełnie tego nie rozumiałam. Chciałam mieć jednocześnie dwie bardzo odległe od siebie rzeczy. Chciałam coś bardzo od niego, ale wiedziałam w głębi, że na to nie zasługuje.Wiedziałam, że nie zasługuje na niego.
Ale musiałam być uparta i dalej wierzyć w cuda. Chciałabym się czasami tej wytrwałości i siły pozbyć. Mogłabym sobie dać spokój. Musiałam sobie komplikować życie, które i tak już było skomplikowane. Miałam tego dosyć. Może to było dziwne, ale miałam sama siebie dosyć.
Wróciłam wieczorem do dormitorium i nie oglądając się za siebie poszłam spać. Będę miło wspominać ten piątek.
W kolejnych dniach nie ukrywałam się po krańcach biblioteki. Szybko odnalazłam Maury'ego i przeszłam się z nim kawałek korytarzem. Nie wiedziałam dokąd idziemy i na początku myślałam, że to przypadkowe miejsce. Potem okazało się, że nie przypadkowe. Na dziedzińcu było dosyć dużo uczniów, ale Maury prowadził mnie do dwóch innych uczniów Durmstrangu. Kątem oka zobaczyłam rozwalonego na ławce wśród grupki Puchonów Diggory'ego. Pierwszy raz próbowałam zachować zimną krew, co mi się po części udało. Udawałam niezainteresowaną Puchonem i uśmiechałam się do Maury'ego. Kilka dziewczyn, a najwięcej Krukonek z czwartej i piątej klasy z chęcią wrzuciłyby mnie do jeziora i zajęły moje miejsce. Maury stał się popularny, gdy został wylosowany do turnieju.
-Gdzie dokładnie idziemy?
-Chciałem przedstawić cię moim dwóm kolegom. Nie masz nic przeciwko?
-No jasne, że nie. Z chęcią ich poznam.Zobaczyłam Harry'ego podchodzącego do Cedrika. Idąc przez korytarze nie trudno było zauważyć plakietki, kibicujące Cedrikowi i obrażające Harry'ego. Sam Diggory nie miał tej plakietki, ale wśród jego przyjaciół ciężko było się dopatrzyć chociażby jedną osobę bez niej. Reprezentanci Hogwartu odeszli na inny korytarz. Straciłam ich z pola widzenia.
Nie trudno było się domyślić, że w Durmstrangu nie oszczędzali uczniom ćwiczeń fizycznych. Większość Bułgarów miała rozbudowane mięśnie. Koledzy Maury'ego również. Mimo to nie czułam do nich niczego więcej oprócz ciekawości, związanej z nimi samymi i z poznaniem ich.
Byli dla mnie dość mili. Jeden polubił mnie i traktował prawie jak dziewczynę Maury'ego, a drugi...po prostu mnie znosił. Nikomu to za bardzo nie przeszkadzało. Maury cały czas pilnował, żebym się nie nudziła i trzymał mnie z dala od Eryka. Eryk był tym drugim kolegą Maury'ego. Czas na dziedzińcu i błoniach minął tak samo przyjemnie jak w magicznym pokoju. Na koniec żegnałam się z Maury'm i tylko on słyszał to, co mu powiedziałam.
-Dziękuję. Dziękuję za to, że jesteś.Powiedziałam mu to prosto do ucha i szybko pocałowałam w szyję. Pobiegłam kawałek, odwróciłam się i pomachałam chłopakom. Zobaczyłam uśmiech na twarzy Maury'ego. Jeszcze przez chwilę mogłam się dowiedzieć z jego twarzy, że nie spodziewał się, że zrobię to co zrobiłam. I właśnie o to mi chodziło. O moment pozytywnego zaskoczenia.
CZYTASZ
Przeklęta Weasley
FanfictionBill, Charlie, Percy, Fred, George, Ron i Ginny- siódemka dzieci Molly i Artura Weasley'ów. W tym najmłodsza i jedna córka. Ale co jeśli Ginny ma...bliźniaczkę?