14.

1.5K 73 16
                                    

*Perspektywa Franza*

Po moich słowach aż przeszedł ją dreszcz. Nie chciałem jej skrzywdzić. Jedynie zobaczyć, jak brzydzi się moimi słowami. Jak każda inna kobieta... Jestem taki odrażający, każdy się mnie brzydzi. A Anna ? Anna jest takim polskim kwiatem wojny. Jest odważna, gdyż robi wszystko dla kraju i swych przyjaciół. Ma takie dobre serce. Nawet dla mnie, a ja ani trochę na te serce nie zasługuję. Odsunąłem się od niej i spojrzałem troskliwie.
 
- Juz ci powiedziałem, że będę cię chronić przed każdym niebezpieczeństwem więc głupotą byłoby,  gdybym cię teraz skrzywdził.

- A więc co miałabym zrobić, abyś go wypuścił ? - westchnęła

- Powiedz mi najważniejsze informacje o człowieku, który chciał cię skrzywdzić.

- Czy to jedyna droga? - posmutniała.

- Tak, to jedyna droga.

- Dlaczego ci tak na tym zależy ?

- Nie twój biznes. To jak mówisz, czy nie?

- Kamil Czarnecki... Tak się nazywa mój owy wróg. - uśmiechnąłem się pod nosem.

- Jak widzisz zawsze otrzymuje to, co zechcę. Nigdy nie odpuszczam... może czasem mój cel wymaga więcej uwagi i czasu. Ale jeśli postawie sobie cel, to go zdobywam.

- Rozumiem - powiedziała nieco spięta.

- Twój koleżka jest wolny. - nalałem sobie alkoholu i spojrzałem w okno. Straciłem w jej oczach. Już na zawsze.

- Dziękuję. - odpowiedziała. A ja byłem zaskoczony. Przecież ja narobiłem tego syfu... Napisałem list do szpitala, że mają go stąd zabrać. Wręczyłem go Annie, a ona wybiegła z mojego gabinetu taka szczęśliwa... Taka szczęśliwa, jak ja nigdy nie byłem i nigdy nie będę. Chciałbym, żeby z mojego powodu się uśmiechała. Ale kto by się uśmiechał z powodu potwora? Chciałbym, aby przed naszym spotkaniem i podczas niego się uśmiechała. Ale kto uśmiechałby się przed spotkaniem z diabłem? Chciałbym, aby uśmiechala się w naszym.. znaczy moim domu. Ale kto uśmiechałby się w piekle? Rozmyślałem o niej.. upijając się na smutno.

*Perspektywa  Anny*

Wybiegłam z gabinetu szczęśliwa, bo w końcu mogłam mu pomóc. Biegłam do szpitala. Nagle przy mnie zatrzymał się samochód. O nie, oby nie Niemcy. Otworzył jakiś facet.

- Gdzie panienka biegnie?

- Do szpitala..

- Dobrze się składa, bo również tam jadę. - wysiadł i otworzył mi drzwi. Po chwila zasiadł ponownie za kierownicą...

- Dziękuję.

- Ależ nie ma za co. Dlaczego pani tak śpieszno? Właściwie to jestem Witek! Witek Janecki.

- Anna Szymańska. Mój przyjaciel był przesłuchiwany. Ale go wypuszczono. Potrzebuję lekarza, który mu pomoże . - zmartwiłam się jego stanem. Witek złapał mnie za dłoń i zaczął delikatnie głaskać.

- Nie martw się będzie dobrze. Obiecuję, że twój przyjaciel z tego wyjdzie. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się. W końcu mu się przyjrzałam. Krótkie, ciemne włosy zaczesane do tylu. Brązowe, błyszczące oczy. Wyglądał na 22 lata. Ale widać było zmęczenie spowodowane , tą cała wojną. Jego uśmiech był kojący. Po chwilii Witek zmienił trasę i zrobił bojową i tajemniczą minę.

- Co robisz?! Gdzie mnie chcesz wywieźć ?! - no to mam problem... Zaufałam obcemu, to był największy błąd w moim życiu.

•Serce, czy rozum? - Opowieść, jak pokochałam wroga •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz