19.

1.4K 80 22
                                    

*Perspektywa Franza*

Dostałem telefom o tym, że ten cały Kamil już czeka na przesłuchanie. Pojechałem tam. Będąc już w budynku dopisywał mi świetny humor. Szedłem i pogwizdywałem sobie jakąś  melodię. Wchodząc do celi zrobiłem głęboki wdech. Zobaczyłem go. Człowieka, który chciał skrzywdzić Annę. Od razu moje nerwy wzięły górę. Usiadłem na przeciwko niego. I spojrzałem w papiery.

- Hmm.. Powiedz mi czy masz jakąś rodzinę? - nie odpowiedział.
Wstałem i kopnąłem w krzeslo, na którym siedział a on z niego spadł uderzając głową o podłogę. Od razu można było wyczuć u niego strach. Inaczej było z Cichockim..

- Jeśli będę chciał to i tak będę miał to, co zechcę. Mogę zniszczyć twoją rodzinę tak, jak ciebie.- kucnąłem obok niego - Rozumiesz?

- Oczywiście, że będziesz miał to, co zechcesz. Masz juz nawet dziwkę w domu. - tego było już za wiele. Uderzyłem go w twarz, łamiąc mu nos.

- Dodasz coś jeszcze?
- N-nie.

-Właściwie... to wiesz  dlaczego tu się znajdujesz ? - prychnąłen

- Nie wiem ! Jestem niewinny ! - znów uderzyłem go w twarz. Rozciąłem mu usta. Po chwili zacząłem wyrywać mu paznokcie.

- Wiesz dlaczego tu jesteś? - zapytałem ponownie

- Nie - wyrwalem kolejnego paznokcia

- Wiesz ?

- Nie ! - powtórzyłem czynność.

- Hmm już wiesz ?

- Jaa.. nie ! Jestem niewinny!  - wyrwałem mu paznokcie z obu dłoni. Strasznie krzyczał...

- A może teraz? - śmiałem mu się w twarz.

- J-ja naprawdę nie wiem ! - wziąłem do ręki nóż.

- Albo otwierasz usta i mówisz albo pobawimy się inaczej. - nic nie mówił. Wziąłem nóż i rozciąłem mu brzuch.

- Proszę przestań. Zrobię wszystko. Chyba wiem, chyba wiem !

- Więc mów - wytarłem nóż, którego pokrywała krew. Kamil w końcu zaczął mówić. Opowiedział mi wszystko.- Wiesz co za tym idzie ?

- N-nie..

- Coś gorszego niż śmierć. - Werner! Przynieś sól!

- Jawohl! - odpowiedział żołnierz.

- Błagam nie! Zrobię wszystko. Mogę być szpiegiem ! Mogę zrobić wszystko!

- Jesteś aż takim tchórzem ?! Ha! - splunąłem mu na twarz. - Grałeś na skrzypcach?

- Tak-k.

- Hmm - kucnąłem i zacząłem wyłamywać mu palce.- Co ty na to ? - prychnąłem

- NIEEE! PROSZĘ ZOSTAW! - w tym momencie przyszedł Werner. Przyniósł to, o co prosiłem.

- Możesz odejść Werner. - zacząłem wcierać sól w rany tego Polaka. Wił się z bólu. Po około godzinie ,,zabawy,, Wstałem i spojrzałem na niego. Był już cały we krwi. Miał połamanych wiele kości. - A teraz niespodzianka ! Werner ! Wprowadź Lucyfera. - do celi wszedł ogromny pies.- Nudzi mi się zabawa z tobą. Mam dziś dobry humor więc nie chce mi się z tobą dłużej bawić. - westchnąłem-  Lucyfer... kolacja. - Wychodząc z celi słyszałem jedynie krzyk i szczekanie psa.

•Serce, czy rozum? - Opowieść, jak pokochałam wroga •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz