*Perspektywa Anny*
Franz patrzył na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam odczytać. Cała trzęsłam się ze strachu i gniewu, który przeradzał się w furię. Niemiec podszedł do mnie i chciał pomóc mi wstać. Odrzuciłam jego dłoń.
- Poradzę sobie sama! - warknęłam. Mięśnie jego twarzy napięły się, ale nic nie powiedział.
Gdy wstałam, a raczej próbowałam wstać kolana się pode mną ugięły. Prawie upadłam, lecz poczułam jak Franz chwyta mnie w pasie i trzyma mocno. Obrócił mnie w swoją stronę.- Czasem warto przyjąć pomoc. - podniósł brew do góry i oczekiwał czegoś.
- Dziękuję... - powiedziałam praktycznie niesłyszalnie. Zauważyłam uśmiech na jego twarzy i złość nieco ze mnie zleciała. Gdyby częściej się uśmiechał... Gdyby częściej był człowiekiem...
.
.
.Gdy dojechaliśmy do willi szybko udałam się do mojego pokoju. Nie chciałam z niego wychodzić, ale wiedziałam że nie będę mogła siedzieć tutaj przez całą wieczność. Podniosłam się do pozycji siedzącej, spojrzałam w lustro. Nie widziałam w nim osoby, którą byłam jeszcze niedawno. Sińce pod oczami robiły się coraz większe, a oczy straciły swój blask i iskierkę nadziei. Twarz stała się koścista. Skóra blada. Zaczynałam wyglądać jak śmierć. Ciągły stres, nieprzespane i przepłakane noce, dni wojenne, w których liczy się każda minuta... to dla mnie za wiele. Marzyłam o normalnej dorosłości, a jestem w piekle...
- Boże mój drogi... dlaczego na to pozwalasz? - westchnęłam. Chwyciłam grzebień i sunęłam lekko po moich oklapniętych włosach, które wręcz traciły mój kolor. Przymrużyłam oczy i przypominałam sobie czasy gdy czesała mnie mama. Moja ukochana rodzicielka, która już nie cierpi... która jest już po drugiej stronie. Jedna łza spłynęła po mym policzku. Chwilę później poczułam dłoń na ramieniu. Otworzyłam oczy, ponownie spoglądając na lustro. Stał za mną on... mężczyzna, który powoduje u mnie sprzeczne emocje. Zarazem czuję przy nim strach i bezpieczną przystań. Chcę wbić mu nóż w plecy i wtulić się w jego ramiona. Chcę ukryć się przed nim i rozebrać ze wszystkich moich zmartwień. Nienawidzę go, ale zależy mi na nim i martwię się o niego.
-Co on ze mną robi?! To chore... - pomyślałam. Odłożyłam grzebień i odwróciłam się w jego stronę cała spięta. Spojrzał na mnie badającym wzrokiem.
- Dlaczego płakałaś? - spytał i starł moją łzę.
- Chwila słabości, wszystko w porządku. - odwróciłam się od niego. Chwycił mnie za podbródek i znów patrzyłam w jego oczy, w których wyczytać mogłam troskę. Nie rozumiem tego człowieka.
- Nie odwracaj się ode mnie. - próbowałam się wyrwać, ale trzymał mocno. - Jesteś przy mnie bezpieczna.
- Tak jak ten mały chłopiec!? - warknęłam a jego mięśnie się spięły.
- Ten mały chłopiec był żydem! - krzyknął.
- To nie ma znaczenia! Był taki sam jak ja! Jak ty! - uderzyłam go oskarżycielsko palcem.
- Nawet tak nie mów... - powiedział przez zęby.
- Bo co? Zabijesz mnie? - głos mi nie zadrżał, ale bałam się. Przez chwilę zapadła cisza. Słychać było jedynie bicie naszych serc.
- Nie zabiłbym cię. - puścił mnie. - Nie potrafiłbym... - zamierzał opuścić pokój, ale chwyciłam go za rękę.
- O co w tym wszystkim tak właściwie chodzi? - ścisnął mocniej moją dłoń. Obrócił mnie i przygwoździł do ściany. Ze strachu poczułam szybsze bicie serca. Łagodnie przejechał dłonią po moim policzku.
- Ty mi powiedz... To ty jesteś powodem wszystkiego co czuję. - dotknął kciukiem moich ust. Puścił mnie i wyszedł.
CZYTASZ
•Serce, czy rozum? - Opowieść, jak pokochałam wroga •
Ficción históricaSerce - nie sługa. Czy lepiej iść za sercem? Czy rozumem? Czy zakazane uczucie jest w stanie przetrwać? Czy podczas wojny jest miejsce na miłość? ___________________________________________ * #1 historyczne * * #1 major * [ WOLNO PISANE ]