V

9 3 2
                                    

Adam Bałdyś opierał się o ścianę przystanku z dłońmi włożonymi do kieszeni kurtki i głową odchyloną do tyłu. Pozycja była wygodna, tak, ale też ograniczała jego pole widzenia i nie pozostało mu nic innego, jak obserwowanie Aleksandra spod przymrużonych powiek. Leniwie wodził wzrokiem za chłopakiem przemierzającym w kółko tę samą ścieżkę, miarowymi, ale niecierpliwymi krokami. Czekali tu, w przyćmionym świetle latarni, już kilka minut, w czasie których Adam z rozbawieniem zdążył pomyśleć, że może nie powinien tak nagle wspominać o swoim pianinie. Wtedy w Siemińskim nie narodziłaby się ta gwałtowna, stanowcza potrzeba, żeby natychmiast posłuchać jego gry. Co prawda chłopak wykazał się przemyślnością na tyle, że zapytał, czy nikomu nie będzie przeszkadzała ich wizyta o tej godzinie – to zaskoczyło Adama, bo mimo niewątpliwego dobrego wychowania, Aleksander nigdy nie zdawał się przejmować ogładą towarzyską, tym, co „przystoi", a co „nie wypada". Zadał jednak Adamowi jedno pytanie i kiedy usłyszał satysfakcjonującą odpowiedź, nic już nie mogło odwieść go od pomysłu odwiedzin. Jedynie raz na jakiś czas rzucał Bałdysiowi skupione, zamyślone spojrzenia, jakby chciał zapytać o coś jeszcze. Widocznie zdecydował, że odpowiedzi przyjdą same;– lub że nie powinien pytać o tematy, na które sam nigdy nic nie mówił; bo to, że słowa na temat jego rodziny nie wydobywały się z tych ust, było jasne jak zorza w wyjątkowo mroźną noc.

— Może powinnyśmy pójść na nogach? — zasugerował w końcu Adam, próbując nie brzmieć na tak rozbawionego, jak faktycznie się czuł, gdy obserwował niecierpliwość drugiego chłopaka.

— Byłoby szybciej? — Al uważnie na niego spojrzał.

— Nie, ale chociaż kroki przybliżałyby cię do celu, zamiast tylko marnować twoją energię.

Siemiński żachnął się i przez chwilę pozostawał cicho, wciąż maszerując po chodniku.

— Gdzie właściwie mieszkasz? — zagaił już z mniejszym zaangażowaniem.

— Na Podgórzu*.

— Dzięki wielkie— odparł blondyn z ironią.

Adam zignorował sarkazm, wyprostował się i zerknął na tablicę odjazdów. Tramwaj powinien zaraz się pojawić.

— Niedaleko Placu Bohaterów Getta — uściślił, wybrawszy chyba najbardziej charakterystyczny orientacyjny punkt.

Siemiński kiwnął głową, a potem raptownie odwrócił ją w kierunku nadjeżdżającego pojazdu. Gdy drzwi otworzyły się przed nimi, chwycił obiema dłońmi barierki i podciągnął się na nich w górę. Adam nie wiedział, jak można być pełnym czystej, dziecięcej energii, a jednocześnie robić wszystko z gracją; przyciągać spojrzenia, wyglądając dostojnie w całkowicie naturalny sposób.

W tramwaju lampa nad nimi nieustannie gasła i zapalała się od nowa. Obaj się w nią wpatrywali, dając tematom przepływać między sobą. To pozwoliło Bałdysiowi zapomnieć o stosie ubrań leżącym w salonie, który jednak szybko wrócił do jego myśli, kiedy tylko wysiedli w zimną, listopadową noc. Prawdopodobnie powinien też przejąć się niezjedzoną owsianką z czwartku czy banalną warstwą kurzu na meblach, ale mentalnie wzruszył na to ramionami. Szturchnął Aleksandra w kierunku przejścia dla pieszych. Chłopak szedł za nim dalej, mówiąc o ostatnio spotkanej dziewczynie, która najwidoczniej uwielbiała jakiegoś australijskiego pisarza, o którym Adam nawet nie słyszał; zamilkł dopiero na klatce schodowej.

Klatka była ciemna i składała się z wyblakłych ścian – ich żółty kolor ledwo przebijał się przez warstwę rozłożonego czasem tynku. Szare schody prowadziły jedynie jedno piętro w górę i to właśnie do wejścia u ich szczytu skierował się Adam. Wyciągnął klucz z kieszeni, przekręcił go w zamku i popchnął drzwi kolanem. Otworzyły się ze zwyczajnym skrzypieniem, po czym zatrzymały, zapewne na rzuconej gdzieś parze butów; Bałdyś bezceremonialnie przepchnął je dalej, pozwalając Aleksandrowi wejść. Otoczyło ich ciepłe, przyjemne powietrze, swojskie w stopniu, w jakim Adam nie podejrzewał, że mogłoby być. Ganek był mały, tak mały, że gdy chłopak nachylił się, by wcisnąć włącznik światła, musnął torsem ramię Siemińskiego. Jarzeniówka zapaliła się nad nimi, a Bałdyś zdeprymowany zauważył, że Al wbija w niego skoncentrowane oczy z bardzo bliskiej odległości. Nic jednak nie powiedział.

Neon brotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz