Było wciąż jasno, kiedy stara, metalowa furtka wydała z siebie rozpaczliwy zgrzyt, uchylając się, i chłopcy wpadli na podwórko. Tego dnia mieli napięty grafik, więc zerwali się z matematyki, wsiedli do tramwaju, a cała droga zeszła im na kłótni o to, który plan na Sylwestra jest wart swojej realizacji. Przed wróceniem do mieszkania musieli jeszcze wstąpić do Żabki, bo Adam, rzecz jasna, zapomniał o serze; a powiedział, że zrobi dziś makaron ze szpinakiem, swoje popisowe danie - popisowe na tyle, że przekonało jego mamę, iż jej jedyny syn nie umrze z głodu, kiedy będzie pozostawiony sam sobie. Bałdyś po głębszym namyśle nie był wcale przekonany, że on gotujący dla kogokolwiek to dobry pomysł, ale, słowo się rzekło, miał na głowie przygotowanie obiadu. I to przygotowanie w ograniczonym zakresie czasu, jako że o osiemnastej mieli się zjawić na koncercie.
Sylwestrowa dyskusja zdążyła mu jednak wytrącić wszystkie takie przemyślenia z głowy, więc kiedy szedł przez zarośnięty chodnik z siatką obijającą mu się o łydkę i Alem po prawej, po prostu kontynuował swój wywód.
- Impreza w stylu lat osiemdziesiątych to wciąż impreza, tylko po prostu ma lepszy klimat - upierał się. - Poza tym, wtedy powstały najlepsze hity. No i można się ucharakteryzować na Davida Bowiego. Przecież to świetne.
- Dla ciebie świetne byłoby wszystko, co choć trochę nawiązuje do historii. Jakiejkolwiek - wytknął Siemiński. - Tym tokiem myślenia, może pójdźmy jeszcze dalej. Bądźmy oryginalni. Co ty na imprezę w stylu średniowiecza?
Adam kopnął kamyk leżący mu na drodze, a ten potoczył się prosto pod kosz na śmieci, uderzywszy w niego wcześniej z głuchym trzaskiem. Nagły dźwięk wywołał serię szelestów za kontenerem.
- Wiesz, ile możliwości stwarza ci sama magnateria? - Adam nie mógł powstrzymać tego spostrzeżenia przed wymknięciem mu się z ust, ale od dalszego wywodu odwiódł go szary kształt wychodzący zza poruszonego pojemnika. - O, poznaj Kota.
Aleksander prześlizgnął spojrzeniem po podwórku, a kiedy jego wzrok napotkał bure zwierzę, które przystanęło na granicy betonu i zdeprymowane machało ogonem w tę i z powrotem, zatrzymał się. Kilka długich sekund minęło, zanim chłopak znów odwrócił się w stronę Bałdysia - właściwie tylko półobrócił, patrząc nad niego spod uniesionych brwi.
- Mój Boże, naprawdę nazwałeś kota Kot? Mogłem się spodziewać.
Twarz Adama przybrała podobny wyraz, ale w jego ton mimowolnie wkradły się usprawiedliwiające nuty.
- Czy ty mówisz, że jestem oczywisty? Poza tym, wcale nie nazwałem. To nie mój kot, żebym go nazywał. Po prostu używam nazwy gatunkowej, bo jakoś muszę na niego wołać.
- To nie jest nazwa gatunkowa. Nazwa gatunkowa brzmiałaby „kot domowy"- zauważył Siemiński, kucając i wyciągając dłoń w kierunku zwierzęcia.
- Ale to nie jest kot domowy, tylko podwórkowy.
Rezolutne stwierdzenie Adama sprawiło, że Al oderwał swoją uwagę od burego stworzenia i spojrzał na Bałdysia z rozbawionym niedowierzaniem w oczach. Jego usta rozchyliły się tylko po to, żeby po sekundzie zamknąć bez wydania z siebie żadnego dźwięku. Adam poznał, że był to jeden z tych momentów, kiedy chłopak chciał zdzielić go po głowie. Nigdy tego nie robił - pewnie dlatego, że był niższy i wcale nie byłoby to tak łatwe i płynne, jak można by się spodziewać. Albo uważał ten gest za zbyt infantylny jak na niego. Adam nie wiedział.
Finalnie Siemiński nie zrobił nic poza pokręceniem głową i odwróceniem się z powrotem do kota. Zwierzę wciąż siedziało w tym samym miejscu, uważnie ich obserwując. Nijak nie zareagowało na wyciągniętą rękę czy ciche nawoływania. Adam byłby szczerze zaskoczony, gdyby stało się inaczej.
![](https://img.wattpad.com/cover/159050226-288-k546544.jpg)
CZYTASZ
Neon brother
Short StoryO niezwykłym chłopcu. O tym, jak to jest być niezwykłym dla świata, niezwykłym w swoim własnym wyobrażeniu i niezwykłym w oczach drugiej osoby. O Aleksandrze Siemińskim, który odkrywa tę różnicę. ▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪...