To stało się, gdy padał szary deszcz,
Posępny, smętny, chmurny to był dzień.
Zdarzyło się, lecz nie pamiętam co,
Choć wtedy jasne było niczym szkło
I tak czy siak się stało.*Deszcz przybierał na sile, wściekle atakując stojący na parkingu autobus. Szyby powoli parowały od oddechów kilkudziesięciu zgromadzonych w środku osób. Wielka, blaszana puszka, jaką ostatecznie był pojazd, zdawała się trząść od szumu –rozmów, przywitań i wyczytywanych nazwisk. Wrażenie pogłębiał pracujący już silnik oraz krople rozbijające się na asfalcie. Część wody, rzecz jasna, trafiała na okno i Adam wyciągnął dłoń, żeby palcem prześledzić jej trasę.
— Mogę?
Na fotel obok opadł chłopak. Roztrzepał mokre, jasne włosy palcami – cały był mokry, od rozpiętej kurtki po nogawki spodni – a następnie osunął się niżej. Głęboko odetchnął, tak że jego klatka piersiowa uniosła się i napięła pod guzikami białej koszuli.
— Nie krępuj się — odparł z dozą rozbawienia Adam.
Pytanie i tak było typowo grzecznościowe, ale cóż, nie szkodziło określić swojego stanowiska. A Adam Bałdyś nie miał nic przeciwko towarzystwu Aleksandra Siemińskiego. Wcale się go nie spodziewał, to prawda; odkąd chłopak przeniósł się do ich klasy, nie rozmawiali ani razu. Czyli, statystycznie, zero słów na dwa miesiące.
— Znasz ten wiersz Staffa? „O szyby deszcz dzwoni..." i tak dalej?
— Znam.
— Nigdy go nie lubiłem — stwierdził chłopak pełnym niesmaku tonem; brzmiał, jakby odpowiedzialnością za dzisiejszą ulewę i swoje przemoczone półbuty obarczył właśnie ten utwór.
Adam uśmiechnął się pod nosem. Siemiński był charakterystyczny, nie ma co. I mimo teoretycznie mizernego stanu, wciąż niesamowicie przystojny. Wydawało się nawet, że bardziej niż zwykle – albo dobrze wyglądał z bliska, albo do twarzy mu było w jesiennej aurze. Patrząc na niego, Bałdyś aż poczuł potrzebę zrobienia czegoś ze sobą. Przejechał dłonią po rudych kłakach w próbie ich wygładzenia, ale nawet bez lusterka mógł stwierdzić, że nie dało to żadnego efektu.
Blondyn nagle skupił się na nim tak, jakby usłyszał te wszystkie myśli. Poświęcił przyglądaniu się mu dwie sekundy, podczas których Adam usilnie starał się nie czuć się głupio.
— Aleksander.
Bałdyś zmarszczył czoło. Dopiero z opóźnieniem zrozumiał, że chłopak mu się przedstawia. Co było bez sensu, bo dokładnie wiedział, kim Aleksander jest... ale widocznie Aleksander nie mógł powiedzieć tego o nim. Więc to nie było bezsensowne, ale uprzejme; tak, uprzejme w niemal niezauważalny sposób.
— Adam — odparł.
Aleksander kiwnął głową i odwrócił się z powrotem do fotela przed sobą. Autobus ruszył, a w głośnikach rozbrzmiał głos nauczycielki, informujący o co najmniej półtora godzinnej drodze, planie zwiedzania oraz tym, żeby bezwzględnie, ale to już, zapiąć pasy. W całym pojeździe rozległy się może cztery kliknięcia mechanizmu.
— Dobrze, że chodzi nam głównie o muzea, bo chodzenie po mieście w tę pogodę byłoby porażką — skomentował Adam.
— Taa. — Siemiński podciągnął się wyżej i skupił wzrok na czymś w przodzie. — Wiesz coś o malarzach, na których wystawę jedziemy?
— Nie za wiele. Miałem ich sprawdzić, ale nie wyszło.
— Szkoda. Raczej nie są odkryciem tego stulecia, kolejnym Dalim czy Beksińskim, ale coś w sobie mają.
CZYTASZ
Neon brother
القصة القصيرةO niezwykłym chłopcu. O tym, jak to jest być niezwykłym dla świata, niezwykłym w swoim własnym wyobrażeniu i niezwykłym w oczach drugiej osoby. O Aleksandrze Siemińskim, który odkrywa tę różnicę. ▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪▫▪...