XXXIII.

285 30 2
                                    

Wchodząc do kuchni widziała krzątające się kobiety. Przez chwilę obserwowała je, wyciągały z szafek potrzebne produkty, sprzęty. Robiły to wszystko z niewymuszoną gracją, doskonale wiedziały co robić, wszystkie ich ruchy miały sens.

- Natasho mogłabyś podać mi ubijaczkę, jest w lewej szufladzie po twojej stronie- powiedziała Sarah

- Oczywiście- odpowiedziała, choć w jej głowie pojawiła się myśl, że nie do końca wie czym jest ubijaczka, nigdy nie piekła nic, gotowała tylko proste potrawy i to też rzadko bywały jadalne. Przeszukując szafkę, wyjęła przedmiot który kojarzył jej się z ubijaniem i podała Sarze

- O nie kochanie, to są końcówki do miksera, choć te też będą nam potrzebna- Sarah podeszła do szuflady i sama zaczęła przeszukiwać jej wnętrze. Po chwili wyjęła bardzo podobne narzędzie i pokazała je Nat- Widzisz, są bardzo podobne, ale tym- wskazała na ubijaczkę w jej dłoni- musisz zrobić wszystko sama, osobiście lubię mieć tą kontrolę nad potrawą. 

- Przepraszam, nie wiedziałam, teraz będę pamiętać- wymamrotała zmieszana Nat

- Nie przejmuj się, zaraz się nauczysz. Nie piekłaś nigdy ze swoją mamą?

- Nie, kiedyś jedna z niań pokazywała mi jak się robi ciastka owsiane, ale zrobiłam chyba coś nie tak, bo przegoniła mnie z kuchni. 

- Tutaj to na pewno się nie wydarzy- powiedziała Sarah kładąc jej dłoń na ramieniu

- A jakie jest twoje ulubione ciasto?- zapytała radośnie Becka próbując rozładować napięcie

- Nie jadłam wielu ciast w swoim życiu, ale chyba czekoladowe, kiedyś próbowałam pysznego, do dziś żałuje, że nie zjadłam całego kawałka- odpowiedziała z lekkim uśmiechem

- W sensie nie zjadłaś nawet kawałka i myślisz, że to twoje ulubione ciasto?- zapytała zaskoczona Becka, za co jej matka zganiła ją wzrokiem

- Trenowałam balet, musiałam trzymać dietę, po za tym mam ogromną tendencję do tycia, wydaje mi się, że po śniadaniu przytyłam pewnie z dwa kilo

- Przecież prawie nic nie zjadłaś, głównie grzebałaś w talerzu- kontynuowała Becka, kontem oka Nat widziała ich spojrzenia, natychmiastowo się spięła. Sarah musiała to zauważyć, ponieważ zaraz przerwała im rozmowę i zaczęła dyrygować zadania.

Przez kolejną godzinę szykowały ciasto, farsz, myły naczynia, Natasha czuła się coraz swobodniej nie tylko w ich towarzystwie, ale również w kuchni. Sarah uczyła ją wszystkiego z cierpliwością i matczyną troską, a przynajmniej tak Nat wyobrażała sobie, że zachowują się normalne matki. Becka okazała się bardzo fajną dziewczyną złapały z Nat szybko kontakt, była bezpośrednia i mówiła co myśli, ale była przy tym ciepła i wyrozumiała, kiedy Nat ją o coś pytała. W tym domu Nat zrozumiała jak bardzo brakuje jej w jej życiu rodziny, takiej prawdziwej, która się o siebie troszczy, opiekuje, spędza razem czas i czerpie z tego powodu radość.  Wiele razy w swoim życiu czuła już to ukucie w sercu z powodu zazdrości, jednak nie była w stanie nic na to poradzić. 

Kiedy włożyły ciasto do piekarnika i posprzątały w kuchni, Sarah zaczęła się zabierać do pozostałej części gotowania, a dziewczyny poprosiła, aby razem z chłopcami przygotowali jadalnię na wieczór. Becka od razu pobiegła po nich, na podwórko, a Nat ruszyła do jadalni. Kiedy poczuła powiew chłodnego powietrza, odwróciła się i zobaczyła wchodzących do domu chłopaków. 

- Becka, wymknęła się na chwilę z Tomem, zaraz przyjdą- powiedział uśmiechnięty Steve, miał całą twarz czerwoną od zimna. Jednak widać było w jego spojrzeniu szczęście, cała jego postura była zrelaksowana, widać było jak dobrze się czuje w tym miejscu. Natasha jedynie kiwnęła głową i zaczęła przesuwać krzesła. Po chwili James przyniósł dodatkowy stół do jadalni i razem ze Stevem ustawili go tak, aby pasował do drugiego. Razem ustawili na nowo krzesła i dopiero teraz Nat zwróciła uwagę, że po za obecnymi domownikami są trzy dodatkowe miejsca. 

- Ktoś jeszcze przychodzi ? Jeżeli mogę zapytać- powiedziała Nat

- Nie wspomniał Ci co?- zaśmiał się James

- Czego mi nie wspomniał?- zapytała, patrząc z uniesioną brwią na Steve'a

- Nie wiem czy Ci wspominałem, ale nasi rodzice przyjaźnią się z rodziną Tonego, więc on i jego rodzice dołączą do nas wieczorem- dodał z niepewnym uśmiechem

- Ooo, nie spodziewałam się tego...- nigdy nie przypuszczała, że Steve i Tony są blisko, znaczy przyjaźnili się, ale to była inna relacja niż pomiędzy nim a Jamesm. 

- Tonego znam prawie tak długo jak Bucka, nie jesteśmy równie blisko, ale rodzina to rodzina, a nie z każdą łączą nas więzy krwi, rodzinę możemy wybrać sobie sami- dodał z uśmiechem po czym podszedł do niej, kontem oka widziała, że James wyszedł z pokoju.

- Nie masz nic przeciwko, że Tony mnie tu zobaczy, wiemy, że nie będzie w stanie przemilczeć tego faktu.- podszedł do niej i objął ją w pasie, uśmiechnął się opierając swoje czoło jej.

- Nie martwię się o siebie, chce tylko wiedzieć co dzieje się w twojej główce- uśmiechnęła się mimowolnie- Powiedziałem Ci, że chcę spróbować, chce zobaczyć co się dzieje miedzy nami, czuje, że warto. Ale nie chce wywierać na tobie presji, jeżeli chcesz zachowam dystans, nie będę ukrywał James wie, że coś się dzieje - zaśmiał się lekko- nie umiem przed nim wiele ukryć, jednak jeżeli wolisz, przed resztą możemy się wstrzymać. 

Przez chwilę myślała, jednak dawno nie chciała czegoś tak bardzo jak teraz chciała Steve'a. Nigdy nie czuła się tak jak do tej pory, dbał o nią, troszczył się, nikt tego wcześniej nie robił w taki sposób, nie wiedziała jak ma na to zareagować. Pamiętała jak dziewczyny na początku ostrzegały ją przed Stevem, jednak ona nie umiała odnaleźć niczego w zachowaniu Steve'a, co by ją odtrąciło od niego. 

- Nie chcę ukrywać się przed światem, już nie- powiedziała z zawstydzonym uśmiechem- ale nie śpieszmy się z niczym.

- Oczywiście, wszystko w swoim czasie- powiedział pewnie, po czym nachylił się i pocałował ją. Ten pocałunek różnił się od wszystkich wcześniejszych, jakich doświadczyła. Był delikatny, a zarazem pełen namiętności, uczuć których nie znała i nie potrafiła nazwać, jednak było w tym pocałunku wszystko o czym marzyła i czego potrzebowała. Przerwali kiedy usłyszeli dźwięk odstawianych na blat talerzy, spojrzeli na Jamesa, który nie ukrywał rozbawienia

- Nie chce Wam przerywać gołąbeczki, ale mamy masę roboty- powiedział po czym rzucił w Steve'a obrusem. 

Po dwudziestu minutach zjawiła się Becka z Tomem, ich fryzury sugerowały, że miło spędzili razem czas, a potwierdził to odgłos wydobywający się z Jamesa, który okazał swoje zdegustowanie i powiedział, że są gorsi niż ona i Steve. Czuła jak jej policzki oblewają się rumieńcem, jednak kiedy spotkała spojrzenie Steve'a i jego uśmiech, nie miała wątpliwości, że chce sprawdzić, gdzie zaprowadzi ich przyszłość, czuła tak jak i on, że będzie warto. 


P.S. Komentarz i sugestie zawsze mile widziane :) 

I don't Need Anyone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz