Rozdział 2.

1.4K 54 0
                                    

Biegnę co sił w nogach, przez korytarz, mimo tłumu miotającego się w te i wewte. Chce jak najszybciej opuścić ten budynek. To była pierwsza lekcja, jeszcze cztery, nie wytrzymam tego. Wchodzę w pierwsze drzwi po lewej. Łazienka jest pusta i chyba wypaliła się właśnie żarówka, albo to moja wina...

Ostatni łyk i koniec, wszystkie czternaście fiolek krwi wypiłam w ciągu kilku sekund. Kiedy do głosu dochodzą moje dwie skrajne natury, które bądź co bądź opierają się na jednej emocji - gniewie - to prędzej czy później ktoś traci życie. Tak jak w Kalifornii...


Byłam wampirem kilka miesięcy i wciąż zdarzało mi się przesadzić. Sam był zawsze ze mną i pomagał, gdy straciłam kontrolę. Kiedy w święto dziękczynienia mama przygotowywała posiłek, a Sam był zajęty swoją pracą, postanowiłam wyjść z domu. Wiedziałam jak moje buntownicze wybryki kończyły się w przeszłości, więc tym razem nie chciałam szaleć wśród tłumu. Ubrana w czapkę i okulary przeciwsłoneczne zaszłam do centrum, na rynku stało przejezdne wesołe miasteczko ta atmosfera sielanki i dobrej zabawy wzywała mnie. Diabelski młyn był tak wysoki, nie mogłam powstrzymać się i wsiadam do środka. Potem skorzystałam z kilku innych atrakcji. Zaczynało robić się coraz ciemniej, podeszłam do budki z nagrodami. Chciałam mieć pamiątkę tamtego dnia. Powitał mnie mężczyzna z uśmiechem i zaproponowała grę.

- Zestrzel trzy kaczuszki dostaniesz ode mnie prezent. - zaśmiałam się z niego w duchu, nieświadomy podał mi broń, z której od razu wyszły trzy celne strzały. - Brawo. Podbijam stawkę. - drze się wniebogłosy - Zestrzel pięć kaczek dostaniesz tego misia. - Wskazuje na pluszaka nie większego niż pies pudelek. Zanim mężczyzna się zorientował pięć kaczek leżało w poziomie. - Brawo. To może teraz pójdźmy na całość. Jeśli zestrzelisz dziesięć kaczek, ten duży miś będzie twój. To największa maskotka w tym miasteczku. - Właśnie tym mnie skusił. Ten pluszak był prawie dwa razy większy ode mnie. Chciałam go bardziej niż mogłabym sobie wyobrazić. Złapałam naładowaną broń. Wymierzyłam i raz za razem pudłowałam. Niemożliwe!!! Ani jedna pieprzona kaczka nie spadła. Stałam przez chwilę w osłupieniu, a potem wezbrał we mnie gniew. Byłam świecie przekonana, że ten facet mnie okantował. Krzyczałam, że to złodziej, że okrada ludzi, naciąga, ale szybko zostałam spacyfikowana przez ochronę terenu. Jednak mój gen wilkołactwa nie pozwolił odejść mi w hańbie. Po zamknięciu miasteczka, mężczyzna z budki szedł uliczką do domu. Zaczekałam za drzewem i wybiegając na niego zaczęłam krzyczeć.

- Oszukałeś mnie. To był trik. Podstęp. Zrobiłeś ze mnie wariatkę. - Facet był tak wystraszony, że o mało nie padł na zawał. Próbował uciekać, wbiegającą w zarośla, ale ja jestem szybsza. Dopadłam go po kilku metrach. Bez zastanowienia wbiłam mu się w szyję i wysłałam cała krew. Do ostatniej kropli.

Po tym zdarzeniu wróciłam do domu. Zjadłam z rodziną kolację, następnego dnia przyznałam się Sam'owi do swojej zbrodni i to tylko dlatego, że policja wypytywała już okolicznych sąsiadów. Sam był wściekły na mnie i słusznie. Powinnam od razu powiedzieć, zatarł by ślady, zwłoki zakopałby w ogródku, albo gdzieś w lesie i nikt by się nie dowiedział.

Niestety sprawę sama skomplikowałam, więc Sam musiał improwizować. Podszedł do policji i zaczął z nimi rozmawiać. Po kilku minutach rozstali się, policja odjechała, a Sam wrócił do domu. 

- Co im powiedziałeś?

- Jeśli jeszcze raz, zrobisz coś podobnego, przyjdź do mnie. Mam cię chronić, jak mam to robić skoro mi nie ufasz. - był zły i urażony.

Kilka tygodni później stało się coś podobnego...

Sam pomyślał, że im mniej przebywam wśród ludzi, tym mniej mogą się kontrolować. Postanowił biegać ze mną, co rano, w pobliskim parku. Tam zbierała się ekipa sportowców-amatorów, którzy biegali grupami. W jednej z nich byliśmy my. Nie łatwo było mi się powstrzymać przed wyssaniem krwi z nich wszystkich, musiałam pracować też nad kontrolą mojej prędkości. Ludzie tak strasznie wolno przebierają nogami. Tak więc musiałam sprostać podwójnemu wyzwaniu. Na szczęście miałam przy sobie opiekuna.

 Po jakimś czasie przywykłam do otaczających mnie śmiertelników. Nawet z jednym się zakolegowałam. Matt, tak miał na imię chłopak, z którym nawiązałam znajomość. Był nieprzeciętnie przystojny i dobrze wychowany, przynajmniej tak mi się wydawało. Zaprosił mnie na imprezę, a że była ona kilka domów od nas,  mama się zgodziła. Boże, jaka ja byłam podekscytowana, tym wydarzeniem. Ubrałam sukienkę i koturny, no i poszłam, wystrojona, na zabawę, której miałam być centrum zainteresowań. Chłopak, okazało się, zaprosił mnie, bo chciał ze mnie zadrwić. Zapukałam, otworzył inny chłopak.

- A ty do kogo? - zapytał z wyraźnym uśmieszkiem cwaniaka. W środku impreza trwała w najlepsze. 

- Matt mnie zaprosił. - wyjaśniłam

- Jaki Matt? Tu żaden Matt nie mieszka. - on i kilka osób za nim zaczęło się śmiać. W oddali zauważyłam Matt'a z jakąś blondynką.

- To jest Matt. - z nadzieją w głosie pokazałam palcem na chłopaka. 

- Aaaaa, Matt!!!! - krzyczy do przyjaciela, zapraszając go gestem do siebie. - Ta panienka, chcę wejść na moja imprezę... ty ja zapraszałeś? - chłopak omiótł mnie wzrokiem i zaprzeczył.

- Matt? Co się tutaj dzieje? - zapytałam z wyrzutem, nerwy zaczęły brać górę.

- Nic, nie wiem skąd przyszło ci do głowy, że cię tu wpuszczą... Jesteś wyrzutkiem, nikt cie nie zna, a w dodatku wcale nie jesteś taka ładna. - wyznaje i z wielkim uśmiechem zamyka mi drzwi przed nosem. Byłam taka wkurzona i upokorzona, gdyby nie to, że jako wampir nie mogę wejść do domu bez zaproszenia, wyrwałabym mu serce przy tych wszystkich ludziach. Odeszłam jednak kawałek od domu, czekając, aż impreza się zakończy. 

Po trzeciej w nocy chłopak wracał do domu. Zaczęłam iść za nim. Kiedy się zorientował, przystaną i czekał, aż wyjdę z cienia.

- Upokorzyłeś mnie, sprawiłeś że poczułam się nikim, byłeś dla mnie przyjacielem... teraz będziesz tylko kolacją. - wyznałam i pokazałam mu swoją twarz. Ludzka krew doprawiona strachem i adrenaliną, spływała do mojego gardła jak najlepszy szampan. Dodatkowego smaku dodawał fakt, że zrobiłam to na chodniku przed jego domem. Tam chciałam go zostawić, pomyślałam jednak o Sam'ie. Nie wybaczył by mi gdybym zostawiła kolejne ciało. Zadzwoniłam więc po niego .

- Sam. Musisz coś dla mnie zrobić... 

TribridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz