Rozdział 15

907 46 4
                                    

Obudziłam się w swoim pokoju. Nie do końca pamiętam jak tam dotarłam. W mojej głowie, wciąż grała muzyka. Pianino tak cudownie brzmiało pod naciskiem moich palców. I ten moment, w którym do gry przyłączył się mój ojciec. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. 

Dziś Święto Dziękczynienia. Nie wiem jak sobie poradzę, ale coś mi mówi, że nie będzie tak źle. Siedząc na łóżku, myślę o mamie. Jest tam sama, znaczy nie do końca, ma swojego chłopaka. Jednak wciąż mam uczucie jakbym ją porzuciła. Jestem tu już tak długo, ani razu jeszcze do mnie nie zadzwoniła. Nie licząc oczywiście dwóch pierwszych dni.

Sięgnęłam po telefon, wybieram odpowiedni numer przykładając smartphone do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci... coś dziwnego dzieje się z moimi dłońmi. Zaczynają drżeć. To ze strachu. Czyżby mama była na mnie zła? Albo coś jej się stało? Piąty sygnał.

- Hallo? - ciszę przerwał ciepły głos 

- Mamo? - drżąc potrafiłam powiedzieć tylko to słowo.

- Faith, kochanie, wszystko w porządku? - zatroskanie w jej głosie przywołało mnie do porządku, nigdy nie chciałam aby się o mnie martwiła. 

- Tak, w jak najlepszym. Chciałam cię tylko usłyszeć. - wyznałam, w tle usłyszałam charakterystyczny dźwięk, stukot silnika i ocierające się o szybę wycieraczki. - Jedziesz samochodem? 

- Tak. - odpowiedziała pogodnie - Sam zaproponował wyjazd do Kansas, jego rodzina wciąż mieszka w tamtych stronach. 

- Rodzina? - zaniepokojona chciałam się dowiedzieć więcej, Sam ma prawie sto lat, jaka jego rodzina mogła by wciąż mieszkać w Kansas?

- Mam na myśli wampirzą rodzinę.

- Mamo wiesz na co się piszesz? - odkąd przestała dbać o słowo na "W", złamała wszystkie swoje zasady dotyczące bezpieczeństwa, to nie mogło się dobrze skończyć.

- Kochanie, spokojnie. Już ich poznałam. Johny i Cecile są jego kuzynostwem, ze strony ojca. - wyjaśniła - Poza tym, mają dwie ludzkie przyjaciółki, które są wiedźmami, jak ja. 

- Zmieniłaś się, mamo. - powiedziałam smutno, nie miałam nic przeciwko jej oswajaniu się z nadnaturalnym światem, ale tak szybko to wszystko się stało...

- Nie martw się o mnie. Zobaczysz wszytko będzie dobrze. Muszę kończyć, zjeżdżamy na postój coś przekąsić. - roześmiana zakończyła połączenie.

Nie wiem czy to tylko moje obawy, czy naprawdę jest się o co martwić, ale mama i jej nagła zmiana... to powinno mnie cieszyć. A tak nie jest. Powinnam się chyba przewietrzyć, może wtedy coś więcej przyjdzie mi do głowy. Na przykład więcej zaufania do własnej mamy-wiedźmy.

Wychodząc, spotkałam wuja. Stał przy poręczy, w garniturze z szklanką czegoś co pięknie pachniało. Była to krew. Świerza, jeszcze pachniała człowiekiem. Ten aromat wyczuję na kilometr. Nie odwracając się do mnie, wyciągnął drugą rękę z taką samą szklanką. Wyglądało to na znak pokoju.

- Dziękuję. - powiedziałam biorąc od niego szkło, upiłam łyk i poczułam coś dziwnego, przez co skrzywiłam się.

- To Ab minus. Najrzadsza i najlepsza grupa krwi na całym świecie. Smakuje najlepiej, jest ciężka, ale to tak jak z Burbonem. Im ciemniejszy tym lepszy smak... - zatrzymał się na chwilę, pewnie przyglądając się mu musiałam zwrócić na siebie jego uwagę - Ale o tym przekonasz się później, dużo później. - zaśmiałam się. Mimo, iż większość dzieciaków w moim wieku ma za sobą nielegalne spożycie alkoholu, najczęściej piwa, to mnie nigdy do tego nie ciągnęło. Stan alkoholowy doprowadza do braku kontroli, a ja tracę ją nawet bez procentów, więc nie ryzykuje.

TribridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz