Rozdział VI

1.7K 103 3
                                    

     Ten głos przyprawił go o ciarki przerażenia na całym ciele. Domyślał się, że ten będzie zły, ale nie, że aż tak. Do tego... omego?! Skąd on może wiedzieć jakiej jest... chwila, chwila. Nil mówiła mu, że w poszukiwaniu go, wysłała patrole nawet tutaj, za to Kovu mówił mu, że był tu pierwszym wilkiem od wielu lat. Najwyraźniej mężczyzna połączył kropki i domyślił się, że to on jest tą omegą. Nie rozumiał jednak tego jadu zawartego w tym jednym słowie, które zabolało go tak, jak jeszcze nigdy w życiu nic. Patrzył na niego, nie mogąc się odezwać, a nawet jakby mógł, to co miałby mu odpowiedzieć w takiej sytuacji?

     - Odpowiadaj, kiedy pytam! - złotowłosy wrzasnął, uderzając zaciśniętą pięścią w futrynę, rozładowując trochę swój gniew.

     - B-bo j-ja... ja... - zaciął się, stojąc sztywno jak nigdy. Bał się go takiego. Nie miał pojęcia co wstąpiło w tego miłego, dobrego lwa, który przez kilka dni okazywał mu tyle czułości.

     - Chyba, że... przyszedłeś po coś innego. Może jednak chcesz, żebym cię po prostu zerżnął?! CO?! Tego chcesz?! - krzyczał, coraz głośniej zbliżając się do chłopaka, na co ten zaczął się cofać. W pewnym momencie złapał go mocno za nadgarstek i wykrzywił go tak, aby Ali nie mógł uciec. Doskonale widział to przerażenie w jego oczach, z których aktualnie lał się wodospad łez. Opamiętał się nagle. Mimo furii jaka nim targała, nie potrafiłby tego komuś zrobić. Nigdy nikogo nie zgwałcił, ani nie zamierzał tego robić. Po chwili puścił jego rękę i odwracając wzrok burknął jedynie. - Lepiej stąd uciekaj, puki mam jeszcze dobre serce. Nie chce cię nigdy więcej widzieć, jesteś obrzydliwy - ostatnie zdanie powiedział patrząc głęboko w oczy białowłosego, widząc wręcz jak te oczy nagle tracą cały swój blask i zachodzą jeszcze większym wodospadem łez.

     Myślał, że zaraz zemdleje ze strachu i nagłego obrzydzenia do samego siebie. Nigdy nienawidził się bardziej niż w tym momencie. Bez żadnego słowa, gdy tylko mógł, uciekł z tego domu i miasta, nie zwracając już uwagi na wszystkich tych gapiów, pożerających go wzrokiem. Kiedy wybiegł już za granicę znienawidzonego stada, wbiegł w las i dobiegł na polanę i nad to urwisko, przy którym poznał Kovu. Chciał się z niego rzucić, jednak wiedział, że nie może tego zrobić Nil. Czuł, że jest jej strasznym ciężarem, jednak wiedział też, że są dla siebie prawie jak rodzina. Złapał za palec, na którym nosił obrączkę i wielkie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że nie ma jej na palcu. Zaczął przerażony przyglądać się mu, aż nie trafiło go wspomnienie z domu Kovu. Kiedy ten złapał go za rękę i wykręcił poczuł jakby coś mu się zsuwało z palca, jednak to było na tyle delikatne, że nie poczuł tego wtedy, a do tego był przerażony zachowaniem lwa. Z ciężkim sercem stwierdził, że musi tam wrócić. Bez niej... bez niej nie był bezpieczny. Ona pokazywała, że jest mężem alfy, a bez niej znowu będzie znowu tylko szarą omegą, z którą można robić wszystko. Do tego obrączki miały dla niego i Nil bardzo ważne znaczenie. Były dla nich symbolem przyjaźni, akceptacji, oraz wyrazem pomocy, kiedy tylko będzie taka potrzeba. Zagryzł bardzo mocno wargę. Nie chciał tam wracać, ale nie mógł też teraz wrócić do swoich. Musi ją odzyskać, nie ważne jak. Postanowił czekać do wschodu słońca...

~*~


     Obudził się z niespokojnego snu, w którym jego przeszłość go dogoniła. Bolały go oczy od płaczu, oraz ciało od spania w dziwnych pozycjach, gdzieś w lesie, by nie zostać zauważonym. Z trudem zmusił również swoje nogi do drogi powrotnej w paszczę lwa... i to dosłownie. Nie wiedział co go czeka i nie chciał się o tym przekonywać.

     Znowu miał te pieprzone wyrzuty sumienia, które próbował z siebie wyprzeć za wszelką cenę. Przed oczami od wczoraj miał obraz tych zapłakanych, gasnących oczu, jakby uleciało z nich życie. Zaczęły przychodzić do niego myśli, że może wilk się w nim zakochał, ale te również starał się od siebie odsunąć, samemu przed sobą się nie przyznając, że również poczuł coś do tego czarnookiego aniołka. Musiał się jednak odciąć od tych myśli, gdyż nagle do domu wparowała jego narzeczona - Jess. Była dość wysoką blondynką, której włosy sięgały do łopatek. Na twarzy miała mocny makijaż, ciało przyodziała w bardzo obcisłą krótką, czerwoną sukienkę, której dekolt był ogromny. Czerwone szpilki prawie dwudziesto centymetrowe, a uwieńczeniem całości były nienaturalnie długie paznokcie, pomalowane na żółto. Wcześniej uważał ją za ideał kobiecości, jednak teraz gdy na nią patrzył zaczął zauważać wady. Włosy były utlenione, a w dotyku niczym siano, co innego u Aliego, którego kosmyki były gładkie i aksamitne, a naturalna biel tylko dodawała mu uroku. Makijaż był zbyt mocny jak na młodą alfę, która za chwilę powinna sobą prezentować coś więcej, sukienka zdecydowanie za krótka, a wyeksponowane w dekolcie silikonowe piersi, nagle wyglądały jak nadmuchane balony. Zastanawiał się jak ta kobieta unika wypadku przy tak wysokim obuwiu, a o paznokciach nawet nie chciał myśleć. Innymi słowy, była strasznie sztuczna i chodziło jej tylko o tytuł i władzę. Wcześniej tego aż tak nie zauważał.

This night | omegaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz