*Rose Pov*
Zapomnijmy. Kogo ja chcę oszukać? Pocałowałam mojego najlepszego przyjaciela, przez co pewnie nie pozostanie nim tak długo. Wiem, że to był jego pierwszy pocałunek, a ja zniszczyłam mu szansę, aby zrobił to z kim wyjątkowym, z kimś kogo będzie kochał, tak jak zawsze chciał.
Zepsułam. Zniszczyłam. Zaprzepaściłam wszystkie szanse na nasz związek jeżeli jakiekolwiek istniały kiedykolwiek. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że coś z tego wyjdzie, oprócz końca przyjaźni? Nie wiem, ale wiem, że to zniszczy naszą relację doszczętnie. Tak samo jak mój stan.Z tym całym natłokiem myśli wybiegłam z parku, po czym zwolniłam idąc gdziekolwiek, byle jak najdalej. Musiałam otrzeźwieć. Wszystkie złe myśli musiały ze mnie wylecieć, choć wszystkie to za dużo powiedziane, ponieważ całkowite zapomnienie o tym, będzie niemożliwe. Idąc tak nie zauważyłam gdzie jestem i jak na początku mnie to nie interesowało, to teraz zaczęło gdy poczułam, że ktoś stoi za mną. I przede mną. I z mojego lewego oraz prawego boku. Byłam otoczona przez czterech groźnie wyglądających mężczyzn około trzydziestki. Facet stojący przede mną trzymał w ręce nóż, przez co zamarłam. Choć dobrze wiedziałam jak się bronić, to nigdy nie znalazłam się w sytuacji gdzie mogłabym wykorzystać moją wiedzę w praktyce, jednak teraz widzę, że nawet taka sytuacja mi na to nie pozwala, bo jestem zbyt przerażona.
- Co taka ładna dziewczyna robi o takiej godzinie w ślepej uliczce w Nowym Jorku? - zakpił jeden z oprawców.
- Z pokazu mody uciekłaś, czy co? - zakpił inny chwytając kawałek mojej sukienki. Gdyby nie to, że nie mogę się ruszyć z przerażenia i gdyby nie to, że trzyma w ręce nóż, to już by leżał na ziemi.
- Hej, nie pozwalasz sobie na za dużo? - nie musiałam nawet spojrzeć w stronę, z której dochodził ten głos, bo od razu wiedziałam do kogo on należy.
- Peter - szepnęłam bardzo cicho z nadzieją w glosie, a mój Spider-Boy jak zawsze zwisający z jakiegoś już zabrał się do pracy. Wystrzeloną siecią zabrał mężczyznom noże i wyrzucił je do kubła. Zeskakując na ziemię uniknął dwóch ciosów od mężczyzn, którzy nie mieli noża, po czym oddał je z podwójną siłą, jednak idealnie w ich trafił.
- Pieprzony robal... - mruknął pod nosem jeden z bandziorów szybko podchodząc do Petera.
- Mówiłeś coś? - zapytał chłopak na co dostał cios prosto w twarz. - Nie wiedziałam, że twoja pięść umie mówić - zaśmiał się i nieprzewidywalnie przewrócił napastnika. Pajęczyną przyjklił jego dłonie do ziemi i już chciał zmierzyć się z ostatnim facetem, jednak ten sam położył się na ziemię, więc Peter dla pewności rzucił w niego siecią. Nie minęła sekunda, a brunet złapał mnie w talii i zaczął skakać po budynkach. Na początku wydobywał się ze mnie niekontrolowany krzyk, ale po chwili ucichłam. Jednakże poczułam się całkowicie bezpiecznie dopiero gdy postawił mnie na stały ląd.
- Dlaczego oni chcieli cię zaatakować? - zapytał troskliwie.
- Nie wiem... Po prostu szłam do... Nie wiem dokąd i... Po prostu mnie okrążyli - odparłam. Przeczuwałam, że może wiedzieli kim jestem. Zresztą, na pewno wiedzieli.
- Może... Ktoś ich wynajął, ktoś kto ma wrogie relacje z twoim tatą...
- Możliwe...- odpowiedziałam i po tym nastała niezręczna cisza. Bo co innego mogło nastać po tym jak pocałowałam Petera, następnie uciekłam, a on uratował mi życie?
- A tak w ogóle... To co do tego co stało się w parku... To... Było fajnie - chłopak przerwał ciszę czymś czego się nie spodziewałam. Podejrzewałam, że zarumienił się, ale nie widziałam tego, bo cały czas miał na sobie maskę.
- N-naprawdę? - zapytałam niedowierzając.
- No tak... Może... Kiedyś to powtórzymy? - przez te słowa moje serce zaczęło bić szybciej, ale prawie wybuchło gdy złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, a zdejmując maskę powiedział - Na przykład... Teraz? - po tych słowach nasze usta połączyły się w delikatnym pocałunku, pełnym uczuć. I w moim, i w jego przypadku był to nasz drugi pocałunek zarówno tego dnia, jak i całego życia. Przestałam żałować tego co zrobiłam wcześniej. Teraz zauważyłam, że gdyby nie mój czyn, ta sytuacja nie miałaby miejsca. Żadne z nas nie odważyłoby się wyznać swoich prawdziwych uczuć. Wiem, bo znam Petera. Pod względem uczuć jest taki jak ja. Woli zachować wiele rzeczy dla siebie, nie chce o tym mówić. Tym bardziej jak mogłoby to zmienić wiele, zniszczyć coś, zranić kogoś. Natomiast gdybyśmy nie wyznali tego sobie niszczylibyśmy siebie od środka. Każdego dnia, widząc siebie, rozmawiając ze sobą, spędzając razem czas niszczylibyśmy się coraz bardziej i bardziej.
Po minucie lekko odsunęliśmy od siebie, jednak nadal trwaliśmy w uścisku. Nasz twarze były całe czerwone od rumieńców. Patrzyliśmy na siebie jak w transie, ale po chwili spuściliśmy wzrok na ziemię tak jak zawsze.- Kocham cię - szepnęłam.
- Ja ciebie też - odpowiedział również szeptem i lekko pocałował moje czoło, po czym opuścił dach budynku, na którym się znajdowaliśmy. Ja za to, stałam tam jeszcze kilka minut, by uświadomić sobie co właśnie się wydarzyło. Wyznałam miłość Peterowi Parkerowi. Mojemu najlepszemu przyjacielowi. A on to odwzajemnia. Bez wahania. Bez zająknięcia. Po prostu czuł do mnie, to co ja do niego.
CZYTASZ
Roses || Peter Parker/Spider-Man FF
FanfictionKolejne fanfiction o relacji Parkera i córki Starka.