2

1.4K 34 19
                                    

*Lottie*

Zeszłam po schodkach delikatnie podskakując. Newt wziął moją walizkę z rzeczami oraz swój bagaż.

-Newtie, może chodźmy gdzieś na bok? Nie chce mi się iść-Poskarżyłam się niczym małe dziecko, po czym siłą zaciągnęłam go w jakiś ciemny zaułek.(To brzmi jakby chciała go zgwałcić XD~dop autorki) Newt chyba załapał o co mi chodzi bo po chwili poczułam znajome uczucie w okolicy pępka oraz cholerny ból głowy. Pojawiliśmy się za budynkiem, przy banku.

-Chodź Lottie musimy wtopić się w tłum oraz najlepiej by było gdybyś prowadziła do tych twoich kuzynek.-Powiedział Newt zmniejszając nasze walizki z ciuchami, po czym wziął mnie za rękę i pogładził kciukiem jeden z moich rodowych sygnetów. Zaczęłam go prowadzić, szliśmy w stronę banku, lecz po drodze usłyszałam Salemian, którzy rozgłaszali swoje, mylne oczywiście poglądy na temat magii. Potknęłam się przez co razem z Newtem wpadliśmy na jakiegoś gościa, na oko o dwa lata starszego od nas z blond włosami i zielonymi jaskrawymi oczami, od których biła aura tajemniczości a jednocześnie spokoju, już na pierwszy rzut oka było widać, że jest wilą.

-Przepraszam szanowną panią-Powiedział z francuskim akcentem. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego oczu, były piękne. Po jakimś czasie poczułam dłonie zaciskające się ciasno na mojej talii, (idk jak to nie pisze~dop. autorki) z wielkim trudem obróciłam głowę i ujrzałam mojego kochanego zazdrośnika który z wrogością patrzył na przybysza.

-Nic się nie stało, a teraz przepraszam ale ja i moja dziewczyna się spieszymy.-Wycedził przez zęby i niezbyt delikatnie odciągnął mnie na schodki, przed bankiem. Spojrzał na mnie i niczym pijawka wpił się w moje usta. Byłabym głupia gdybym nie odwzajemniła pocałunku, objęłam rękami jego szyję i głaskałam go po włosach, by go uspokoić. Czułam od niego aurę pełną zazdrości,  zdenerwowania i minimalnie czarnej magi. Gdy się od siebie oderwaliśmy przytuliłam się do niego mocno, nie zaprzestając zabawy jego włosami.

-Newtie spokojnie, jestem twoja nie masz po co się denerwować- Starałam się go uspokoić, lecz niestety nie należało to do najprostszych. Moja podświadomość mówiła mi, że gdyby mógł to posłałby w stronę tamtego człowieka Avadę. Zaniepokoił mnie jego stan, gdyż nawet w czasach szkolnych, gdy był z Letą nigdy nie miał takich napadów zazdrości.

-Nie mam się co denerwować? A co to miało być?-Warknął nadal zły, a mi kończyły się pomysły.

-Zrozum mnie ciołku, widziałeś jego oczy? To był rzadki  okaz wili, dziwne by było gdyby mi się nie podobały. Nie bądź już taki zazdrosny kochanie- Wyszeptałam mu na ucho, delikatnie trącając je nosem. Momentalnie poczułam jak jego aura się zmienia. Byłą pełna ulgi, miłości lecz nadal był w niej jakiś pokład zazdrości,

-Przepraszam-Powiedział wtulając się we mnie i starając się schować twarz w zagłębieniu mojej szyi.

-Uwielbiam gdy jesteś jak na puchona przystało ale nie chowaj się Newtie-Powiedziałam śmiejąc się lekko. Trwaliśmy w uścisku kilka minut, po czym usłyszeliśmy ciche "kliknięcie" które oznaczało, że walizka się otworzyła. Nim zdążyliśmy się ją zamknąć wymknął się niuchacz, który na szczęście nie był zbyt widoczny dla innych. Pobiegliśmy za nim do banku, a tam Newt usiadł się na krześle jakby nigdy nic.

-Po co Pan tu przyszedł?-Zapytał mężczyzna, siedzący obok Newta.

-Po to co pan-Odpowiedział Newt szukając wzrokiem niuchacza, a ja stojąc nieopodal zauważyłam go wchodzącego pod stolik. Udając, że coś upuściłam starałam się wyjąć go z ukrycia.

-Pan też potrzebuje pożyczki na piekarnie? To wspaniale! Niech wygra lepszy.-Powiedział podając rękę mojemu chłopakowi.

-Niech wygra lepszy- Newton podał mu rękę, po czym spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym "na co ty liczysz? i tak go nie dosięgniesz", lecz ja to zignorowałam.

-Jacob Kowalski proszony do środka-Usłyszeliśmy i mężczyzna wszedł do gabinetu. Nim spostrzegliśmy niuchacz uciekł.

-Cholera-Wysyczałam niczym ślizgon i usiadłam obok Newta.

-Nie przeklinaj kochanie-Powiedział kładąc rękę na moim kolanie, co spotkało się z moim nieprzychylnym spojrzeniem.

-Znowu uciekł sherlocku-Stwierdziłam podirytowana.Ten kochany idiota pogłaskał kciukiem moje kolano. Rozglądaliśmy się, po czym zauważyłam brązowe stworzenie kierujące się do sejfu z pieniędzmi, szybko za nim pobiegłam. Próbując go złapać, tak by nie wszedł do  sejfu przewróciłam się, zdzierając kolano.

Gdy już wstałam szukałam wzrokiem tego małego stworzenia. Po jakimś czasie zauważyłam Newtona i Jacoba kierujących się w moją stronę. Newt podbiegł do stworzenia lecz w tym samym momencie ono wślizgnęło się do sejfu.

-Alohomora-Wypowiedziałam zaklęcie, cicho przeklinając w duchu to stworzenie. Noga piekła jak diabli, a jak na złość nie mogłam przypomnieć sobie odpowiedniego zaklęcia. Nigdy nie byłam dobra w tego typu rzeczy no ale bez przesady!

Newton złapał niuchacza, po czym zaczął go łaskotać a na ziemie spadały różne kosztowności.

-Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur-Wypowiedziałam trzykrotnie zaklęcie a moje kolano się zrosło. Gdy mój chłopak  schował to diabelne stworzenie do walizki, przyszedł dyrektor banku.

- Nie dostałeś pieniędzy więc chciałeś je ukraść?!-Wykrzyczał wściekły.

-Petrificus totalus-Powiedział Newton, a mugol zesztywniał i nieruchomy padł na ziemie.Newton i Jacob uciekli a ja podeszłam do mężczyzny.

-Obliviate-Wyszeptałam po czym teleportowałam się w ciemną uliczkę przy banku. Szukając Newtona natknęłam się na Tinę i zauważyłam gdzie celuje różdżkę .

-Expelliarmus!-Po trafieniu zaklęciem jej różdżka poleciała pod moje nogi. Podniosłam ją i podbiegłam do Newta.

-Wszystko okej?-Zapytałam gładząc jego policzek kciukiem.

-Tak Lottie, wszystko jest dobrze.-Wyszeptał cichutko uśmiechając się w moją stronę.

-Lottie Mary Bathildo Ariano (Ktoś już wie co się święci po 2 ostatnich imionach?~Dop.Autorki) Savann co to ma znaczyć?!-Wkurzyła się Tina.

-Porpentyno  Ester Goldstein To ty atakujesz mojego chłopaka. Kurde rozumiem, że za długo pracowałaś w MARCUSIE ale nie jesteś już aurorem!-Wykrzyczałam jej prosto w twarz, okręcając się w jej stronę, ona do mnie podeszła i jakby nigdy nic uderzyła mnie z otwartej dłoni w policzek. Newt zareagował niemal natychmiast, odepchnął Tinę i objął mnie ramieniem.

-Nie dotykaj jej-Wysyczał niczym wąż, kierując w jej stronę różdżkę.

-Spokojnie Newtie, ona nie jest tego warta-Powiedziałam kładąc rękę na jego dłoni, w której trzymał różdżkę kierując ją na dół, uśmiechnęłam się do niego ciepło.

924 słów kochani, no cóż, nawał szkoły mnie dobija. Postaram się wrzucać rzeczy w obiecanym terminie, a od następnego opowiadanie robię maratonik, by wynagrodzić tych którzy czekali!

Jesteś niczym nieśmiałek {Newt Scamander x Reader}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz