- Sygnał był z Fortu Bema - rzekł Marek, po wyszukaniu w komputerze odpowiednich kolokacji.
- No to dobrze, chodźmy tam - rzekł zdziwiony Filip patrząc na minę Marka - coś nie tak?
- W tym forcie jest grupa żołnierzy.. Tych co zdezerterowali jakby, nikogo nie wpuszczają, ani nie wypuszczają.. W zeszłym tygodniu napadli na nas.. Wiesz, przed apokalipsą... - odrzekł Marek - są bardzo niebezpieczni i nie wiem czy..
- Nie obchodzi mnie kto to, obchodzi mnie natomiast odnalezienie mojego taty. Odnajdę go za wszelką cenę.
- yy no nie wiem, może, jeśli już wogole myśleć o tym, to powinniśmy pogadać z resztą grupy i się przygotować lepiej do tego, a jak on jest u nich, to nie ucieknie ci ani nic. - powiedział Marek
- No w sumie to masz trochę racji. W takim razie powinniśmy jak najszybciej wracać do farmy.
Tak rzekłszy Filip i Marek czym prędzej udali się z powrotem w stronę polany na której stała farma.
Po drodze nie napotkali żadnych przeszkód, jednak, gdy tylko mieli widok na farmę, zamurowało ich.
Wszystko dookoła się paliło, natomiast z prawej strony lasu na wcześniejszą bazę grupy Marka szły tysiące zombie, przyciągnięte dźwiękiem palącego się budynku, przeplatanego krzykami ludzi.
- O kur** - skwitował widok Marek.
- Chodźmy! - krzyknął ochoczo Filip.
Pobiegli do farmy.
Spostrzegli Alberta, który aktualnie siłował się z dwoma mężczyznami.
- Po drugiej stronie farmy jest Kacper, mu pomóżcie, ja sobie poradzę - rzekł Albert wbijając sztylet w głowę jednemu z oprychów.
Jak nakazał, tak i zrobili, pobiegli do Kacpra i pomogli mu uporać się z czterema mężczyznami, którzy szli w jego kierunku.
- Dzięki, już myślałem że po mnie..
- A gdzie Hubert i Klara - zapytał Marek
- Oni.. Nie przeżyli..
Zapadła grobowa cisza.
- Jjak to się stało - rzekł poważnie Filip.
- Siedziałem w stodole i pilnowałem zbiorów... kiedy poczułem, że jest jakoś ciepłej... wtedy wyszedłem i nie widziałem nic... Zero podpalenia.. Niczego.. A potem było już tylko piekło...
- Kur**.. musieli użyć arszeniku.. - rzekł Marek
- Później wyszli z ciemności.. Zaczęli strzelać.. Huberta zastrzelili a my się ukryliśmy.. Potem druga salwa... Klara... I wtedy wyszli z bronią ręczną... My oddaliśmy strzały... No i teraz nie mamy naboi więc też wzięliśmy za broń ręczną...
- Dobra, a ile ich zostało?
- Kilku kręciło się chyba przy Albercie.
I wtedy ukazał się Albert.
- Musimy wiać, natychmiast. Tysiące zombie się przedziera w naszym kierunku - rzekł.
- Okej, chodźmy do lasu, szybko, prosto - powiedział Filip.
- Dobra, musimy się gdzieś zaszyć na jakiś czas.
- Znam fajne miejsce, ale ja tylko was zaprowadzę, bo muszę odnaleźć ojca. - rzekł Filip.
- Okej, to prowadź - odparł Albert.
Ruszyli w kierunku lasu.
Przeszli jakiś kilometr, po czym skręcili do schowane chatki leśniczego.
Weszli do środka.
- Ugh i to tu mamy się ukryć? - zapytał Al.
- Tylko się wyniesie trupa i bedzie spoko do zamieszkania, serio, nie jest na widoku i w ogóle.
- No dobra, widzę że tutaj nasze drogi się rozchodzą. Powodzenia w szukaniu taty, trzymaj się. - pożegnał się z Filipem Albert.
- Trzymaj się brachu, mam nadzieję że kiedyś się jeszcze spotkamy. - rzekł szczerze Marek
- Też mam taką nadzieję, trzymajcie się obaj.
Takim właśnie sposobem nasz główny bohater, Filip, opuścił swoich tymczasowych kompanów i udał się na prawdopodobnie ostatni etap szukania ojca.
Wiedział już wystarczająco.
Czy jest bezpieczny, czy żyje oczywiście i dowiedział się również, gdzie ma się udać w następnej kolejności.
Jego kolejnym przystankiem będzie Fort Bema.
KONIEC ROZDZIAŁU PIĄTEGO
//Wiem że mało dynamiczny rozdział ale proszę o wyrozumiałość haha//
CZYTASZ
Lost In The Darkness
HorrorLost In The Darkness to książka która z pewnością będzie świetna dla osób znudzonych życiową rutyną( oczywiście nie chce tutaj się zachwalać i mimo, iż pisałem trochę książek na kompie, to jednak to nie to samo co na wattpadzie, więc jest to mój, że...