↓14↓

1.7K 158 47
                                    

Skakałem po budynkach, nie patrząc czy kogoś zabije, siebie zabije, czy rozwali twarz. Powietrze wiało mi w zapłakaną buźkę. Zacisnąłem zęby, zamknąłem oczy i kiedy wylądowałem na ziemi, biegłem przed siebie tak, że już mi brakowało powietrza.
Minęło pół godziny, a byłem już na końcu miasta.
Trafiłem na stare, opuszczone domy i kilka bezdomnych, którzy uciekali i poukrywali się przed nim. Chmury burzowe, które się nagle pojawiły z silnym wiatrem i z silną ulewą okryły mnie.

Nagle się zatrzymałem i popatrzyłem w górę. Próbowałem uspokoić oddech, lecz nie mógłem jakoś, prawdopodobnie przrz to, jak biegłem. Upadłem na kolana i wydałem z siebie cichy lament ze spazmatycznym płaczem

Po kilku sekundach usłyszałem, jakby ktoś mnie wolał.

– Ej! Ty! Tak, ty! Chodź tu! - ręką ze starego domu go kusiła, by jednak wszedł, a ja załamany, postanowiłem wejść.

***

– A więc jesteś Ryuunosuke i straciłeś kogoś ważnego w życiu? - mężczyzna w starych, ciepłych ubraniach grzebał w ognisku, by szybciej ogrzało zupę w garnku. - Wiesz, ja też kiedyś kogoś straciłem. Żonę i dzieci, którzy nie żyją od kilkunastu lat. - podnosił ręce i lekko się uśmiechnął - i zostałem bezdomnym! - widząc mą twarz, przestał się uśmiechać i schował ręce w kieszenie.

Mój płaszcz się suszył na wieszaku i co chwila było słychać opadające krople z płaszczu. Nadal była wielka ulewa i nie wyglądało, by przestawało.

– To dziwne, że jeszcze niedawno widziałem ją żywą i całą... - rzekł zmęczonym i ochrypniętym głosem.

– Takie niestety jest życie. Zabiera niewinne osoby, a grzeszników zostawia, by się tulili w swej agonii... - westchnął mężczyzna, wziął łyżkę i pomieszał w garnku - A tak w ogóle się Ciebie nie zapytałem. Skąd jesteś?

– Jokohama.

Mężczyzna zagwizdał.

– No proszę, proszę... Daleko zaszedłeś, czemu tu w ogóle jesteś na takim zadupiu jak tu? - spytał się go pytającym wzrokiem.

Wzruszył ramionami.

– Załamanie i desperacja. Próbowałem uciekać, ale jak widzi Pan... Nie ucieknie już nigdy od wiedzy ze śmiercią siostry, taki los. - popatrzyłem się w tańczące płomienie.

Mężczyzna usiadł na pustaku obok ognia i zapalił papierosa.

– Jesteś jeszcze młody, wiem, że jest Co cholernie smutno z wiedzą utraty kogoś ważnego w życiu, ale żyj dalej z wiedzą, że siostrze już dobrze i nie cierpi, tam u góry. - wskazał palcem w górę. - Bóg ma dla nas zadanie, a my musimy je wypełnić.

Lekko podniosłem powieki w górę.

– Jest Pan chrześcijaninem?

– To nie istotne.

– Tak, jestem. - przerwał mi. - Nie jestem Japończykiem jak widać po mnie, a jestem z Czechem. Moja żona była Japonką i dlatego tu jestem. Po śmierci żony, jej rodzina się mnie wyrzekła, a ja nie mam pieniędzy by wrócić do Pragi.

– To smutne.

Mężczyzna zgasił i wyrzucił papierosa.

– Może, ale Bóg przez ten cały czas mnie kocha, to mój anioł stróż i jednocześnie najlplepszy przyjaciel. - powiedział cicho. - Może ty też takiego masz?

Zapadła cisza.

– Nie, nie mam. Siostra była dla mnie wszystkim co miałem i kochałem... - szepnąłem wycierając łzy spływające po policzkach.

Mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu.

– Żyj dalej, choćbyś miał cierpieć, a uwierz mi, że kiedyś spotka Cię szczęście. - mężczyzna podał mi jakiś napój w puszce  - Pij.

Chciał się napić, ale zanim to zrobiłem tk wyplułe. zawartość i zacząłem kaszleć. Bezdomny się zaśmiał.

– Mocne, co? Kopie jak nie wiem co! - klepnął się w kolano. Kiedy przestałem kaszleć, zacząłem się sam śmiać i tym razem spróbowałem wypić.

– Nie otruję Cię, spokojnie. - uśmiechnął się.

Przez kilka godzin tak nam zleciała cała rozmowa, gdy następnego dnia przestało padać. Usnąłem wtulony w kocyk i byłem pogrążony w twardy sen. Gdy się przebudziłem, ognisko wygasło i tajemniczego mężczyzny już nie było.

Wstałem. Moje ubrania nie wyschły, a były nadal wilgotne. Popatrzyłem zamglonymi oczami przez okno, świeciło słońce, ale też był wiatr.

"Cóż za wredna pogoda, idealna wręcz" - pomyślałem.

Self Control || shin soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz