Prolog

11.8K 393 449
                                    

Lato na Privet Drive nie było w tym roku zbyt upalne. Można by powiedzieć, że temperatura była wręcz idealna. Słońce nie prażyło zbyt mocno, a wiejący od czasu do czasu wietrzyk sprawiał,że była to idealna pogoda na pikniki i wycieczki. Skorzystali z tego właściciele domu z numerem czwartym, wybierając się całą rodziną nad jezioro. No, prawie całą.

W najmniejszej sypialni domu państwa Dursley, na łóżku siedział czarnowłosy chłopak. Opierając się o ścianę podkurczył nogi i kurczowo zaciskał powieki. Harry Potter był wściekły. Chociaż „wściekły" wydaje się być tutaj niedomówieniem. On był ostro wkurwiony.

Właśnie zakończył czwarty rok nauki w Hogwarcie i śmiało mógł stwierdzić, że był to najgorszy rok w jego dotychczasowym,szkolnym życiu. Przebijał nawet Komnatę Tajemnic i bazyliszka.Został zmuszony do udziału w cholernie niebezpiecznym turnieju,którego przeżycie w jego wieku graniczyło z cudem. Kto przy zdrowych zmysłach wysyła 14-latka przeciwko smokowi, trytonom i innym cholerstwom oraz trójce o trzy lata starszych uczniów? Szaleniec i wariat, ot kto.

Pomijając sam Turniej Trójmagiczny, również prywatny aspekt jego życia nie miał się w tym roku za dobrze. Przyjaciele się od niego odwrócili po ogłoszeniu kandydatów, co było dla niego ogromnym ciosem. Co z tego, że później go przepraszali? To bolało. Czy kiedykolwiek dał im powód, aby mu nie ufali? Nie. Nawet kiedy się okazało, że jest wężousty, stali po jego stronie.

Hermionę po części rozumiał. On i Ron byli dla niej tak samo ważni, a trzeba przyznać, że rudowłosy chłopak nie miał najłatwiejszego charakteru i zawarcie nowych znajomości mogłoby być dla niego problemem. Ponadto mógł zrobić coś głupiego i dziewczyna wolała mieć na niego oko, a ceną za to było osłabienie kontaktów z Harrym. Rozumiał to i po jakimś czasie przestał gniewać się na przyjaciółkę.

Za to z Ronem była zupełnie inna historia. Ten rudy palant wypiął się na niego, tylko dla tego, że pieprzona Czara Ognia wyrzuciła jego pieprzone nazwisko i musiał wziąć udział w pieprzonym turnieju, gdzie mógł stracić pieprzone życie, a pieprzoną nagrodą za zwycięstwo było pieprzone tysiąc galeonów i pieprzona wieczna chwała. Jakby tego potrzebował! Dopiero po pierwszym zadaniu, Weasley go przeprosił. Harry wiedział, że gdyby nie Hermiona na pewno by do tego nie doszło, ale doceniając starania przyjaciółki, przyjął przeprosiny. Co nie znaczyło, że przebaczył chłopakowi.

Większość szkoły patrzyła na niego jak na trędowatego. Uważali go za dzieciaka wiecznie pragnącego sławy i pieniędzy, mającego gdzieś zasady. Prorok też go nieźle obsmarował. No cóż, takie życie. Może nawet by się tym przejął, gdyby nie miał ważniejszych spraw na głowie, jak na przykład utrzymanie jej na właściwym miejscu.

Kolejnym powodem jego wściekłości był nie kto inny, jak Sam-Wiesz-Kto, Czarny Pan, Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać,wielki i potężny, pieprzony Lord Voldzio. Czy ten facet z manią wielkości nie mógł mu dać spokoju?! Czemu uwziął się akurat na niego?! Czy nie wystarczyło mu, że zabił mu rodziców i zmienił życie w piekło?! Widocznie nie. Musiał rozkazać Śmierciożercy zgłoszenie Harry'ego do tego piekielnego wyścigu szczurów,odrodzić się z jego krwi i zabić Cedrika na oczach nastolatka. No po prostu musiał!

Ale najbardziej bruneta wkurzył nie kto inny jak Albus „Może dropsa" Dumbledore. Kiedy Harry cudem wrócił do Hogwartu i wyleczył rany, został wezwany do gabinetu dyrektora. W czasie, gdy Harry był załamany po śmierci Diggory'ego i obwiniał się za to, ten stary pierdziel z uśmiechem na ustach i paczką cukierków wręce powiedział, że cieszy się, że Harry'emu nic nie jest i że nie powinien przejmować się śmiercią Cedrika, która ostatecznie przysłuży się większemu dobru. Nie przejmować się! Dobre sobie! Jak mógłby nie przejmować się tym, że niewinny chłopak, który miał przed sobą całe życie, został zamordowany przez jego głupią i tragiczną w skutkach propozycję?! Jak miał się nie przejmować,gdy widział ostatnie chwile życia Puchona, słyszał jego ostatnie słowa?! No jak miał się nie przejmować?!

Jakby tego było mało, przedwcześnie wysłał go na Privet Drive. W tym momencie Harry stwierdził, że cytrynowe dropsy do końca przeżarły mózg starca. No bo kto normalny, wysyła największego wroga Voldemorta do domu zabezpieczonego tylko magią krwi Lily Potter, kiedy to największy czarnoksiężnik tego stulecia, jeśli nie wszechczasów, odrodził się właśnie z tej krwi? Nawet Harry wiedział, że Voldi mógłby po prostu zadzwonić do drzwi i wbić na herbatkę, a bariery nawet by nie zareagowały!

Chłopak coraz częściej zaczął zastanawiać się nad działaniami dyrektora i coraz częściej dochodził do wniosku, że albo staruszek jest już zniedołężniały i zaczyna przejawiać skłonności do choroby Alzheimera, albo jego cytrynowe dropsy są faszerowane jakimiś psychotropami, albo stary Trzmiel ignoruje wszelkie niebezpieczeństwa mające miejsce w pobliżu Pottera.Ewentualnie wszystko naraz.

Kompletnie też stracił wiarę w potęgę i mądrość Dumbledore'a. No bo jak ktoś tak potężny i podobno inteligentny, mógłby pozwolić, aby wpuszczono do szkoły faceta z Voldemortem pod turbanem, pozwoliłby bazyliszkowi hasać po kanałach, praktycznie nic wtedy nie robiąc, nie zorientował się, że jeden z jego nauczycieli, mający podobno być jego przyjacielem, jest tak naprawdę Śmierciożercą i trzymał Starego Nietoperza jako nauczyciela eliksirów, gdy ten ewidentnie nie nadawał się do pracy z dziećmi, co z tego, że był Mistrzem w tej dziedzinie. To ostatnie mogło być wywołane tylko osobistą niechęcią do nauczyciela, ale co do poprzednich przykładów, chłopak nie miał zastrzeżeń.

Po pewnym czasie Harry zaczął mieć wrażenie, że to wszystko co przeżył od pojawienia się w Hogwarcie, było starannie ułożonym planem wytresowania Złotego Chłopca na Rycerzyka Jasnej Strony. Dumbledore nie wziął tylko jednego pod uwagę. A mianowicie tego, że jego Wybraniec potrafi samodzielnie myśleć.

W domu wujostwa Harry czuł się jak w klatce. Był kompletnie odcięty od czarodziejskiego świata. Nie mógł kontaktować się z przyjaciółmi, nie dostawał Proroka Codziennego, nawet nie mógł pisać do Syriusza i Remusa! Jedyne listy jakie dostawał, pochodziły z Ministerstwa lub od samego Dropsa. Nie mógł również często spokojnie wyjść na miasto, bo wiedział, że Dumbledore załatwił mu jakąś obstawę, która bardzo rzadko nie wywiązywała się ze swoich obowiązków.Naprawdę miał tego dość.

 Tak siedząc i rozmyślając, Harry stwierdził, że ma już po prostu dość tego wszystkiego. Ma dość manipulacji, kłamstw i fałszywych przyjaciół; wykorzystywania i ciągłego narażenia własnego życia przez osoby traktujące go jak marionetkę. Te wszystkie myśli doprowadziły do tego, że podjął decyzję. W tym momencie znika z Privet Drive.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No hej, moje kochane Laleciątka!

Długo się naczekaliście na ten prolog, nie ma co! Ale już jest, więc zapraszam do czytania i komentowania, liczę na wasze uwagi ;)

Tak jak już pisałam w "Zakamarkach..." nie wiem z jaką częstotliwością będą pojawiać się rozdziały i mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Niestety przygotowania do licencjatu pochłaniają większość mojego czasu. Nie chcę was jednak pozostawiać z niczym, więc raz na jakiś czas możecie liczyć na to, że coś się pojawi.

Jeśli ktoś trafił na to opowiadanie przez przypadek i chciałby przeczytać moje uwagi dotyczące tej historii (które nie pojawiły się w opisie), odsyłam do "Zakamarki mojego umysłu. Czyli co, gdzie, jak i kiedy" do notatki z dopiskiem "Zapowiedzi". Jest to druga historia z opublikowanych przeze mnie zapowiedzi, chociaż nosi inny tytuł (tamten był roboczy).

No cóż, mam nadzieję, że prolog się wam spodoba i że chociaż trochę pocieszy was w ten pochmurny, jesienny dzień.

O! Jeszcze jedno! Jeśli ktoś potrafi zrobić lepszą okładkę to proszę o pomoc! Robienie okładki przekracza moje możliwości.

Trzymajcie się kochani!

Sam wybiorę swoje przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz