Nikt się tego nie spodziewał. Nie spodziewał się tego Bóg, cały świat, ani ojciec bruneta. A już na pewno nie spodziewał się tego Taehyung.
Gdy tylko usłyszał, że Jeongguk nie żyje, zaczął krzyczeć na matkę, że kłamie, że to nie może być prawda. Jednak widząc jej spojrzenie, wiedział. Uwierzył jej, że najpiękniejsza osoba, jaką w życiu poznał, go opuściła. Wpadł w histerię, zakopał się w kołdrze i zaczął płakać. Płakał tak bardzo, że prawdopodobnie wszyscy sąsiedzi słyszeli jego wycie, ale nie obchodziło go to. Jego słońce, chodzące szczęście, jedyny powód do życia go zostawiło. To nie miało się tak skończyć, to on miał umrzeć, nie brunet. Nastolatek był okazem zdrowia, sportowcem, który czekał, aż dostanie się do kadry narodowej i pojedzie na olimpiadę. Był gotowy stracić swojego ukochanego na rzecz choroby, ale ostatnią rzeczą, o jakiej Kim myślał, było to, że Jeongguk naprawdę odszedł. Że nie ma go już na tym świecie, że nie napisze do niego żadnej wiadomości, że nie usłyszy już jego kojącego głosu, że nie zobaczy już tego wielkiego uśmiechu, który rozjaśniał każdy pochmurny dzień.
A teraz została tylko pustka w sercu, spowodowana jego nagłą śmiercią. Obiecał mu przecież, obiecał, że będzie szczęśliwy do samego końca, więc czemu musiał teraz tak cierpieć?
I gdy w końcu trochę się uspokoił, spojrzał na swoją dłoń, na której nadal lśniła srebrna obrączka. Przez to zaczął płakać i krzyczeć jeszcze bardziej, bo jego ukochany, jego miłość, chłopak i mąż go zostawił. Miał tyle marzeń i pragnień, które przecież miały się spełnić, w końcu miał na nie całe życie, a teraz już nigdy się nie spełnią.
Ale Jeongguk miał rację, mówiąc wczoraj, że Taehyung był jego pierwszą i ostatnią miłością w życiu.
- Ggukie... Wróć do mnie, proszę...
~~~
Przez następne kilka dnia niebieskowłosy nadal miał nadzieję, że to jest tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Że wiadomość od pana Jeona o śmierci jego syna wcale nie była prawdziwa. Dlatego w dniu pogrzebu tylko nieprzytomnie ubrał czarną koszulę i marynarkę, którą wcześniej przygotowała mu jego mama. Bez słowa wsiadł do samochodu i dał się zawieść na cmentarz, gdzie miał zostać pochowany młodszy. Pustym wzrokiem patrzył na obrączkę, której ani na chwilę nie ściągał. Chociaż w jednym momencie miał ochotę wyrzucić ją przez okno, w końcu Jeongguk obiecał być z nim aż do śmierci. Ale jego śmierci, a nie swojej. Wysiadł z samochodu i skierował się na cmentarz za grupką ludzi. Rozpoznał jedną osobę, którą była babcia nastolatka. Szedł za nimi, przysłuchując się ich rozmowie.
- Byłaś wczoraj w kostnicy, żeby pożegnać się z wnuczkiem? - zapytał ktoś w tłumie osób.
- Tak - przytaknęła ze smutkiem staruszka. - Wyglądał tak ślicznie, jakby wcale nie dotknęła go taka tragedia.
Taehyung zamarł, słysząc to. Zmienił kierunek drogi i udał się właśnie do kostnicy, bo może to była ostatnia chwila, gdy może ujrzeć swojego chłopaka. Przed wejściem do małego budynku dostrzegł tylko jakiegoś pracownika, pilnującego, żeby nikt niepożądany nie wchodził do środka. Mężczyzna chciał przez chwilę zapytać, co on tutaj robi, ale zaniechał tego w ostatniej chwili.
Bo ojciec tego biednego chłopaka poprosił go, że gdy do kostnicy przyjdzie pewien niebieskowłosy nastolatek, to ma go bez słowa wpuścić.
I tak się stało. Kościelny otworzył mu drzwi i pozwolił wejść do środka. Kim jak duch przeszedł przez drzwi, wiedząc, jakiego widoku ma się spodziewać. Nie sądził jednak, że aż tak bardzo złamie mu to serce.

CZYTASZ
last chapter | taekook
Romancejeongguk to niepoprawnie optymistyczny nastolatek, mający na celu sprawienie, żeby ostatnie chwile chorującego na białaczkę taehyunga, były tymi najpiękniejszymi fluff | angst | smut