Rozdział 21

335 16 2
                                    

Kovu i Kiara nie rozmawiali ze sobą nawet wtedy kiedy do narodzin ich dziecka zostało kilka dni. Lew starał się jakoś porozmawiać z lwicą, ale nie było to takie proste. Pewnego razu kiedy chciał z nią porozmawiać Kiara zagroziła mu, że jeśli nie da jej spokoju to nigdy nie zostanie nazwany ojcem ich dziecka. Lew był zrezygnowany.
Kopa i Giza żyli spokojnie i cieszyli się każdą chwilą spędzoną razem. Oczywiście starali się pomóc młodej parze tak jak wszyscy lecz bezskutecznie. Z resztą oni sami niedawno odkryli, że Giza również spodziewa się lwiątka, ale narazie nie chcieli wprowadzać na Lwiej Skale większego zamętu.
Kion miał już pokaźną grzywę. Niestety on i Tiffu przechodzili kryzys w ich związku. Zaczęło się od tego kiedy Tiffu przyjmowała bez oporu zaloty innego lwa, a Kion wszystko widział.
Krótko mówiąc na Lwiej Skale panowała nieprzyjemna atmosfera, która z dnia na dzień stawała się coraz gorsza.

Tego dnia Kiara obudziła się jako pierwsza. Musiała udać się do Rafikiego aby sprawdzić czy lwiątko w jej brzuchu ma się dobrze. Nie była już zła na Kovu, ale jej duma nie pozwalała pokazać skruchy. Postanowiła, że poczeka do momentu porodu i wtedy zobaczy jak zachowa się lew. Bez uprzedzenia kogokolwiek o tym, że opuszcza Lwią Skałę skierowała się do starego mandryla. Wokół panowała jeszcze mgła, a słońce dopiero wychylało się zza choryzontu. Lwica czuła czyjąś obecność, ale po krótkim zastowieniu swierdziła, że to tylko ciążowe urojenia. Jednak kiedy była już blisko baobabu zatrzymała się i wytężyła wszystkie swoje zmysły. Dopiero teraz usłyszała szelest wysokiej trawy. Po chwili było słychać cichy śmiech. Kiara nie wiedziała jakie zwierze może się tak śmiać. Nagle z wysokiej trawy wyłoniły się trzy zwierzęta, których księżniczka nie umiała rozpoznać. Jedno z nich przemówiło.

- Jak myślisz Banzai? Co robi o tej porze córka Simby całkiem sama na Sawannie?
-Nie wiem Shanzi. Może szuka przyjaciół.

Trzeci zwierz tylko się zaśmiał i oblizał. Czerwonooka nie zamierzała pokazać swojego strachu.

-Kim jesteście i co tutaj robicie?
-Och gdzie nasze maniery. Wasza wysokość, jestem Shanzi, a to moi bracia Banzai i Eddie. Trzy najgroźniejsze hieny jakie chodziły po tym świecie.

Hieny... Kiara nigdy nie widziała na żywo tych zwierząt, ale za dzieciaka nasłuchała się o nich przeróżnych opowieści, które nie stawiały ich w dobrym świetle.

-Nie wyglądacie mi na kogoś kto mógłby mnie nawet dogonić. Z takimi sylwetkami musi wam być ciężko. Wyglądacie gorzej niż lwica w ciąży.

Hieny zaczeły warczeć i zbliżać się do księżniczki. Kiedy już miały zaatakować każda po koleji została zdzielona kijem po łbie. Wystraszone zwierzęta uciekły w popłuchu myśląc, że to jakieś duże zwierze.

-Rafiki? Skąd wiedziałeś, że te hieny tu są?
-Duchy przodków.
-Ach racja. Wiatr ci powiedział i ty go posłuchałeś.

Mandryl tylko odkrząknął i pokazał gestem ręki, aby księżniczka szła za nim. Kiedy znaleźli się na baobabie małpa zaczęła badać lwice.

-Czy wszystko z nim w porządku?
-Raczej z nimi. To będą bliźniaki, ale niestety nawet ja nie umiem określić ich płci.
-Gorzej być nie może. Teraz Kovu już napewno mnie zostawi. Nie jest gotowy na jedno dziecko, a co dopiero na dwójke.
-Wszystko będzie dobrze Kiaro. Wracaj na Lwią Skałę.

Kovu patrolował Lwią Ziemię razem z Kopą. Brązowogrzywy cały czas miał opuszczony łeb.

-Kovu weź się w garść. Lada moment będziesz ojcem, a nawet nie rozmawiałeś o tym z Kiarą.
-Niestety Kiara ma charakter Simby. Skoro nawet Nali nie udało się z nią porozmawiać to jak ja mam dać rade?
-Nie wiem jak ci pomóc, ale powiem tylko tyle, że kiedy pojawi się dzieciak to oboje znowu nie będziecie umieli żyć bez siebie nawzajem.
-Hej czy to nie Kion? Tam na skale.

Oba lwy dokładniej przyjrzały się lwu na skale. Faktycznie był to Kion i wyglądał na przygnębionego. Kopa i Kovu podeszli do niego.

-Co tutaj robisz młody?- spytał Kopa.
-Ostatnio pomiędzy mną, a Tiffu jest coraz gorzej. Ja się staram, a ona przyjmuje zaloty innych lwów bez jakichkolwiek oporów.
-A wiesz co? Ja i Kopa ostatnio spotkaliśmy samotną lwice w twoim wieku. Była ranna więc teraz jest w naszym stadzie. Jak chcesz to możesz do niej zagadać.
-Kovu przecież ja jestem z Tiffu!
-Jakoś nie widze żeby jej to przeszkadzało we flirtowaniu z innymi lwami. Kovu ma racje. Utrzyj jej nosa i zacznij interesować się kimś innym niż tylko nią.
-Okej spróbuje.

Kopa i Kovu jednocześnie uderzyli go w grzbiet tak, że Kion spadł ze skały i śmiali się z niego. Pokszywdzony po chwili też się śmiał.

Całą sytuacje widzieli Simba i Nala, którzy spacerowali po Lwiej Ziemi. Król widząc uśmiechy na twarzach swoich bliskich wzruszył się. Wiedział, że już długo nie pożyje, a widok uśmięchniętych twarzy jego synów ( Kovu też uważał za swojego tak jakby syna) sprawiał, że lew chciał żyć.

-Simba wszystko w porządku?
-Kiedy widze ich szczęśliwych nie chce umierać, ale prawda jest taka, że nie zostało mi już dużo czasu.
-Głuptasie zobaczysz, że jeszcze zobaczymy swoje prawnuki. A teraz wracamy na Lwią Skałę.

Było popołudnie Kovu siedział przy strumyku niedalego Lwiej Skały i rozmyślał nad ostatnimi wydarzeniami. Pewnie myślałby tak dalej gdyby nie Kion, który przybiegł do niego cały zdyszamy.

-Co ci się stało?!
-K-kiara.... D-d-zieci....
-Nic nie rozumiem!
-KIARA RODZI!
Zielonookiemu nie trzeba było powtarzać. Czym prędzej zaczął biec w kierunku Lwiej Skały. Kion chciał zrobić to samo, ale gdy tylko zrobił pierwszy krok runął na ziemie jak długi.

Kiara właśnie skończyła rodzić i trzymała w łapach dwie małe puchate kulki. Niespodziewanie do jaskini wparował Kovu, ale zatrzymał się pare metrów przed lwicą. Czerwonooka uśmiechęła się do niego niepewnie, a on w końcu do niej podszedł i położył się obok niej pozwalając jej wtulić się w jego ciemnobrązową grzywe.

-Kovu...Obaj to chłopcy. Są tak bardzo podobni do ciebie.

Lew dopiero teraz spojrzał na swoje potomstwo. Faktycznie ich futerko było brązowe tak jak jego, ale w nieco innym odcieniu. Oboje mieli ciemne obwódki wokół oczu tak jak on. Jeden z nich miał czerwone oczy Kiary, a drugi Niebieskie oczy Nali. Oboje mieli ciemnobrązowe pędzelki na ogonkach, jasnobrązowe środki uszu i czarne oznaczenia na uszach ( takie jakie miał Simba za dzieciaka ).

-Jak ich nazwiemy Kovu?
-Może Zawadi i Kwanza?
-Pierwszy był czerwonooki, a drugi to dar od duchów przodków... Te imiona są idealne.
-Kiaro przepraszam za moje zachowanie. Byłem idiotą, ale kiedy patrzę na tą dwójke już wiem, że będzie dobrze.
-Ja też przepraszam. Mogłam nie być taka zadufana w sobie.

Reszte dnia para spędziła ze swoimi nowonarodzonymi dziećmi. W między czasie odwiedziła ich cała rodzina królewska, aby zobaczyć maluchy. Wszystko wydawało się wracać do normy.

---------------------
Witajcie moji mili! Z okazji Wigilii w ramach prezentu mam dla was rodział. Wiem, że nie było mnie bardzo długo, ale mam nadzieje, że mi to wybaczycie.

Król Lew ||Moja Fanowska Opowieść||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz