Nie bój się zaufać.
Nie bój się trwać.
Alice i Michael spędzili ze sobą sporo czasu, od kiedy po raz pierwszy się spotkali, po prostu włócząc się po okolicy. Pasowało im wzajemne towarzystwo. Spowodowane to może było tym, że on był bardzo zaciekawiony jej osobą, a ona nie miała kontaktu z ludźmi od długiego czasu. Potrzebowała tego, żeby po prostu nie zwariować. Życie, które prowadziła z dnia na dzień przerażało ją coraz bardziej. Łzy stały się czymś normalnym i mimo, że obiecała sobie, że jest silna i że da radę, chyba sama przestała w to wierzyć. Nie pamiętała kiedy ostatnio na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie pamiętała już nawet jak to było zanim musiała uciekać. Miała wrażenie, że to wszystko jest teraz tylko ulotną chwilą, która zaraz się skończy i nie będzie musiała z tym walczyć.
Szczerze, to niczego innego nie pragnęła.
Siedzieli teraz razem na hałdzie piachu, niedaleko stacji kolejowej. Rozciągał się stąd widok na większą część miasta. Otaczała ich cisza, ale nie była to niezręczna cisza.
Był to rodzaj ciszy, której nigdy nie chce się przerywać.
Ale nic nie może trwać w nieskończoność.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego? – zapytał chłopak, wyrywając Alice z głębokiego zamyślenia.
- Chyba nie rozumiem.
- Doskonale wiesz o co pytam, Alice.
- Musimy o tym rozmawiać ? – zapytała lekko poirytowana.
- Chcę Ci tylko pomóc, proszę. – nalegał.
Odpowiedziała mu tylko i wyłącznie ciszą.
Nie tłum tego w sobie, Alice.
Daj sobie pomóc, Alice.