Walka o przetrwanie.
Głód.
Zaniedbanie.
Smutek.
To wszystko co sobą reprezentowała.
Każdego dnia gdy tylko budził ją smród stęchlizny i wilgoci oraz przyjeżdżający poranny pociąg pospieszny, szybko zabierała swój mały, czarny plecak i w jak najszybszym tempie ewakuowała się z ławki, która służyła jej za łóżko, by nie zetknąć się z falą przybyłych podróżnych. W najbliższej napotkanej toalecie, odprawiała rytuał porannej rutyny, myjąc włosy pod kranem i czasami piorąc jedną zapasową koszulkę, którą posiadała. Poprawiała swój wiecznie rozmazany tusz, który pewnego dnia ukradła z drogerii.
I musiała iść dalej.
Dalej walczyć.
Jedzenie zazwyczaj nie było trudne do zdobycia. Żywiła się resztkami pozostawionymi na stolikach w barach, czasami ukradła coś ze sklepu albo „pożyczyła” pieniądze od dobrego człowieka bez jego wiedzy. I takie też miała właśnie plany na dzisiaj.
Kiedy tylko spostrzegła chłopaka z czerwonymi włosami i czarną czapką z daszkiem odwróconą do tyłu, stwierdziła, że to w stu procentach trafiony cel. Stał przy okienku budki z hot dogami i rozmawiał z kimś przez telefon śmiejąc się i usilnie próbując wytłumaczyć swojemu rozmówcy jakiś element gry w pokemony. Tak, Alice nie mogła się mylić, tym bardziej, że z tylniej kieszeni jego czarnych, obcisłych spodni wystawał portfel. Podeszła do miejsca gdzie stał chłopak , udając, że jest zainteresowana jakże zróżnicowanym menu restauracji, gdzie sprzedają tylko i wyłącznie bułki z parówkami. Nieudolnie przesunęła się w prawą stronę potykając i łapiąc jednocześnie za portfel. Przeprosiła czerwonowłosego i zapewniła, że nic jej nie jest, wstała i oddaliła się w nieokreślonym kierunku. Przeliczyła się jednak co do naiwności i rozkojarzenia chłopaka, który za chwilę rozpoczął szaleńczy bieg wykrzykując, aby się zatrzymała.
Musiała biec.
Biec jak najszybciej.
Po prostu biec.