Część 20

2.2K 118 8
                                    

Jilsa spędziła kilka godzin, przebywając w gabinecie dyrektora mennicy, spoglądając na widok za oknem. Policyjne opancerzone pojazdy wciąż czekały pod gmachem, świecąc niebieskimi lampami, a wojsko rozstawiło namioty i ustawiało szyki przy okopach.

Napad trwał już kilka dni i dziewczyna zdążyła się przyzwyczaić do panujących warunków. wydawały się jej wręcz czymś normalnym, zwyczajnym.

Codzienna rutyna, polegająca na pracy przy pakowaniu banknotów opiewających na wielomilionowe sumy, następnie obiad składający się z czegoś pożywnego i zapychającego, by nie czuć głodu przez resztę dnia.

I wreszcie nadchodził wieczór, gdy mogła być z nim. Być z Andresem. Kochać się z nim. A potem, po upojnych chwilach położyć głowę na jego torsie i zasnąć, czując się tak bezpieczna i kochana.

Jilsa pierwszy raz poznała smak miłości. Tej prawdziwej. Nie toksycznej jak to miało miejsce do tej pory.

Jej dotychczasowe związki były porażkami. Pierwszy chłopak, którego poznała w liceum, zostawił ją po roku, mówiąc, że miłość się wypaliła. Szkoda, że zrobił to kilka dni po tym jak oddała mu swoje dziewictwo. Kolejny partner zdradzał ją z kilkoma dziewczynami. Jilsa znosiła to przez 5 lat, codziennie płacząc w poduszkę, ze świadomością, że jej partner jest na imprezie i na pewno poznaje tam kolejne kobiety, z którymi ją zdradza.

Przez to wszystko dziewczyna sądziła, że cierpi na bordeline. Przyciągając nieodpowiednich mężczyzn, którzy ją ranili, a ona znosiła to niczym Matka Teresa.

Dopiero w mennicy, w trakcie napadu, w tych nieprzyjaznych i niebezpiecznych okolicznościach dziewczyna poczuła smak prawdziwej miłości.

Miłości, która zaczęła się od pożądania, zauroczenia, po czym przeszła do zaufania, ekstazy, tęsknoty.

Kochała go. Mimo, że znali się tak krótko, przy nim czuła się zupełnie inaczej niż przy jakimkolwiek dotychczasowym partnerze.

Wiedziała, że on jej nie skrzywdzi, nie zdradzi. Że może mu zaufać. Opiekował się nią w trakcie napadu. Już od pierwszych dni okazywał jej troskę.

- Jilsa... - przemyślenia dziewczyny przerwał głos Andresa, który nagle wszedł do pokoju i objął ją w talii - dziękuję ci... gdyby nie ty, to mielibyśmy poważny problem. Wiedziałem, że mogę ci zaufać - dodał, całując ją po szyi, na co dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze.

Niestety ich pieszczotę przerwała Tokio, która wbiegła do gabinetu, robiąc niesamowity hałas, trzaskając ciężkimi drzwiami.

- Koniec tego migdalenia się, moi drodzy. Berlin mamy problem. I to poważny - powiedziała, patrząc na mężczyznę.

- Co się stało? - spytał.

- Lepiej chodź ze mną...


La Casa De Papel - Berlin Love Story Fanfiction - Dom z Papieru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz