Rozdział 11. Jej zranione udo, jego zraniona ręka i serce

96 5 0
                                    

Wszystkie dotychczasowe rzeczy zostały załatwione, zostało tylko teraz czekać na odpowiedź, najbardziej zależało mi na odpowiedzi na list. Chciałbym się dowiedzieć co sądzi o tym matka, rodzina? Czy wiedzą kim był ojciec i czym się zajmował? Bo idealnie wciskał kit każdemu i za wszystkie jego czyny odpowiadam tylko ja i wyłącznie ja! Nienawidzę swojego życia. 

Oczywiście musiałeś spieprzyć sprawę z Edith. Od jakiś trzech dni nie widujemy się ani na stołówce, ani na balkonie. Tak mam ochotę z nią pogadać, wyjaśnić wszystko. Może to ona mnie nauczy tych wszystkich tu panujących zasad, których ja nie ogarniam i może nigdy nie zrozumie. Czuję że w głębi duszy ona może być dla mnie, a nie Sienna. Ze Sienną mogę się zabawić, wypić, poszaleć ale nic więcej na dodatek nadal coś jest na rzeczy z tym kretynem. Jeszcze zostaje opcja że będę sam do końca życia lub siedzenia tu. 

Przekraczając bramę, zatrzymuje się i przecieram czoło całe w kropelkach potu, w sumie jestem cały w nim aż kapie. Kucam i wyłączam bransoletkę, która mierzy mi wszystko co potrzeba po bieganiu. Prezent od kochanego ojca, mam nadzieje że smażysz się w piekle. Biorąc jeszcze z kilka głębszych wdechów, odwracam głowę i widzę tłum ludzi, ubranych na czarno. Stoją za daleko bym mógłbym się im przyjrzeć co tam dokładniej robią ale po chwili zauważam że to jest służba i ksiądz, czyli pogrzeb. Ciekawie, kto zmarł? Powolnym krokiem podchodzę. Niezbyt blisko przez to że śmierdzę i po prostu tak nie wypada. Po kilku krokach przystaję w miejscu. 

Nie mogę zrozumieć księdza co mówi, podajże że to jest niemiecki. Rozpoznaję częściowo kucharki, które najbardziej płaczą możliwe że jedna z nich. W tym samym momencie jedna kobieta odchodzi, wycierając oczy chusteczką. 

- Przepraszam. - Dotykam jej rękę, odrazu kobieta patrzy na mnie. - Kto zmarł? 

- Młoda dziewczyna. - Powtarza czynność. - Pracowała ze mną na kuchni. 

- Jak się nazywała? - Mam jakieś głupie przeczucia ale możliwe że zaraz pójdą w niepamięć. Kobieta bierze głęboki wdech i spuszcza wzrok.

- Edith, blondynka o bardzo pięknej twarzy. - Na jej słowa przystaję w miejscu próbując nie upaść. Ale dlaczego?! Kiedy?! Mam w głowię od cholery pytań. Czy ona popełniła samobójstwo? Chyba nie przez ten pocałunek! Słyszę w tle jak kobieta mnie przeprasza i odchodzi. Próbując ogarnąć ten mętlik kieruję się w stronę swojego pokoju, jeszcze przed wejściem do budynku podnoszę wzrok do góry na dziewczyny balkon.

Na samo wejście rozbieram się z przepoconych ubrań i rzucam na krzesła balkonowe, aż wymiotować mi się chce jak tu jestem. Wiele nie myśląc sięgam po pistolet, który leży na stoliku, staję przy lustrze i przykładam sobie do skroni. Palec kładę na spuście i odliczam, wymyślając jakieś powody i jedyny to że Sienna. 

- Kurwa. - Klnę pod nosem i rzucam broń na ziemie odrazu wchodząc pod prysznic. Zimna woda dotyka mojej skóry. Wydaję się tak być taka przemiła. Opadam na ścianę i wybucham płaczem bo widzę jak wszystko się powoli wali. Ja pierdole przecież to było zauroczenie i wymyślanie to nie byłoby na serio. Z całej siły przypieprzam w ścianę. Jeden, potem dwa i tak aż z knykciów zaczyna lecieć mi krew, a całe robią się sine.

- Hey, czemu cię nie było na śniadaniu? - Czuję klepnięcie w ramie, odwracam się wpół i widzę Hollanda. Chociaż miło jego zobaczyć w ten ponury dzień.

- Cześć, mały wypadek. - Zatrzymuje się i podnoszę wpół rękę. Chłopak wygląda na zdziwionego i trochę przerażonego.

- Biłeś się z kimś? 

- Nie. 

- Czekaj, niech zgadnę. - Robi głupią minę jakby naprawdę myślał.

- Tom, przestań. 

- Już wiem, Gyllenhaal!! 

- Nie, nie mam dziś humorów do żartów. Po prostu niefortunny wypadek. - Wywracam oczami i wkładam dłonie do eleganckich spodni. 

- No okey, w ogóle jak jesteśmy przy jego temacie to on i Hiddleston przy śniadaniu. - Wypuszcza powietrze. - No stary, wojna na całego, bez granic. 

- O co poszło? - Podnoszę brew. Czy wydało się w końcu co robi z jego córką?

- O jakieś prywatne sprawy ale myśle że długo nie będą razem przesiadywać, też Sienny nie było, więc może znowu razem balowali do późna. - Wymachuje ręką i wywraca oczami. Jeśli jestem jej "ochroniarzem" to może pójdę do niej niż będę się zamartwiać, możliwe że szybko mnie wygoni. 

- Dobra, to ja do niej lecę. Narazie.

- Narazie i Ross słyszałeś że jakaś kucharka zmarła? - Proszę tylko nie to.

- Tak, widziałem pogrzeb. - Nic nie mówiąc odwracam się i idę w swoim kierunku. 

Po niedługim czekaniu otwierają się drzwi. Z myślą że jak tylko mnie zobaczy to każde mi spieprzać będę szczęśliwy. W tym samym momencie przed moimi oczami staję dziewczyna ubrana w samą koronkową bieliznę, Nagie ramiona otulone flanelowy szlafrok czarny jak jej włosy, bielizna, bez makijażu. Nawet prawie naga jest piękna.

- Cześć, mogę wejść?

- Już wiesz? - Marszczy brwi, robie to samo bo nie wiem co ona ma na myśli.

- Co?

- A nic. - Macha ręką. - Wchodź. - O dziwo nie protestując wchodzę do środka i siadam na łóżku. Myślałem że zaraz wrócę do łóżka i serialu. Czarnowłosa po chwili znika w łazience.

- Czemu cię nie było na śniadaniu? 

- Mały konflikt się zrobił jak żeś dziś widział, ostro było?

- Mnie nie było na śniadaniu, Holland mi mówił. - Wzruszam ramionami. W tej samej chwili wychodzi, już cała ubrana w czerwoną sukience. - O co poszło?

- Chuj wie. - Siada na przeciwko mnie i zakłada skarpetki. - A ciebie dlaczego nie było?

- Nie miałem ochoty.

- Będziesz na balu? 

- Kiedy to jest? Wypadło mi z głowy.

- Jutro, o dwudziestej. - Zakłada pasmo włosów zza ucho. 

- Możliwe. - Odwracam wzrok i zauważam zakrwawioną broń. - Sienna...

- Aaaa to! - Szybkim ruchem zabiera pistolet i kładzie na toaletce. - Wczoraj z Jakem trochę się wygłupialiśmy.

- On jest we krwi.

- Zdaję ci się. - Odrazu wstaję z łóżka. - Przestań tak panikować jak debil.

- Sienna, on jest we krwi! Zabiłaś kogoś. - Ona zabiła Edith, to ona. Czuję jak całe ciało zaczyna mi drżeć. 

- Uspokój się debilu. - Kładzie mi dłoń na ustach. - Bo zaraz ci kark skręcę jak nie usiądziesz i mi nie dasz wytłumaczyć. Wykonuje jej polecenie i siadam, boję się usłyszeć prawdy. Podwija kawałek sukienki i na udzie widać duży, przyklejony opatrunek. Patrzę raz na nią, raz na jej udo. 

- Co ci się stało?

- O to się dziś mój ojciec i Jake pokłócili, Jake strzelił do mnie przez przypadek jak się najebaliśmy. -Nie mogę w to uwierzyć. Z jednej strony cieszę się że jednak nie ma związku z Edith ale z drugiej czuję jak złość wypełnia całe moje ciało. Nie miał prawa jej skrzywdzić. 

- Zabije skurwysyna. - Już mam wstawać ale dziewczyna w ostatniej chwili blokuje mi to kładąc nogę pomiędzy moje. 

- Nie ty jeden i ostatni. - Wzdycha. - To był czysty przypadek. - Nie widząc dlaczego zranioną dłonią dotykam jej nogę i deliadktanie sunę ku górze. - Co ci się stało? - Zabiera nogę i kuca przy mnie  biorąc w swoją dłoń, moją dłoń.

- Niefortunny wypadek i tyle. - Wzruszam ramionami. Niespodziewanie dziewczyna zaczyna całować moje palce, robi to tak delikatnie że nie wiadomo kiedy kładę na jej policzek.

- Dobra, lecę na chwilę do Stana coś załatwić. - Wstaje sięga po kluczyk. - Znasz go?

- Nie, nie miałem jeszcze przyjemności go poznać.

- To chodź ze mną. - Uśmiecha się delikatnie.

- Przepięknie ci z takim delikatnym uśmiechem. - Nic nie odpowiadając wychodzimy.

Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz