Rozdział 28. Wschód dobrej nadziei

52 2 0
                                    

Po przeczytaniu na szybko listu od ojca, dowiedziałem się tyle ile mogłem, w sumie to chyba wszystko co chciałem. Muszę jak najszybciej dostać się do szefa i wyjaśnić pewne kwestie. Sienna przeze mnie jest w niebezpiecznej sytuacji. Jak mogłem być taki głupi i wierzyć w jego popieprzone słowa o moim ojcu. Tyle lat się to ciągło. Chciałbym to usłyszeć z jego ust bo dalej nie mogę uwierzyć co się teraz dzieje. 

Wchodzę do środka i kieruję się na górę do jego pokoju. Mam nadzieję że nie ma spotkania. To nie może dłużej czekać. Każda minuta może się okazać śmiertelna nawet dla nas oboje. Napisałam do chłopaków aby za kilka minut przyszli pod jego pokój i byli tyłami. 

Gdy tylko moja noga staję na piętrze, a przed oczami mam ogromne drzwi, serce wali jak szalone. Nie mogę po sobie poznać że coś się dzieje. Muszę być naturalny, jakbym nie wiedział prawdy. Przystaję przed drzwiami. Ogarniam ubranie i włosy. Pukam do drzwi i naciskam na klamkę. Wchodzę. 

Moim oczom się ukazują te same osoby. Wolałbym żeby Sienny tu teraz nie było ale wierzę że jest silna. Na moją osobę podnoszą się każda para oczu. 

- Witam, m-mogę? - Pytam nie pewnie i odrazu robie delikatny uśmiech. Rzucam wzrok na dziewczynę, która nie wie co się dzieje. Oh, skarbie...

- Proszę. - Zamykam drzwi. - Miałem się do ciebie zwrócić Ross. - Wstaję od wielkiego biurka i kieruję się w moją stronę. - Albo mógłbym już mówić do ciebie synu. - Robi ten swój parszywy uśmiech. Jest teraz tak miły że aż mam ochotę go walnąć. 

- Sienna powiedziała? - Na szybko zerkam w jej stronę. Siedzi nerwowo na sofie. Ubrana w czerwoną sukienkę, kiedyś już ją miała na sobie. Jest to jej ulubiona. Z jesiennej kolekcji Chanel. 

- Nie, jak to ona. Musiałem do tego sam dojść. - Staję przede mną i klepie po plecach. - Gratuluję, czułem że jakoś wychowasz moją córkę. 

- Nie określił bym to wychowaniem, po prostu zakochaliśmy się w sobie. 

- Ona?! Zakochana?! Ta kobieta ma taki sam charakter co swoja matka. - Zerka na nią. Widzę strach w jej oczach. - Ale jeśli jesteś tu, to poproszę cię o jedną rzecz. - Podchodzi energicznie do biurka i sięga po jakieś papiery. Dziewczyna zerka i zaczyna się trząść. Cały czas patrzę na nią. Ręce mam skrzyżowane zza sobą. 

- Tato... 

- Mam! - Wyjmuję ze starej książki wielką kartę. Widać że to stary papier. - Jest to podpisy przewodniczących w tej mafii. Od pokoleń rządzą tu sami mężczyźni. Każdy potomek był płci męskiej, niestety na mnie spadł ten pech że urodziła mi się córka...

- Tato, proszę nie. - Przerywa mu czarnowłosa ze łzami w oczach. 

- Siadaj i bądź cicho jak na moją córkę przystało. - Mówi tak ostrym i chłodnym tonem aż przeszły mi ciarki. Jeszcze przez chwile patrzy na mnie tym błagalnym tonem i siada. - Więc, kończąc. Pod moim imieniem i nazwiskiem znajduję się imię Sienny, jej podpis. Jak nie wiesz po skończeniu pełnoletności dziecko szefa podpisuję że jest następcą ale nie będę tak głupi i nie przepiszę tego wszystkiego kobiecie. - Zerkam na papier. Nie chce mi się czytać tych wszystkich imion i nazwisko, które się powtarza "Hiddleston". Męczyna wyjmuje stare pióro i atrament. - To pióro jest od pokoleń i podpisują się ważne osoby. - Moczy je i podaje mi. - Po prostu skreśl i się podpisz. 

Odbieram z jego rąk zimne pióro. Zerkam szybko na dziewczynę, która powstrzymuje łzy. Mam ochotę zabić tego bydlaka za to jaki ona musi koszmar przechodzić. Mój wzrok wraca na kartkę. Sienna Lilianne Hiddleston, napisane jej pięknym charakterem. Zaciskam palce na piórze jak tylko mogę i rzucam obok.

- Nie zrobię tego. - Prostuję się. Mężczyzna jest zdziwiony moją reakcją. Po chwili się śmieje. - Boisz się że na barki spadnie ci taka wielka odpowiedzialność albo myślisz że jest tu haczyk? Ross w twoich żyłach płynie krew twojego ojca idealnego mordercy i osoby, która sobie by poradziła. Pomyśl jaki byłby dumny. 

- Dlatego go zabiłeś? - Na moje pytanie milknie. - Dlatego go zabiłeś bo bałeś się że przejmie twoją władzę, był szanowany i bardziej lubiany od ciebie. W liście, tydzień przed śmiercią wszystko opisał. - Złość buzuje mi w żyłach. Gniew i nienawiść do tego człowieka jest tak wielka że mam ochotę go zabić. 

- To żle myślał. - Śmieje się. - Nie bałem się tego, chociaż... - Udaję zamyślonego. - Zazdrościłem mu tego że każdy go tak szanował ale o co innego mi chodziło. Jako że byliśmy blisko opowiadał o swojej rodzinie, a szczególnie o tobie. Wiesz jak to musi boleć jak przez całe pokolenia rodzą się silni przywódcy, a tobie córka, którą każdy może wyruchać i oszukać. - Pięści zaciskają mi się tak mocno że aż przestałem czuć ból. - Namawiałem moją żonę na drugie dziecko ale i ona okazała się dziwką.

- Kłamiesz! - Podnosi głos Sienna. Wyciera policzki i staję obok mnie. - Matka nie była dziwką, miała ciebie dosyć, jakim jesteś tyranem. Chciała rozwodu ale wtedy ty byś stracił, myślałeś tylko o sobie i przez to kilkanaście kobiet musi cierpieć. Zmieniłeś zasady. Nasi dziadkowie płaczą widząc jak hańbisz mafię. - Mówi to z nienawiścią i gniewem. Czuję to co ona. Oboje chcemy jednego. Równowagi w tym chorym biznesie. Hiddleston na jej słowa się śmieje, wyśmiewa, czyli dlatego nie chce aby doszła do władzy, gdyż wszystko mogłaby zmienić.

- Twój ojciec opowiadał że jesteś cudownym dzieckiem i jego wielkim szczęściem. Zazdrościłem mu tego, tego że ma syna, wiec postanowiłem go zabić. - Na te słowa łzy napływają mi do oczu. Zabił osobę, która była dla mnie ważna. - Kazałem żeby przepisał na ciebie swoje lata. Na początku myślałem żeby on wziął za rękę moją córkę ale był stary i nie zgodziłby się ale miał ciebie. - Nie myśląc zbyt wiele, wyjmuje z kieszeni pistolet. W tym samym momencie robi to każdy jego przydupas. Kierują we mnie broń. Dziewczyna staję za mną i osłania tyły. 

- Holland. - Szczepce za mną. Nie jesteśmy sami. 

- Już wiesz dlaczego tu jesteś. Chciałem syna, dlatego zostałeś jej ochroniarzem, wiedziałem że zakocha się w tobie, przy każdej opowieści twojego ojca świeciły jej się oczy. Wszystko to było zaplanowane. Chciałem byś był moim synem. - Nie wiedziałem że ludzie mogą być takimi potworami. Nienawidzę go. Sienna musiała przezywać koszmar każdego dnia. 

- Mam nadzieje że spłoniesz w piekle, potworze. - Wychodzi za mnie i strzela mu prosto miedzy oczy. Jego ciało odrazu upada na blat zalewając go krwią. W tej samej chwili do pokoju wchodzą Tom i Sebastian z bronią. Słyszę z dwa huki.

- Spokój! - Dziewczyna krzyczy i zastaję cisza. - Opuścić broń. - Każdy wykonuje jej polecenie. Opuszczamy broń na podłogę. - Od dziś ja tu rządzę, mój ojciec nie żyję, więc ja przejmuję mafie. Tedder. - Zerka na wysokiego mężczyznę. - Sprowadź wszystkich członków, personal do sali balowej. Muszą usłyszeć tą cudowną wiadomość. - Mężczyzna kiwa głową i wychodzi. - Wszyscy, wypierdalać. - Po jej słowach zostaję nasza czwórka.

- Sienna, kochanie. - Rzucam się na dziewczynę i przytulam, bardzo mocno. Dziewczyna odwzajemnia uściska. - Pazperaszam, przeze mnie przechodziłaś ten koszmar. - Próbuje nie płakać ale jest to dla mnie za dużo. 

- Nie przepraszaj, nikt nie wiedział co tej potwor ma w głowię. - Mówi przez łzy. Odrywa się ode mnie i całujemy. Nie mogę jej teraz stracić. 

- Kto go zastrzelił? - Pyta przestraszony Holland i podchodzi do ciała. Miły widok. 

- Nie mogłam dłużej go słuchać. - Mówi ukochana. Podchodzę do biurka i wyjmuje spod niego zakrwawioną kartę. 

- I co z tym zrobimy? - Odwracam się w jej stronę. Podchodzi do mnie i zabiera z mokrych od wydzieliny dłoni. Wyjmuję zapalniczkę i podpala. 

- Era mężczyzn się skończyła. - Wsadza do kominka. - Od teraz nastanie wschód dobrej nadziei. Chodźmy do sali. 


Jutro powinnam dać Epilog i jakoś w następnym tygodniu dać częśc drugą i zając się Zapachem kobiety cz.2

Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz