Wesele skończyło się dopiero koło trzeciej nad ranem i to był też czas, kiedy wszyscy zaczęli się rozjeżdżać do swoich domów czy mieszkań. Większość rodziny pozalewała się w trupa i oczywiście narobiła mi wstydu. Pominę fakt, że mój kuzyn pobił się z kimś z rodziny Łukasza, a po godzinie już razem siedzieli i pili wódkę.
Ja oczywiście zostałam tutaj z Julienem, bo nie chciałam, żeby zostawiał tu swój samochód. Zresztą nie mieliśmy też siły na jakąkolwiek podróż, a procenty w naszych organizmach dawały się we znaki.- My też się już zbieramy. - dałam znać mamie, która stała na zewnątrz i żegnała gości. Powinna to robić Joasia, ale ona gdzieś zniknęła z Łukaszem.
Dziwne jest to, że nie zamieniłam z nią choćby słowa. Nie wiem czy ona się mnie bała, albo naszej rozmowy, ale widać było, że nawet nie jest jej przykro.
- Aniu, córciu, przepraszam za wszystko. - to nie był czas na takie słowa. Widzę przecież, że trzeźwa nie jest i jutro może tego nie pamiętać. A wolałabym, żeby jednak miała świadomość.
- Tak, tak. Dobranoc. - pożegnałam się z nią i podbiegłam do Lyneela, który czekał na mnie z rękoma włożonymi do kieszeni kamelowego płaszcza. Znowu wyglądał seksownie, po prostu tak stojąc i nic innego nie robiąc.
Kolejny raz tego dnia, a raczej tej nocy, chwyciłam go za dłoń. Biło od niego ciepło, które w jakimś stopniu przechodziło też na mnie.
- Zwinąłem butelkę szampana. - podniósł alkohol do góry, a ja kiwnęłam głową na potwierdzenie, że przyjęłam to do wiadomości.
Zdjęłam z siebie płaszcz i szpilki i wzięłam butelkę z procentowym trunkiem, którą zaczęłam otwierać.
Julien poszedł w moje ślady i też zdjął swoje okrycie, z tym, że on pozbył się też marynarki.- Myślałam, że będzie gorzej. - powiedziałam zgodnie z prawdą, a siatkarz zajął miejsce na podłodze tuż obok mnie, tak, że stykaliśmy się ramionami. Znowu go czułam.
Podałam mu też otwartą butelkę szmapana, z której wzięłam już dwa łyki. Bo przecież po co nam kieliszki, skoro możemy pić z gwinta.- Warto było tu z tobą przyjeżdżać. - takie kity to niech wciska swoim kolegom, z którymi miał spędzić sylwestra, a nie mi.
- Było chujowo w pewnym momencie. No i gdyby nie ty, prawdopodobnie zlałabym się w trupa. - znowu przejęłam od niego alkohol. Tym razem tylko na niego patrzyłam. Jak zahipnotyzowana, bo myślami odleciałam daleko stąd.
- Naprawdę za tobą tęskniłem. - jeśli sprawdzał czy jestem pijana, to mu nie wyszło, bo nie jestem. Zignorowałam szybsze bicie serca i spojrzałam na niego z kpiącym uśmiechem.
- Nie mam pojęcia po co mi to mówisz. Myślisz, że po tym będę łatwiejsza? - trochę racji jest, bo będę, ale zapomnijmy na chwilę o tym. Przecież chyba mogę się z nim trochę podroczyć, prawda?
- Nie. Wiem, że masz do mnie słabość, ma chérie. Wystarczy naprawdę niewiele, żebyś błagała mnie o więcej.
- Ja? W takim razie zrobimy test. Ale to ja sprawdzę ciebie. - szybko przeniosłam się na jego kolana, pamiętając o butelce szmpana, którą zdążyłam przesunąć, żeby nam nie przeszkadzała.
Zaczęłam powoli zbliżać się do jego ust. Lekko je musnęłam i przesuwałam się po lini jego żuchwy, docierając do ucha, które lekko przygryzłam. Jedną dłoń wsunęłam w jego włosy i lekko je pociągałam. Druga powoli zjeżdżała z policzka na jego klatkę piersiową. Zaczęłam odpinać guziki od jego koszulki a on mógł tylko siedzieć i obserwować każdy mój ruch. Koszulę zostawiłam do połowy rozpiętą, bo tyle mi wystarczyło, żeby sunąć teraz dłonią po jego klatce piersiowej. W pewnym momencie poczułam bicie jego serca. Było lekko przyspieszone, ale w stałym rytmie.
- Nie drocz się ze mną. - powiedział stanowczo, a mnie to tylko bardziej nakręciło. Szkoda, że on nie wytrzymał.
Kiedy znowu zbliżyłam się do jego ust, Francuz przejął inicjatywę, bo jego ręce znalazły się na moim ciele. Czułam go dosłownie wszędzie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Lubiłam jego dominację. Był wtedy taki męski i stanowczy. Taki jaki powinien być mężczyzna.
To co się później wydarzyło nie mogę nazwać nawet seksem. To był akt miłosny dwójki obcych sobie osób, którzy stali się jednością. Nigdy wcześniej nie było to tak intensywne jak teraz. Nawet przed Lyneelem tego wcześniej nie czułam. To było coś zupełnie nowego. Coś jak przejażdżka nowym samochodem. Wsiadasz za kółko i jedziesz. Potem chcesz więcej i więcej, bo ci się spodobało. Aż do momentu, w którym się do tego przyzwyczaisz.
No właśnie. Tego chyba bałam się najbardziej. Przyzwyczajenia. Już teraz odczuwam przeróżne emocje, kiedy mam się spotkać z Francuzem. I nie mówię tu tylko o tych negatywnych. Pozytywne też się pojawiają.- Dlaczego nie śpisz? - dobre pytanie. Sama nie wiem, ale nie mogłam w ogóle zmróżyć oka. - Anna.
- Myślę. - wciąż patrzyłam w sufit i ani razu nie obdarzyłam spojrzeniem leżącego obok mnie mężczyzny. Poczułam tylko jak Julien zmienia swoją pozycję i układa głowę na prawej ręce. Lewa znalazła się przy mojej twarzy. Chciał odgarnąć pojedynczy kosmyk włosów, który nawet mi nie przeszkadzał.
- O czym? -czułam jego świdrujące spojrzenie na sobie.
- O wszystkim. - nie mogłam mu przecież powiedzieć, że to on jest przyczyną mojego braku snu. W głowie mam tylko jego i za cholerę nie mogę się go pozbyć. Tak jakby tam utknął i nawet nie próbował szukać wyjścia.
- Mogę mieć jedną prośbę? - zaskoczyło mnie jego pytanie. On nie jest osobą, która pyta o takie rzeczy. Raczej wali prosto z mostu i ma gdzieś czy się zgodzę, czy nie. Taki po prostu był.
- Jedną.
- Obiecujesz, że jutro mi stąd nie uciekniesz? Że obudzę się obok ciebie. - nie zaangażuję się w naszą relację. Nie ma nawet takiej opcji. Ale nie umiałam mu teraz odmówić. Nie po tym wszystkim co było. Głowa mówiła jedno, a serce drugie. Pierwszy raz przy Francuzie, posłuchałam swojego serca.
- Obiecuję.
To był mój pierwszy błąd. Potem pojawiały się kolejne, a ja nie mogłam ich zatrzymać.
CZYTASZ
Embrasser Avec La Langue · Julien Lyneel
Fanfiction'Embrasser Avec La Langue', w wolnym tłumaczeniu? Francuski pocałunek, czyli pocałunek z języczkiem. ----- Francja kojarzy się z bagietkami i żabami. a francuzi? Oprócz tego, że są aroganccy i humorzaści, to dobrzy z nich kochankowie. Przekonała się...