Rozstanie

222 12 4
                                    

Wojownik bez słowa wpatrywał się w stojącą przed nim boginię. Nie sądził, że nieuchwytna bogini łowów zejdzie na ziemię, tym bardziej by porozmawiać z mężczyzną, a przecież mężczyznami gardziła.

Łuczniczka spojrzała mu w oczy

- Artemia jest mi poświęcona. Sprawuję nad nią opiekę od dnia jej narodzin. Było mi na rękę, że unika towarzystwa mężczyzn. Ale potem poznała ciebie. Zawróciłeś jej w głowie od samego początku, Afrodyta z przyjemnością was obserwuje- wywraca oczami- Przez chwilę chciałam ją zabić za zepsucie mojej ulubionej podopiecznej- wzdycha- Ale Artemia nigdy nie była tak szczęśliwa. Więc zeszłam wam z drogi.

- Po co mi to opowiadasz?- zapytał, choć dobrze zdawał sobie sprawę do czego zmierza. Bogini uśmiechnęła się krzywo i końcem łuku wskazała obóz

- Artemia była gotowa porzucić dla ciebie rodzinę, dom, stać się w oczach swoich bliskich zdrajcą ojczyzny. Ale wystarczył jeden jej wybór, który nie zgadza się z twoim, a zostawiasz ją

- Tu nie chodzi o jej wybór!- zaprotestował. Pewnie nie powinien zwracać się w ten sposób do bogini, jednak on nigdy nie przejmował się tym jak powinien się zachowywać w obecności takich osób. Arogancja była jedną z jego najgorszych wad. I to właśnie ta wada zmusiła go do porzucenia ukochanej na pastwę Greków. Jego arogancja i duma nie pozwalały mu pozwolić by ktoś inny był bohaterem. By kobieta podążała własną drogą. Nie potrafił się wysilić by zrozumieć jej decyzję, ani nie chciał użyć słów by przekonać ją do zmiany zdania.

Jego duma nakazała mu odejść i ją zostawić. Bo ona zmuszała go by opuścił gardę i zrezygnował ze swojej arogancji

- Wreszcie to pojąłeś, synu Tetydy- spojrzał na nią zaskoczony. Czyżby czytała jego myśli?- Nie doświadczyłam w swoim życiu romantycznej miłości, z resztą na własne życzenie. Ale wiem jedno, podstawą każdej relacji jest szacunek. I umiejętność rezygnacji z własnych racji dla dobra drugiej osoby. Dopóki tego nie pojmiesz, pozostaniesz sam.

Te słowa odbiły się echem gdy zniknęła, w akompaniamencie huku gromu. Heros pozostał sam na pustkowiu, ze słowami bogini tkwiącymi w jego głowie. Czy miała rację? Czy aby być z Artemią musiał zrezygnować ze swej dumy?

Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, wiedział tylko jedno. Nie mógł jej tam zostawić. Artemia zrobiłaby dla niego wszystko, jednak tym razem postawiła dom i rodzinę nad miłością do niego. Nie potrafił się z tym pogodzić. Mimo to, musiał pomóc jej wrócić do domu.

***

Odnalazł ją nad ranem, w części obozu należącej do ludzi Odyseusza. Król Itaki nie mógł pozwolić, żeby żołnierze skrzywdzili księżniczkę, więc gdy tylko Agamemnon przestał jej pilnować, zabrał ją do swego namiotu. Achilles był mu za to bardzo wdzięczny, jednak Odys zbył podziękowania

- Nie mogłem postąpić inaczej- stwierdził jedynie i przyprowadził dziewczynę do herosa. Grek zaprowadził dziewczynę pod bramy miasta, ani razu się nie odzywając. Ona także milczała, nie wiedząc jak przełamać barierę, która nagle urosła między nimi.

- Artemio!- z zamyślenia wyrwał ją głos starszego brata- Na bogów, Artemio, nie rób nam tego nigdy więcej!

Mężczyzna chwycił ją w ramiona, zamykając siostrę w mocnym uścisku. Nad jego ramieniem Artemia zobaczyła jak Achilles odchodzi w stronę obozu.

- Hektorze, proszę, pozwól, że pomówimy o tym później- z trudem wyplątała się z uścisku brata i pobiegła za herosem. Mimo dystansu jaki powstał między nimi ostatniej nocy, nie chciała zostawiać go bez słowa.

Przez kilka minut, aż do skraju obozu Myrmidonów, szła za nim w ciszy, układając w głowie to co chciałaby mu powiedzieć. Jednak zanim zdążyła w ogóle się odezwać, zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.

- Powinnaś iść do rodziny. Martwili się o ciebie- ton jego głosu, chłodny i obojętny, był dla niej jak bolesny cios, jednak nie dała tego po sobie poznać.

- Nie traktuj mnie w ten sposób, Achillesie. Patrzysz na mnie jakbym była obcą osobą.

- Bo mam wrażenie jakbym cię nie znał. Wczorajszej nocy chciałaś mnie zostawić, mimo pięknych obietnic jakie sobie wzajemnie składaliśmy.

Cofnęła się o krok, jakby uderzył ją w twarz.

- Jak możesz mówić w taki sposób? Mówisz jakbym cię zdradziła, nie zrobiłam tego. Negocjacje z Agamemnonem były moim obowiązkiem, jako córki, siostry i jako księżniczki. Nie miałam wyboru.

- Owszem, miałaś. Żadne pertraktacje z nim i tak nie miały sensu, bo i tak złamałby dane słowo. Mogłaś pozwolić mi go zabić, albo zostać za murami miasta i nie narażać się bez potrzeby.

- Bez potrzeby? Naraziłam się dla mojej rodziny i mojej ojczyzny.

- Więc podjęłaś decyzję- westchnął ciężko, przeczesując jasne włosy palcami- W moim sercu zajmujesz pierwsze miejsce, Artemio. Ale w twoim jest wiele miejsca i ja jestem tylko jednym z kawałków. W twoim życiu nie ma dla mnie stałego miejsca, nie potrafię tego zaakceptować.

Przez kilka chwil patrzyła na niego ze łzami w oczach. W pewnym sensie miał rację, nie potrafiła wyrzucić z serca miłości do rodziny, ojczyzny i do swojej wolności, by postawić go na pierwszym miejscu. Było tylko jedno rozwiązanie i wreszcie te okrutne słowa wydobyły się z jej ust.

- Więc odejdź.

Troja- Córka PriamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz