To było takie nierealne. To się nie mogło dziać. To musiał być jakiś chory koszmar. Musiał odejść. Musiał złapać dystans. Musiał pomyśleć w spokoju i ciszy. Potrzebował być teraz jak najdalej od tej dziewczyny i świadomości sytuacji w jakiej się znajdował.
Wsiadł na konia i pogalopował przed siebie. Była już noc. Nawet się nie zorientował, gdy dotarł na miejsce. Bywał tu tak często, że koń sam obrał kierunek. Zeskoczył z grzbietu rumaka i puścił zwierzę samopas. Wiedział, że zastanie go w tym samym miejscu gdzie go zostawi.
Było dokładnie tak, jak w poprzednią noc świętojańską. Ten sam szum spienionych fal, gdzieś w oddali pokrzykiwania bawiącej się młodzieży, które szybko ucichły. Odgłosy noc i ten zapach świeżości bijący od wartkiej rzeki. Uspokoił myśli. Wyparł rzeczywistość, przywołując wspomnienia. Dziś jeszcze postanowił pozwolić sobie na słabość. Od jutra musiał stawić czoła wyzwaniu, jakie przed nim stanęło. Był mężczyzną, który musiał spełnić swój obowiązek. Mrzonki się skończyły. Cały rok zachowywał się niczym szaleniec, szukając kogoś, kto najprawdopodobniej z niego zadrwił. Ona przecież nie odeszłaby, gdyby chciała z nim zostać. To było takie oczywiste. Nie miał pojęcia jaki był powód. Może faktycznie była wiarołomną małżonką o której usłyszał od ojca, a może po prostu nie spełnił jej oczekiwań. Może chciała czegoś więcej niż mógł zaoferować. Może zbyt mało jej powiedział. Może pragnęła usłyszeć wyznanie miłosne. Tych może było tak wiele, że nie starczyłoby nocy, aby je wymieniać. Rankiem musiał zrobić to, o czym mówił ojciec. Musiał się otrząsnąć i zacząć zachowywać jak mężczyzna. Jednak jeszcze tej nocy chciał zanurzyć się we wspomnieniach. Być bliżej niej, chociaż w myślach. Tylko tego oczekiwał. Przymknąć oczy i ponownie ją zobaczyć. Nie założył tylko tego, że wcale nie będzie musiał przymykać oczu.
W momencie, gdy ujrzał jasny kształt nad falami jeziora, uśmiechnął się pod nosem. Wspomnienia były tak żywe i takie realistyczne. Bo przecież dokładnie w tym samym miejscu ją zastał. Całą w bieli. Nierealną. Niecodzienną. Magiczną. Dokładnie tak, jak teraz. Wstrzymał oddech i przetarł oczy. Z każdym krokiem widok był wyraźniejszy. Czy to wyobraźnia płatała mu figle? Czy to sen? A może jednak miał do czynienia z wodną nimfą? Cokolwiek to było, w tej jednej chwili miał wrażenie, że dosłownie wyrastają mu skrzydła. Że musi się jak najszybciej do niej dostać i uchwycić w ramiona, aby nie rozpłynęła się w powietrzu. Po prostu musiał wiedzieć, że jest prawdziwa. Że nie jest jedynie sennym majakiem.
Wskoczył do wody w ubraniu. W momencie, gdy wynurzał się z wezbranych fal, ujrzał, jak dziewczyna odwraca się w jego stronę. To była ona. To naprawdę była ona!
— Onyx — wydusił, wypluwając jednocześnie wodę z ust.
Zanurzony po pas, brnął nieustępliwie, przeciwstawiając się falom. Miał wrażenie, że jeżeli za moment jej nie dotknie, to dziewczyna rozwieje się w powietrzu. Im bliżej niej był, tym wyraźniej widział jej twarz, na której odmalowała się ekscytacja. To było tak nieprawdopodobne. W jednej chwili jego życie całkowicie się odmieniło. Znalazł ją. Naprawdę ją znalazł.
Był mniej więcej dwa metry przed nią, gdy coś otarło się o jego ramię i kiedy zerknął w tamtą stronę, ujrzał wianek. Dokładnie tak, jak rok temu — pomyślał, chwytając splecione rośliny w dłoń i robiąc jeszcze kilka kroków na przód. Gdy stał na wprost niej, wyciągnął rękę, podając wianek. Chociaż jedyne czego chciał, to wziąć ją w ramiona i już nigdy nie wypuścić. Miał do niej tyle pytań i tak wiele sam chciał jej powiedzieć.
— To ty — usłyszał głos, za którym tak bardzo tęsknił i miał ochotę krzyczeć z radości. W jej spojrzeniu widział uniesienie i radość, co dodatkowo go nakręcało.
CZYTASZ
Królowa jednej nocy
RomanceW noc świętojańską spotyka się dwójka młodych ludzi, którzy od pierwszej chwili czują ze sobą niezrozumiałą więź emocjonalną. Pradawny rytuał łączy ich w niecodzienny sposób, sprawiając, że niemożliwe staje się możliwe... I wszystko byłoby dobrze, g...