— Alexandrze — wołanie dobiegało z jakiejś czasoprzestrzeni, w której młody człowiek ubrany w czarną bluzę akurat się nie znajdował.
— Alexandrze, słuchasz mnie? — nagle jakby jakaś bańka, w której przebywał Hamilton pękła.
Nie była to inna czasoprzestrzeń, nie był to inny wymiar, ani nawet sen. Był dziewiąty sierpnia, chłopak siedział przed Prezesem Washingtonem i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że znowu przepadł gdzieś w odchłani własnych myśli. Zdarzało mu się to zdecydowanie zbyt często od czasu ostatniej, pamiętnej wizyty u Elizy.
— Synu, co z tobą? — Washington zlustrował go przenikliwym wzrokiem.
— Nic, nic poważnego, przepraszam...
— Tak jak mówiłem — zaczął Prezes, spoglądając co chwilę na Alexandra, żeby sprawdzić, czy aby napewno nie odpłynął po raz kolejny — Ludzie składają wypowiedzenia. Straciliśmy dwóch prawników Cleve'a i Hollanda i nową stażystkę - Marię Reynolds. Domyślam się, że prawnikom gdzieś zapłacili więcej, ale rezygnowanie ze stażu?
Wszystko w środku Alexandra się trzęsło, kiedy tylko usłyszał to imię. Czuł się winny. Jednocześnie Maria opowiedziała mu o swoich problemach - przynajmniej częściowo - oraz o planach rzucenia stażu, które rozważała już wcześniej. Poczucie winy teraz napierało na niego z obu stron. Nie mógł być jednak obojętny na to, co usłyszał z ust Marii - o jej stanie, sytuacji rodzinnej, o wszystkim.
— Proszę załatwić jej wizytę u dobrego psychologa. Nawet na mój koszt. Rozmawiałem z nią i... — Alexander wyłożył na biurko zdziwionego Washingtona kilkanaście banknotów.
Chłopak wstał i zmierzając w kierunku drzwi zapytał jeszcze:
— Nie sądzi pan, że sponsorowanie profilantycznych wizyt u psychologa dla pracowników, byłoby całkiem niezłym pomysłem? Proszę to przemyśleć. Ja już będę leciał — chłopak nacisnął na klamkę i zniknął.
Tak naprawdę, to akurat w momencie wykładania na stół pieniędzy, telefon w kieszeni Hamiltona zaczął wibrować, przypominając mu o tym, że bardzo szybko musi biec do domu.
Nie minęło kilka chwil, a zdyszany Alex stał przed drzwiami.
Będąc już w środku stwierdził, że powinien powoli szykować się na wielkie przeprosinowe show na urodzinach Elizabeth. Najpierw jednak musiał nakarmić i wyprowadzić na spacer, spoglądający na niego mądrymi oczami prezent.
To nie tak, że wybierał go na podstawie ładnego futra, czy od tak, po prostu, bo mu się podobał. Nie. To była przemyślana, odpowiedzialna decyzja, podjęta jeszcze wspólnie z Elizą.
Alex ową decyzją chciał przypieczętować, że poważnie myśli o ich przyszłości i planach, które snuli.
Jego obecność na urodzinach Elizy była niepewna, a tym bardziej to, czy panienka Schuyler zdecyduje się przyjąć prezent. Mimo to, był przekonany, co do tego, że prezent nie wróci już do żadnego z podłych nowojorskich schronisk.
O godzinie trzeciej po południu, Alexander Hamilton w swojej najlepszej odsłonie siedział na kanapie z ogromnym ozdobnym pudłem u boku, poprawiając po raz kolejny upięcie swoich włosów.
Chłopak zagwizdał kilka razy i uśmiechnął się słysząc odgłosy łapek uderzających o wyłożoną płytkami podłogą.
Mądre, ciemne oczka znowu patrzyły na niego przenikliwie.
— Oj, Elokwencjusz — Alexander pogłaskał czule za uszkiem siedzącego przed nim kundelka — módlmy się, żeby pańcia zechciała nas przygarnąć.
CZYTASZ
Panienka Schuyler
FanfictionUjmijmy to tak - tak by było, gdyby to nie był XVIII wiek. 🌸 2 maja ʼ19 - #1 hamilton (i 10 innych rankingów woah) - Pride is not the word I'm looking for...