17. Do końca życia?

977 45 25
                                    

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - wstałam, otrzepując się.

- Zanim do końca mnie znienawidzisz za to zachowanie, zaufaj mi i pozwól się prowadzić.

- Nie Mateusz. Wracam do mieszkania - szłam w kierunku drzwi, prowadzących do środka.

- Róża, posłuchaj to naprawdę dla mnie ważne - zatrzymał mnie zaraz przed nimi.

- Ty nie chciałeś ze mną rozmawiać to ja też nie mam ochoty - chciałam iść dalej, jednak on zacisnął mnie w uścisku.

- Przepraszam za te wszystkie głupoty jakie zrobiłem, ale bałem się, że się wygadam.

- Z czym? - starałam się od niego odsunąć.

- Pojedź ze mną.

- Niech będzie - westchnęłam. Zawistowski chciał chwycić mnie za rękę, którą zwinnie schowałam do bluzy. Wyszliśmy na parking, wsiadając do odpowiedniego samochodu.

- Opowiadaj, jak ci minęła wycieczka? - starał się zacząć rozmowę.

- Nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać - oparłam głowę o szybę.

- Pracowałem na czymś... Z resztą opowiem ci na miejscu - zatrzymaliśmy się pod nieznajomym mi budynkiem - Wejdź na drugie piętro i pierwsze drzwi po lewej stronie. Ja zaraz do ciebie dołączę. A! I możesz włączyć sobie to co masz przygotowane na laptopie.

Niepewnie wysiadłam, kierując się do wyznaczonego mi pomieszczenia. Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami i weszłam do środka. Znajdowało się tam studio. Na niewielkim stoliku na końcu leżał laptop. Tak jak prosił, włączyłam, jak się okazało, muzykę. Pierwsze dźwięki melodii, a po chwili dobrze znany mi głos. Usiadałam, wsłuchując się w tekst. Cała piosenka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Gdy dobiegała końca Mateusz pojawił się w pokoju. W rękach niósł kwiaty oraz niewielkie, podłużne pudełeczko. Nie zwracając na to uwagi, wstałam, rzucając mu się na szyję.

- To nie był Żabson - odsunęłam się, by na niego spojrzeć - To Mateusz. Nigdy nie słyszałam twojego kawałka tak przepełnionego emocjami, zwłaszcza takimi jak miłość. To jest naprawdę niesamowite!

- Zdarzyło się parę razy nagrać emocjonalny numer, ale to rzadkość. Nad tym pracowałem parę dni, a te w których cię nie było nagrywałem i organizowałem wszystko - odłożył ogromny bukiet na konsole - Oprócz kwiatków mam dla ciebie jeszcze coś.

- Mam się bać? - zaśmiałam się. Chłopak nic nie powiedział, tylko klęknął przede mną.

- Róża, czy... - powoli zaczął otwierać pudełko - przyjmiesz ten skromny podarunek na znak mojej miłości czy coś? - dostrzegłam złoty naszyjnik z niewielką zawieszką. Wzięłam go do ręki, zauważając grawer. Zawistowski wstał z podłogi z wielkim uśmiechem, obejmując mnie i nucąc pod nosem - Nie jestem romantykiem nic a nic.

- Po pierwsze to nie twój tekst. A po drugie jak się postarasz to potrafisz być - podałam mu biżuterię, by zawiesił ją na mojej szyi.

- Wiesz jakie to jest niezwykłe? Pierwszy raz ktokolwiek tak zawrócił mi w głowie. Kocham cię bardzo.

- Moim zdaniem nie to jest niezwykłe. Posłuchaj, przecież będąc w szkole nienawidziliśmy się nawzajem. Dzięki tobie mam tą cholerną bliznę. To ty zamieniłeś moje życie w pewnym okresie w piekło i...

- Przestań - przerwał mi.

- Nie, posłuchaj do końca. I to ciebie chciałam wrzucić pod ciężarówkę, żebyś dał mi w końcu spokój. Potem nasze drogi się rozeszły. Zapomniałam o tobie, aż w końcu pojawiłeś się na tej nieszczęsnej domówce. Od samego początku miałam cię dość. Nie chciałam z tobą rozmawiać, a teraz... Stoisz przede mną i jedyne czego chce to to, żebyś mnie nie opuszczał. To paradoks - uśmiechnęłam się.

- To miłość - poprawił mnie, wypijając się w moje usta - Wszystkiego najlepszego, skarbie.

- Dziękuję, ale nie musiałeś. To ty jesteś moim prezentem - przytuliłam go mocno, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.

- Wiesz, że musimy jeszcze jechać do Milanówka?

- Po co? - mruknęłam niezadowolona.

- Sebastian postanowił zrobić imprezę urodzinową dzień wcześniej.

- A no tak, bliźniak z innych rodziców - zażartowałam - pojedźmy do niego w innym dniu. Ten chcę już do końca spędzić z tobą.

- Tylko dziś? - udawał smutnego.

- Jutro też i może najbliższe dwa lata - gładziłam jego policzek.

- Ja bym wolał do końca życia - złożył buziaka na moich ustach.

- Do końca życia? - uniosłam brwi.

- Po prostu na zawsze - pocałował mnie, jednocześnie przytulając.

- Wyglądasz jak cukierek - zaśmiałam się, ciągnąc lekko jego bluzę do dołu.

- Pojedziesz ze mną na koncert, a w poniedziałek do chillwagonowni - oderwał się ode mnie, zabierając kwiaty - idziemy?

- Idziemy - odpowiedziałam pewnie, otwierając mu drzwi. Gdy byliśmy już w samochodzie, oddał mi rośliny.

- Jestem szczęśliwy - powiedział pewnie. Po powrocie do mieszkania weszłam do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę, biorąc się za robienie jedzenia. Tą czynność przerwał mi Zawistowski.

- Puść mnie - szarpnęłam się.

- Zostaw to, zamówimy coś do jedzenia - mruknął.

- Zrobię - upierałam się. Po długich namowach w końcu odpuścił.

- Urodzona kucharka - pochwalił, kiedy położyłam przed nim taco.

- Umie się to i owo - zaśmiałam się.

(NIE) JEST DOBRZE || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz