4. Sprawa mojego życia

2.1K 68 6
                                    

- Ubieraj się - rzuciłam w niego jego rzeczami - Ja idę się przebrać, a potem pomożesz mi go spakować.

Mruknął coś pod nosem, a ja wyszłam. Po drodze wypiłam dwie tabletki przeciwbólowe. Weszłam do łazienki, wzięłam prysznic i zmieniłam ubrania na luźniejsze.

- A może ty się spakujesz? - spytał mnie, gdy wróciłam do pokoju.

- To jest moje mieszkanie. Nie zostawię mu go - podeszłam do szafy.

- Czyli ja się mam wprowadzić? - zbliżył się do mnie, pomagając.

- Żadne z nas nigdzie się na razie nie wprowadza.

- Mogę iść do łazienki?

- Tak, myślę, że tu się nie zgubisz - uśmiechnęłam się. Gdy opuścił pomieszczenie, z pod łóżka wyciągnęłam torbę. Wzięłam jedną z folii, wpuszczając zawartość do organizmu. Słysząc kroki szybko ukryłam wszystko.

- Pomagasz mi go spakować, a potem sam wracasz do Warszawy - oznajmiłam.

- Myślałem, że spędzimy razem dzień - mówił lekko z wyrzutem.

- Mam już plany - rzuciłam krótko.

- Co może być ważniejsze od własnego chłopaka? - spojrzał na mnie, gdy dopinałam torbę.

- Sprawa mojego życia.

Mateusz popatrzył na mnie niezrozumiale. Wziął bagaż i zaniósł go do przedpokoju.

- Chcesz mi jeszcze powiedzieć coś na koniec? - uśmiechnął się, robiąc parę kroków w moją stronę.

- Miłego dnia - poklepałam go lekko w policzek.

- Jestem twoim chłopakiem! Pozwól mi zostać.

- Nie, nie jesteś. A tam są drzwi - wskazałam dłonią.

- Wczoraj mówiłaś co innego.

- Nic ci takiego nie powiedziałam. Poza tym nie będę z tobą o tym rozmawiać - szarpnęłam go w stronę wyjścia.

- Co ci jest stało? - był bardzo spokojny. Położył dłonie na moich ramionach, a drzwi nagle otworzyły się. Wyminęłam chłopaka, stając przed Kamilem.

- Cześć - powiedziałam z uśmiechem, całując jego policzek - kochany, tutaj masz torbę z rzeczami. Jakby coś zabrakło to pisz, dzwoń, po prostu się kontaktuj. No i w sumie tyle. Powodzenia w życiu.

Objął moje biodra, dlatego też splotłam dłonie na jego karku. Blondyn zbliżył się do mnie, łącząc nasze usta. Gdy zaczęłam oddawać gest, głos zabrał Mateusz:

- Koniec. Było miło, ale możecie się już rozejść - podszedł do nas, odpychając chłopaka - Panu już dziękujemy.

Kamil wziął swoje rzeczy i opuścił mieszkanie.

- Teraz twoja kolej - zatrzymałam zamykające się wejście i otworzyłam je szerzej.

- Najpierw powiedz mi co odwalasz? Mnie zdążyłabyś wyrzucić z mieszkania dziesięć razy!

- Nasze relacje nigdy nie były zbyt związane uczuciowo. Może na początku. Potem ja odpuściłam, a on ciągnął to dalej. Przez ten rok byłam szczęśliwa, czasem jedynie rozdrażniona. A to wszystko bez ciebie - zaakcentowałam ostatnie zdanie.

- Zaczynasz mnie irytować, ale i tak cię kocham. W ten rok nadrobimy wszystko.

- Nie nadrobię z tobą nic, wracaj do Warszawy. Mam ważniejsze sprawy.

- Do zobaczenia - zamknęłam za nim drzwi. Wkrótce jego miejsce zajął Oliwier.

- W torbie zostało tyle co nic - pokazałam mu jej zawartość.

- Twoja praca dobiega, więc końca.

- Co z Baniaminem? - odłożyłam przedmiot obok kanapy.

- Z nim nie będzie problemu. Jak bardzo będzie coś od ciebie chciał to mam nadzieję, że będziesz.

- Jasne - założyłam pasmo włosów za ucho - mam jeszcze do ciebie prośbę. Prowadzisz całkiem duży biznes. Potrzebuję parę woreczków kokainy.

- Konkretniej? - podniósł na mnie wzrok.

- Może z trzy - wzruszyłam ramionami.

- Nie ma problemu. Co jak co, ale tobie załatwię. A za całościową pracę przeleję ci pięćdziesiąt tysięcy. Mam nadzieję, że wystarczy.

- Dzięki wielkie! - uśmiechnęłam się - Widzimy się niedługo, tak?

Chłopak przytknął, po czym wyszedł. Ponownie zostałam sama.

- Wielki powrót - powiedziałam do siebie, zgarniając ze stołu biały proszek. Spakowałam jeden z woreczków do kieszeni, zabrałam z szafki klucze i zamykając mieszkanie, skierowałam się do samochodu. Zapukałam do drzwi.

- Można? - zapytałam z uśmiechem.

- Jasne, wchodź.

Przekroczyłam próg, zdejmując buty. Do moich uszu dobiegł męski głos. Weszłyśmy w głąb pomieszczenia. Na kanapie dostrzegłam trójkę chłopaków.

- To ja może przeszkadzam - spojrzałam na Paulę.

- Nie ma problemu. Przynajmniej teraz nie jest jedną dziewczyną.

- Patryk, Łukasz! - uśmiechnęłam się do chłopaków, od razu gdy ich zauważyłam. Zajęłam miejsce obok drugiego z nich.

- Alko? - Sebastian postawił przede mną pustą szklankę.

- Cole, prowadzę - przypatrywałam się jak chłopak sięga po napój.

- Jak tam życie? - Łukasz szturchnął mnie lekko w bok.

- Ciężko, ale jakoś leci - westchnęłam, upiajając łyk.

- Papieroska? - Czekaj wystawił w moją stronę paczkę. Uśmiechnęłam się i wzięłam jednego - Coś z Mateuszem? - podniósł na mnie wzrok.

- Daj spokój. Stwierdził, że jak Kamil mnie zdradził to powinniśmy zerwać. Spakował go i dziwił się, że go pocałowałam.

- Wasza relacja była dziwna - skomentowała Paula.

- Nie przeczę, ale Mateusz myśli, że już jesteśmy razem. Powiedział mi, że nadrobimy ten cały rok.

- Jaki jest wasz status? - spytał ze śmiechem White.

- Nie jesteśmy razem - przewróciłam oczami.

- Kiepuj do szklanki - chłopak podsunął mi puste szkło.

- Dzięki - dokończyłam używkę. Wstałam i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, źrenice wracały do normalnej wielkości. Czułam jak cała dawka ze mnie ulatuje. Głód narkotykowy to coś czego nienawidzę.

(NIE) JEST DOBRZE || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz