17. Królestwo pieczonych kotletów

215 18 16
                                    

Tak dla jasności - wydarzenia z Ragnaroka się nie wydarzyły, a moje przedstawienie Muspelheimu i Surtura nie ma nic wspólnego z tym, co widzieliśmy w mcu. A jeśli chodzi o Surtura to wzorowałam się bardziej na tym z książki "Magnus Chase"

-.-

Był spokojny, ciepły dzień. Lawa lała się po powierzchni skalistych gór w te i wewte, przykrywając ciągle tę samą drogę, którą podążała od lat. Pośród wielkich wulkanów wioska tętniła życiem, mocniej niż zawsze. Dzisiaj w Wiosce Ukrytej W Wulkanach był festiwal pieczonych kotletów, czyli bardzo ważna uroczystość dla ognistych olbrzymów. Wszędzie były porozwieszane wszelkie flagi i sztandary, które miały podkreślić ważność tego wydarzenia. Fakt, że owe tkaniny się paliły może pominiemy.

Lecz gdzieś w oddali, za siedmioma wulkanami, za siedmioma rzekami lawy, za siedmioma lasami ognia, działy się dziwne rzeczy. Na niebie zjawił się czarny portal, z którego emitowały drobne, zielone iskierki. Z tego właśnie portalu wyleciały dwie sylwetki. Jedna dość wysoka, druga o wiele niższa i zapewne młodsza. Za nimi wyleciała jedna karta od uno.

Obydwoje jęknęli z bólu, po upadku na ciemnoczerwone kamienie.

Pierwszy podniósł się Loki, któremu ciepły klimat na pewno nie sprzyjał. Rozejrzał się ukradkiem po okolicy, przeklinając pod nosem, a następnie spojrzał pod swoje nogi. Właśnie... spojrzał pod swoje nogi... Mimikę, która teraz zdobiła jego twarz, aż ciężko opisać. Brwi wyrażały złość, usta wyrażały zdziwienie, a oczy pewnego rodzaju szczęście.

Kopnął lekko w ramię, leżące przed nim ciało, lecz nic się nie wydarzyło. Kopnął znów, lecz tym razem w twarz i trochę mocniej. Chłopak się tylko przekręcił na drugą stronę, leżąc teraz plecami do stóp Laufeysona i co chwila zarzucał niezrozumiałym mruknięciami.

Brunet wiedząc, że zbudzenie nastolatka jest wręcz niemożliwe, przez lenistwo rozpowszechnione w tym pokoleniu, wziął go na ręce, a potem przerzucił sobie przez ramię. Z dodatkowym ciężarem na sobie, zaczął kierować się w stronę jednego z wulkanów.

Droga minęła im dość przyjemnie. Czerwona, kamienista ścieżka nie była jakoś wielce zastawiona przeszkodami, chyba, że liczyć niestabilne mosty prowadzące nad rzekami ognistej cieczy, lub nagle powstające płomienie w losowych miejscach. Niektórych w niepokój również mogłyby wprowadzić dziwnie koto-podobne dźwięki, dochodzące z różnych kierunków, ale Loki miał to gdzieś.

Po pewnym czasie bezpiecznie wszedł do małej groty, w której środku znajdowała się przepaść, a na jej dnie lawa. Brunet wziął Petera na ręce, niczym Rafiki Simbę, i zawiesił nastolatka nad gorącą cieczą. Ten, najpewniej przez to, że jego buty były bliskie podpaleniu, nagle się zbudził i krzyknął z przerażeniem, patrząc pod siebie.

— Co tu się dzieje, panie Loki?! Czemu tu jest tak gorąco?! Co my tutaj robimy?! Co pan ze mną robi?! — język mu się plątał, tak bardzo, że ledwo można było zrozumieć każde z jego pytań.

— Bo jesteś pieprzonym zombie! A zombie trzeba spalić!

— Jakim znowu zombie?!

— Za późno się zorientowałem, że moja siostra nie umie w pełni ożywiać ludzi!

— Jak ja niby zginąłem?! — po tym pytaniu Loki trochę się uspokoił. Zabrał Petera znad przepaści i postawił obok siebie. Chłopak trochę się zachwiał, w końcu pierwszy raz postawił stopę na lądzie od paru dni, prawie wpadając do lawy. Laufeyson złapał go w ostatnim momencie, przed całkowitym spaleniem.

— Jakie jest twoje ostatnie wspomnienie martwy gadzie? — westchnął.

— Po pierwsze, pająki to nie gady. Po drugie, dziękuję za ratunek, proszę pana. Po trzecie, ostatnie co pamiętam to to, że jakaś... chciałem powiedzieć miła pani, ale nie wiem, czy ta pani była miła — Peter podrapał się jedną, wolną ręką w tył głowy, pokazując swoją niepewność. — Jakaś pani dała mi kubek gorącej czekolady, a dalej nic nie pamiętam, nagle musiałem stracić przytomność... czy coś?

Aᴍᴀᴢɪɴɢ ᴀᴅᴠᴇɴᴛᴜʀᴇs ᴏғ Lᴏᴋɪ ᴀɴᴅ PᴇᴛᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz