16. Gra w uno o przeżycie

203 23 17
                                    

- Ale jak to Peter nie żyje?!

Loki krążył będąc zaniepokojonym od paru minut w kółko, trzymając telefon przy uchu.

- Tak to, braciszku. Istoty takie jak midgardczycy nie zawsze muszą przetrwać taką podróż.

- Gdzie masz ten swój nędzny pałacyk z martwymi?! Mów!

Laufeyson, nadal miał urządzenie elektroniczne przy głowie, jednak teraz zamiast krążyć bez celu, kierował się drogą, jaką podawała mu jego siostra. Z pewnością czekała go długa podróż, lecz musiał się spotkać z Peterem. Nawet jeśli jest martwy. A także z nim pomówić, jak wydostać go z tego przeklętego miejsca, zwanych przez niektórych Helheimem.

-.-

Jego podróż zajęła trzy dni. Spędził trzy cholerne dni na włóczeniu się wśród martwych dusz. W sumie, nie tylko dusz, wszystko co mijał było martwe. Nawet batonik, którego znalazł, był zepsuty. Jego magia nadal nie działała, pewnie przez jakąś barierę wykonaną przez jego siostrę, aby martwi nie mieli drogi ucieczki. Czy w takim razie mógł się uważać za w połowie martwego, skoro on też nie miał jak stąd wyjść? Być może tak.

Nareszcie po długiej podróży głodny, spragniony, oraz wycieńczony podszedł pod wielkie bramy piekła nad którymi napis głosił "Trupowo wita". Trupowo jest stolicą Helheimu. Kościotrupy straszne do szpiku kości, będące strażnikami bramy, wpuściły bezproblemowo bruneta, wiedząc, że ich pani, go oczekuje.

Trupowo było dość przyjaznym miejscem, jak dziwnie by to nie brzmiało. Szare, deszczowe uliczki zalatywały klimatem tych wyrwanych z XIX wiecznego Londynu, przedstawianego w filmach. Zielonooki podążając brukowaną drogą mijał duchy, pseudo-zombie, kościotrupy, wszystkie sztucznie oraz przerażająco się do niego uśmiechały. Z początku może i uznawał to miejsce za znośne, ale kiedy potknął się o trupa i wywalił na głupi ryj, jego humor jeszcze bardziej się pogorszył. Po upadku, wstał, otrzepał się i ruszył szybszym krokiem w stronę wielkiego zamku jego siostry. Gdy jakiś miejscowy chciał mu sprzedać martwe płody, Laufeyson był już tak zirytowany, że zatrzymał nadjeżdżającą dorożkę, aby nią podjechać do miejsca docelowego. Wsiadł ostrożnie do pojazdu, rzucił kierowcy gdzie ma zmierzać i zamyślił się, kiedy ruszyli. Nie miał pojęcia czy uda mu się wyciągnąć Petera z szponów Heli.

— Turysta?

— Co? — Loki zmarszczył czoło, gdy facet z przodu się odezwał.

— Pytam czy jest pan turystą, bo...

— Tak. Jestem turystą. Każda normalna osoba jeździ na wakacje pozwiedzać piekło.

Kierowca się trochę zmieszał na odpowiedź bruneta. — Chciałem być tylko miły. Swoją drogą jestem Bob Hackney. A pan? — spytał.

— Loki Laufeyson — odparł tonem, który sugerował, że nie chce tutaj być.

— Miło pana poznać. W takim razie co ciebie tutaj sprowadza Loki, skoro nie jesteś turystą, bo na martwego mi nie wyglądasz.

— Martwa jest ma dusza, kiedy otwierasz swój głupi ryj — zapadła chwilowa, niezręczna cisza. — Jestem tu aby coś załatwić.

Bob zapewne miał zacząć zadawać więcej pytań, lecz, na szczęście Lokiego, dotarli już na miejsce, ponieważ nie mieli długiej podróży do przebycia. Kierowca ubiegał się o zapłatę, ale Laufeyson zignorował go, odpowiadając, że ma to gdzieś i spłoszył konie, aby dorożka zniknęła mu czym prędzej z oczu.

Aᴍᴀᴢɪɴɢ ᴀᴅᴠᴇɴᴛᴜʀᴇs ᴏғ Lᴏᴋɪ ᴀɴᴅ PᴇᴛᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz