4. Akcja piekarnia

643 64 37
                                    

Młody chłopak ubrany cały na czarno stał niedaleko wejścia do piekarni, ewidentnie na coś, a raczej kogoś czekał. Było już dziesięć po pierwszej, a czarnowłosego nadal nie było. Peter pomyślał, że jego towarzysz zbrodni zaspał, albo nadal się nie nauczył ich tańca, i nadrabia straty. Normalny człowiek poddałby się po trzech minutach, czternastu sekundach i pięćdziesięciu ośmiu milisekundach czekania, ale on nie był normalnym człowiekiem, on był... właściwie sam nie wiedział kim. Ludzie uważali go za jakiegoś bohatera, a on po prostu był zwyczajnym jak woda w klozecie Spider-Manem z sąsiedztwa.

Ściągnął swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i zaczął się bawić kręcąc nimi. Lecz nie robił tego zbyt długo, ponieważ kiedy dostrzegł wysokiego mężczyznę podążającego w jego stronę, szybko odłożył je na swoje miejsce, czyli na jego nos, ale przez pośpiech włożył je krzywo, a te spadły na szary chodnik.

-Dzień dobry, panie Loki!- Wykrzyknął z entuzjazmem młody chłopak nie przejmując się okularami leżącymi na podłożu.

-Może podnieś te swoje kiczowate okularki i miejmy to z głowy?- Odparł od niechcenia zielonooki. Po jego postawie mogłoby się wydawać, że ma wręcz przeciwne podejście do tego całego napadu, niż szatyn stojący naprzeciw niego, ale w głębi czarnej jak zgaszony ekran telefonu duszy, cieszył się jak małe dziecko, które zadźgało brata.

-Ale czemu od razu kiczowate?- Burknął pod nosem Peter i schylił się po swoją zgubę po czym, tym razem poprawie ją założył. W końcu nic nie mógł poradzić na to, że jedyne czarne okulary jakie znalazł w domu były z Hello Kitty.

-Czyli zaczynamy?-  Powiedział bóg na co szatyn tylko kiwnął głową na potwierdzenie.

Najlepsze duo na świecie ruszyło przed siebie pstrykając palcami. Ludzie patrzyli się na nich jak na idiotów, co prawdopodobnie było równe prawdzie, ale oni nie przejmowali się tym. Tak jak z układem, pokazywali palcami na losowych ludzi, nadal idąc luźnym i pewnym siebie krokiem. W końcu kiedy podeszli pod drzwi piekarni w tym samym czasie wykonali spektakularny obrót i przeszli przez wrota.

Piekarnia była pusta. Jedynymi żywymi osobami w pomieszczeniu był pracownik, Loki, Peter i ewentualnie jakieś szczury. Laufeyson już miał rzucać zaklęcie, ale zaniepokoił się jedną rzeczą.

-Ej, Peter. W naszym planie nie było o tym, że to będzie SKLEPIKARZ, A NIE SKLEPIKARKA!- Wykrzyknął brunet.

-Przepraszam panie Loki. Nie wziąłem takiej opcji pod uwagę. Pomimo tego, kontynuujmy tak jak z planem.- Odpowiedział trochę ściszonym głosem chłopak.

Sprzedawca już miał pewnie powiedzieć typowe dla siebie "Co dla państwa?", ale Loki zrobił czary mary i uśpił go. Napastnicy w pośpiechu wzięli zza lady wszystkie torby, które w większości były jednorazówkami i zaczęli pakować do nich wszystko co wpadło im pod rękę. Peter narzekał na to, że za ciężkie są już te torby dla niego, ale jego towarzysz nie dawał za wygraną i dalej pakował zawartość. Kiedy w piekarni jedyne co pozostało to czarny chleb, mężczyzna ściągnął zaklęcie i wraz z Spider-Manem wyszli z budynku. Pierwsze co potem zrobili było dokończenie tańca, kręcenie biodrami i rękoma było utrudnione przez torby, ale jako tako udało im się. Ruszyli tanecznym krokiem do bazy, czyli trzepaku parę ulic dalej.

-~-~--~-~-

Młody chłopak wyciągnął z krzaków reklamówkę pełną bananów i butelek sprite po czym zaczął obierać owoce, a bożek kłamstw tylko oparł się o ścianę budynku i się przyglądał.

-Dobra robota, Peter.- Powiedział prawie niesłyszalnie brunet.

-Ale to wszystko pana zasługa. Ja tylko wymyśliłem jak mamy zaatakować, nic więcej. No może jeszcze pomogłem zbierać pieczywo do toreb, ale nic więcej, naprawdę.

-Dobra pomogę ci z tymi bułkami, ponieważ wieczności nie mamy. Musimy dużo tego przygotować.

Zielonooki podszedł do szatyna stojącego parę metrów dalej po czym obydwoje byli zajęci jakże męczącą czynnością zwaną obieraniem bananów ze skórek. Peter zamartwiał się trochę tym, że owe owoce mają czarno brązowe plamy, ale wiedział, że jeśli zacznie o tym rozmawiać z Lokim, on go skrzyczy mówiąc, że tak nawet lepiej. 

Kiedy już skończyli czekał ich najbardziej czasochłonny punkt planu, czyli wypełnianie bułek bananami. Pierw robili w kajzerkach, grahamkach i innych bułkach dziury, a potem wypełniali je miąższem owocu.

Po godzinie męczarni wreszcie spakowali wszystkie bułki do wcześniej ukradzionych toreb i ruszyli w stronę Stark Tower. Przed odejściem schowali babeczki, ciastka i inne słodkości do tych samych krzaków gdzie wcześniej były ukryte banany i sprite. Po drodze Peter nakarmił jeszcze kaczki chlebem, który ukradli, ale ewidentnie Lokiemu nie podobał się ten pomysł, więc poganiał Spider-Mana, aby ten wyrobił się najszybciej jak to możliwe. Lecz pomyślmy trochę, ile do cholery było tego chleba po obrabowaniu całej piekarni?

-~-~--~-~-

Po męczącej trasie którą autorka nie wie jak opisać przez brak chęci na spojrzenie do google maps i oszacowania gdzie mniej więcej mogłoby się znajdować Stark Tower, najlepsze duo na świecie rozpoczęło ostatni etap swojego planu, który był pierwszym krokiem do podboju świata, zaraz po przekroczeniu drzwi wieży.

-Jarvis, zwołaj p-... znaczy Starka i Thora do salonu, ja i pan Loki mamy dla nich prezent, ale nie wspominaj nic o nim.- Sztuczna inteligencja wykonała polecenie chłopaka, a w między czasie goście osobistej Wieży Eiffla Starka weszli do windy w celu dotarcia do miejsca spotkania.

Całą długą jak życie komara po trafieniu go kapciem podróż spędzili w ciszy. Słowa były zbędne, mieli działać tak jak z planem, czyli dać bułki wraz z sprite i... właśnie tego nie ustalili, co mają robić dalej.

Kiedy magiczne wrota windy się otworzyły, nasi głowni bohaterowie dostrzegli swoje ofiary, po czym wyszli z windy, to zdanie brzmi jakby mówiła je Czubówna. Po krótkim przywitaniu gromowładny oczywiście spytał się co Loki i Peter mają w swoich jednorazówkach.

-A więc, ja i Parker mamy dla was prezent. Peter żałuje swojego wczorajszego dziecinnego zachowania i postanowił przygotować tobie, Tony bułki z nadzieniem i spritem na popiciem. Oczywiście ty, bracie też możesz się poczęstować, prawda Pete?- Gównooki kiwnął nieśmiało głową na potwierdzenie nie będąc w stu procentach pewnym co planuje Loki. Oczywiście wiedział, że chce oddać jedzenie jak najszybciej po czym uciec tak szybko jak Pietro zniknął po pojawieniu się w MCU, ale miał wątpliwości czy przy okazji nie nagada czegoś głupiego. Zresztą, już to zrobił.

-Dziękujemy serdecznie za wasz podarunek, ale niestety nie możemy za długo was ugościć. Mamy dounaty do zjedzenia.- Odparł Stark dokładnie podkreślając ostatnie zdanie. Z jednej strony Peter odetchnął, że nie muszą zbyt długo tutaj siedzieć, a z drugiej było mu trochę smutno przez to, że pan Stark nadal jest na niego zły.

Tak szybko jak przybyli, tak szybko odeszli. Pod koniec drogi nawet zwiększyli tępo do truchtu, aby nie siedzieć w Stark Tower dłużej i nie wywoływać podejrzeń, co już zapewne zrobili pojawiając się razem.

-~-~-•-~-~-

Jak coś to tak, taniec Petera i Lokiego to był taniec ze Spider-Mana 3

Aᴍᴀᴢɪɴɢ ᴀᴅᴠᴇɴᴛᴜʀᴇs ᴏғ Lᴏᴋɪ ᴀɴᴅ PᴇᴛᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz