19. Ucieczka z lochów

194 21 24
                                    

Brunet pełen satysfakcji podążał za olbrzymem. Ich droga była dość spokojna i mozolna. Ciągnęła się przez nieoznakowane ścieżki ognistej krainy, ciągnąc ich przez fascynujące krajobrazy wulkanów. W końcu po pewnym czasie ich oczom ukazała się twierdza wykonana z bordowych cegieł, która przypominała momentami wielki, gruby mur.

Stąpali spokojnym krokiem po ciemnych schodach w milczeniu, które sporadycznie zakłócały odgłosy otoczenia takie jak gotującą się lawa bądź ryki wielkich stworzeń zamieszkujących okolice. Dzięki owemu spokoju, Loki mógł się skupić na swoim planie, który potrzebował jeszcze paru poprawek. Wiedział, że Peter najprawdopodobniej stracił do niego zaufanie, o ile kiedyś ono istniało, po tym gdy ten oddał go w ręce władcy tej właśnie krainy. Szczerze, nie widział co się teraz dzieje z chłopakiem i po co on jest potrzebny Surturowi. Nie wiedział nawet czy Parker nadal żyje. Jednak zdrowy rozsądek, który stosunkowo rzadko przemawiał, nakazywał mu spróbować odbić kompana.

W międzyczasie bóg i olbrzym przemierzyli parędziesiąt metrów w ogromnej twierdzy, kierując się ku schodom na dół, prowadzących w głąb swego rodzaju muru, po którym to cały czas się poruszali.

Brunet od samego wejścia na teren wroga, miał podejrzenia co do tego, jaki plan ma władca tych ziem. Szli w nieznane mu miejsce opustoszałymi korytarzami pełnymi ścian w odcieniu szkarłatnej czerwieni, oświetlanymi zwykłymi pochodniami wiszącymi na metalowych podpórkach.

— Cóż za szczęściarz z ciebie, że jedno z tajemnych przejść, jest właśnie w pańskiej twierdzy, mocium panie.

Odpowiedzią na tą zaczepkę była cisza, co zaniepokoiło trochę Laufeysona. Może nie dostał jej, ponieważ ludzie i nieludzie byli już przyzwyczajeni do jego głupich gadek. Lub po prostu Surtur próbował zachować spokój, dzięki któremu miał większą pewność, że jego tajemniczy plan wypali. Loki nie miał żadnego pomysłu co mogłoby być tym planem, jednak miał przeczucia, iż Surtur wcale nie prowadzi go do portalu. To by było zbyt banalne, a nawet trochę głupie. Jednak brunet miał z tyłu głowy jakieś nadzieje, że olbrzym nadal pamięta o ciążącym na nim długu wdzięczności do boga.

Gdy wreszcie dotarli na koniec korytarza, zastali tam dwie, trochę mniejsze od ich króla, ogniste istoty, a Surtur zawrócił w milczeniu, nawet nie oglądając się za siebie. Jeden olbrzym otworzył masywne wrota wykonane z tych samych cegieł co reszta budowli, a drugi wszedł do środka pomieszczenia, zapraszając gestem ręki, aby Loki również tam wszedł. Był to kwadratowy pokój, a jedyną rzeczą jaka znajdowała się w nim, była dziwna oraz mała klatka z pochodniami zawieszonymi z każdej jej strony.

Brunet uważnie jej się przyglądał z rogu pomieszczenia, próbując się domyśleć co to jest, a strażnik szybko podszedł do małej klatki mocno kopiąc ją, a następnie uciekając jak najszybciej z pomieszczenia, zamykając drzwi.

Loki nagle gorzej się poczuł, czując wyraźny wzrost temperatury, przez co przykucnął  i zmarszczył brwi. Po całym pokoju rozprzestrzeniła się magiczna energia, a towarzyszyły jej dźwięki jakby palących się płomieni oraz małe iskierki wydobywające się z małej metalowej klatki, która była jedyną rzeczą w tych dość ciasnych czterech kątach. Na sam koniec wydobył się z niej dym w lekko krwawym odcieniu, a z niego wyszedł ognisty potwór unoszący się w powietrzu. Jego płomienie w większości były w żółtawo-złotym kolorze, a w miejscu, które miało emitować głowę, kolor był wręcz brązowy, trochę wyżej była osadzona para oczu z lekko żółtymi białkami i wyraźnym zezem. Z samej tej kreatury wydobywał się ciemny dym.

— To są, kurwa, jakieś jaja.

-.-

Chłopak został wrzucony do celi jak jakaś szmatka. Cały obolały tylko przyglądał się temu jak ognisty olbrzym zamyka wejście, a potem przekręca klucz i zabiera go w jakieś tajemnicze miejsce. Zrezygnowany przeczołgał się do ściany oraz oparł o nią, myśląc o tym czy nadejdzie jakaś pomoc, czy może umrze tutaj z głodu lub wycieńczenia. Wątpił w Lokiego. Może i był on bogiem kłamstw, intryg i tak dalej, ale oddając bez problemu Petera w ręce wroga, udowodnił, że zależy mu tylko na sobie. Lecz gdzieś w głębi, jego przygaszona optymistyczna dusza mówiła mu, że Laufeyson ma plan, w którym obydwoje wychodzą z wszystkiego cało.

Aᴍᴀᴢɪɴɢ ᴀᴅᴠᴇɴᴛᴜʀᴇs ᴏғ Lᴏᴋɪ ᴀɴᴅ PᴇᴛᴇʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz