Rozdział 7

79 3 0
                                    

Obudziłam się z poczuciem lekkości wspominając wczorajsze popołudnie. Sądzę, że w pewnym stopniu przywiązałam się do Louis'ego.  Jednak czułam w sercu jakąś pustkę. Tak jakby ta "przyjaźń" nie była rzeczą wystarczającą w moim życiu. Moja dusza chciała czegoś więcej. Ale czy byłam gotowa, by podejmować zbyt pochopne decyzje?

Poczułam chęć pójścia na spacer. W dzieciństwie zawsze zastanawiałam z jakiego powodu ludzie spacerują. Bezcelowe chodzenie po tych samych uliczkach, każdego dnia nie miało dla mnie żadnego sensu. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że akurat tym razem dojdziemy do jakiegoś miejsca, które będzie niezwykłe, bajkowe. Dopiero po ukończeniu 20 lat zrozumiałam dlaczego ludzie spacerują. Spacer jest odskocznią od ich problemów. W tym czasie mogą przemyśleć wszystkie błędy, decyzje i zastanowić się nad swoim życiem.
Włożyłam na swoje ciało beżowy płaszcz i wsadziłam telefon do prawej kieszeni. Wyszłam z mieszkania zatrzaskując za sobą hebanowe, ciężkie drzwi i przekreciłam dwukrotnie kluczykiem w zamku. Wychodząc z kamienicy poczułam jak mroźne listopadowe powietrze uderza w moje nozdrza. Uwielbiałam ten "zapach"  tak samo jak ludzie kochają woń benzyny, czy świeżo skoszonej trawy. Od razu skęciłam w uliczkę, która prowadziła prosto do Green Parku. Mijajace samochody nie przeszkodziły mi w zatraceniu się wspomnieniach

-Jak ja go kocham- powiedziałam do siebie wpatrując się w swoje odbicie w lustrze
Uśmiech z mojej twarzy nie schodził, a w błękitnych oczach widać było iskierki miłości. Byłam w nim zakochana, tak mocno, że nie mogłam przestać myśleć o dzisiejszym wieczorze. Byłam zaskoczona, gdy zaproponował mi wspólną kolacje u niego w apartamencie. Jak mogłabym odmówić Jamesowi...., wychodzącej gwieździe Chelsea Londyn? Jednemu z najprzystojniejszych mężczyzn na Ziemi? Największemu uwodzicielowi?
Dziękowałam Bogu za szczęście jakie mnie spotkało. Za prawdziwą miłość, która mnie spotkała tak przypadkowo. Choć jak powtarzał James "w życiu nie ma przypadków".
Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu i poprawiłam obcisłą czarną sukienkę, a następnie wsunęłam czerwone obcasy na moje drobne stópki.
Pod moim mieszkaniem czekała taksówka. Cieszyłam się w duchu, że przyjechała tak wcześnie, bo nie potrafiłabym ustać w jednym miejscu w oczekiwaniu na pojazd.
Podróż minęła dość szybko. W końcu to było tylko kilka przecznic, które tak dobrze znałam.
Wychodząc z taksówki lekko uniosłam głowę ku górze. To nie był zwykły 4 piętrowy budynek. To był ogromny wieżowiec, którego koniec wydawał mi się tak daleko. Poczułam jak nieprzyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele, przypominając sobie, że James mieszka na szczycie. Moje myśli o mojej fobi nagle przerwało trzasniecie drzwiami
-Cześć Paulie- usłyszałam jego filurentny głos i spojrzałam jak szatyn wyciąga ku mnie dłoń
Doskonale wiedział, że mam lęk wysokości i korzystanie w z windy samotnie jest dla mnie wręcz zabójstwem. Jego troskliwość budziła we mnie wzruszenie
Od razu wpadłam mu w objęcia zatapiając swoje zmysły w niezwykle cytrusowym zapachu jego perfum
-Już wszystko na nas czeka- szepnął do mojego ucha powodując utworzenie lekkich uwypukleń na mojej skórze
Niechętnie oddaliłam się od niego i splotłam moje palce wraz z jego.
Gdy weszłam do mieszkania ujrzałam duży stół, na którym stały dwie kremowe świece, palące się lekkim, pomarańczowym płomieniem. Stół był już nakryty. Byłam zdumiona jak chłopak sam to przygotował. Usiadłam na krześle na przeciwko Jamesa i wpatrywałam się jak szatyn nalewa do mojego wysokiego kieliszka bordowe wytrawne wino. Delikatnie chwiciłam za nóżkę i upiłam łyk cierpkiego napoju.

-Dobre?- zapytał szepcząc do mojego ucha, powodując przy tym dreszcz przechodzący przez całe moje ciało

-Wspaniałe- odparłam odkręcając głowę w jego stronę

Patrzyłam mu głęboko w oczy. Był taki idealny. Poczułam jak zbliża swoje pełne usta do moich. Jego dotyk był niezwykle delikatny. Czując jak lekko muska moje wargi, mogłam, pełni świadomości, że nie pragnęłam jego jeszcze nigdy tak bardzo jak właśnie w tej chwili. Jednak moje pragnienie przerwał oddalając się ode mnie.

-Chodź- złapał mnie za nadgarstek i delikatnie pociągnął

Doskonale widziałam co chciał zrobić. Zgrać na pianinie. A potem całować i kochać do nieprzytomności. Gdy tylko usłyszałam pierwszy dźwięk z ogromnego instrumentu poczułam przechodzący dreszcz po całym ciele. Sięgnęłam dłonią do sterty czystych kartek i zaczęłam pisać słowa, które teraz kłębiły mi się w głowie. W ten sposób oczyszczałam swoje myśli, z zbędnych przemyśleń czy też po prostu chciałam upamiętnić daną chwilę. Uniosłam delikatnie głowę do góry poszukując wzroku Jamesa. On zapewne zrobił to samo, ponieważ natknęłam się na jego piękne tęczówki.

-Pokaż- powiedział swoim lekko zachrypniętym głosem 

Nieśmiało przysunęłam kartkę w jego stronę obawiając się jego komentarza. Zawsze uważałam, że jego teksty były niezwykłe i nikt nie mógł stwórzyć piękniejszego tekstu do piosenki niż on. Zawsze porównywałam go do wielkich kompozytorów, jednak on twierdził inaczej i zazwyczaj wyrzucał swoje testy do kosza traktując to tylko jako odprężenie od codziennego stresu.

-Naprawdę jestem pod wrażeniem- odparł i podszedł do mnie bliżej

Teraz, gdy stał przy mnie tak blisko, mogłam poczuć jego zniewalający zapach. Był przy mnie tak blisko, że zastanawiałam się czy słyszy jak mocno moje serce bije. Nagle, złapał mnie za biodra i przyciągnął bardzo blisko do siebie. Nie dzieliły nas żadne centymetry czy nawet milimetry. Czułam całe jego ciało.

-Chcę kochać się z Tobą- wyszeptał do mojego ucha

Na te słowa poczułam jakby coś mnie uderzyło od wewnątrz. Jakaś siła, której nigdy nie doznałam

Podniósł mnie delikatnie i posadził na fortepianie. Jego prawa dłoń przejechała po miom udzie rysując różne kuliste kształty. Nic nie mówiłam. Przyciągnęłam go do siebie i delikatnie z finezją przygryzłam jego wargę. Jego dłonie zaczęły sciągać moją sukienkę. Jego wargi już nie tylko całowały moje usta lecz każdy cal mojej skóry wywołując rozchodzące się uczucie przyjemności.

Byłam tak szczęśliwa jak jescze nigdy. Po raz pierwszy czułam się kochana. Czułam, że mam dla kogo żyć i dla kogo się poświęcać

Życie nigdy nie było, nie jest i nie będzie bajką. Jak w każdej histori coś musiało się stać...

Nagle poczułam nie miłosierny ból. Straszny, z niczym nie porównywalny. Moja skóra była rozdarta, po moim ciele ściekała krew. Bardzo dużo krwi. Chciałam krzyczeć, ale dłoń  zakneblowała moje usta.

-Myślałaś, że naprawdę ktoś cię pokocha...idiotka

Zapamiętałam tylko tą wymowną ciszę, która po nim pozostała

Guardian Angel | l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz