❄ czternasta skarpeta powieszona przy kominku;

1.1K 112 4
                                    

Po skończonej audycji Niall, wychodząc z budynku, stwierdził, że przez ostatnie godziny napadało więcej śniegu i zrobiło się jeszcze zimniej. Było już ciemno, a ulice oświetlane były przez lampy oraz lampki świąteczne, poprzewieszane do budynków. Ludzie podążali w swoje strony, do domów, pubów czy na spotkania z przyjaciółmi, celebrując magiczny czas Bożego Narodzenia. Horan, myśląc wcześniej o wyjściu do jakiegoś klubu, pragnął teraz znaleźć się jednak w swoim ciepłym domu. Potarł o siebie odsłonięte dłonie i chuchając na nie, przeszedł kilka metrów wzdłuż ulicy; zatrzymał się jednak, zauważając niedaleko szatynkę w jasnym płaszczu, siedzącą na ławce. Uśmiechnął się do siebie i chowając dłonie od kieszeni kurtki, ruszył w stronę panny Todd.

– Dziwnie cię widzieć poza kawiarnią – oznajmił, odgarniając cienką warstwę śniegu z drewna, na którym usiadł.

– Taaa… tam jest moja świątynia, w której mogę się schować przed światem. – Roześmiała się, spoglądając na blondyna.

Po rozmowie z babcią Chontelle długo myślała nad całą tą sytuacją, jaka miała miejsce. Wprawdzie nie doszła do żadnych konkretnych wniosków, ale i tak uważała, że źle postąpiła zachowując się wczorajszego wieczora i dzisiejszego dnia tak ozięble wobec Horana. Nie myśląc długo ubrała się ciepło i oznajmiając, że idzie się przejść, poszła pod studio, gdzie postanowiła poczekać na chłopaka. Nie spodziewała się jednak, że będzie musiała spędzić tak długo czasu na mrozie.

– Wyglądasz teraz jak Rudolf czerwononosy.- Niall roześmiał się, dotykając zmarzniętego nosa niebieskookiej.

– Nie moja wina, że jest zimno!

– Mamy zimę, czyż nie? – Chłopak uniósł kąciki ust jeszcze wyżej, nie mogąc pohamować śmiechu. Jednak i jemu nie było za ciepło, więc postanowił znaleźć wyjście z tej sytuacji. – Dobra, to może teraz ja ci pokażę, gdzie lubię chować się przed światem?

Ellie kiwnęła głową z uśmiechem, ciesząc się, że znowu mogą rozmawiać bez żadnych barier. Bała się wcześniej, że poprzedni wieczór może zepsuć wszystko. Z drugiej jednak strony rozmowa z babcią uświadomiła jej coś, co jednak wolała jeszcze zostawić dla siebie. Nie była chyba gotowa, aby zmierzyć się z tym uczuciem.

Niall podniósł się z ławki i podał dziewczynie dłoń, a kiedy i szatynka wstała, nie puścił jej ręki, tylko splótł z własną. Spojrzała na niego, ale nie powiedziała nic, trzymając się go kurczowo. Kiedy dotarli do środka, blondyn oprowadził ją po ważniejszych miejscach, szybko tylko mówiąc, co jest gdzie. Dopiero, kiedy weszli do kolejnego pomieszczenia, uśmiechnął się, zdejmując kurtkę.

– Witaj w moim królestwie!

Chontelle uśmiechnęła się, rozglądając po pomieszczeniu. Na ciemnych, brązowych ścianach wisiało kilka płyt winylowych. Poza tym większość miejsca zajmowały wszelkiego rodzaju sprzęty, o których działaniu nie miała pojęcia, kilka monitorów, pełno kabli i mikrofony. W rogu stała jeszcze mała sofa, za którą znajdowała się choinka, i stolik, sprawiając, że pokój nabierał nieco przytulniejszego wnętrza. Naprzeciwko drzwi, przez które weszli znajdowała się jeszcze szyba, a bok niej kolejne drzwi.

– Świetnie tu – powiedziała z entuzjazmem, podchodząc do konsoli.

– Poczekaj chwilę, rozejrzyj się, albo usiądź na sofie, ja zaraz wrócę. – Uśmiechnął się, znikając w korytarzu, z którego przyszli.

Szatynka przejechała palcem po jednym z urządzeń i uśmiechnęła się. Oczywiście nie wiedziała, co do czego tutaj służy, jednak cieszyła się, że może poznać miejsce, które jest drugim domem blondyna. Rozpinając płaszcz, udała się w stronę sofy, na której oparciu położyła okrycie i usiadła, a kilka chwil później wrócił Niall, trzymając w dłoni dwa kubki z gorącą czekoladą.

– Nie jest tak dobra jak twoja, ale przynajmniej nie będzie nam już tak zimno – oświadczył, stawiając gorące napoje na stoliku i usiadł obok niej.

– Chciałam cię przeprosić za dzisiaj, nie spałam dobrze w nocy i przez cały dzień chodziłam jakaś taka bez humoru – powiedziała, patrząc na swoje dłonie, którymi skubała materiał spodni.

– Nie ma sprawy. Nie ty jedna dzisiaj tak miałaś – mruknął, podnosząc swój kubek z czekoladą.

Ellie spojrzała na niego, próbując się uśmiechnąć, jednak nie wyszło jej to za dobrze. Cały czas nie czuła się tak, jak powinna, coś nie dawało jej spokoju. Wciągnęła więc powietrze nosem i przymknęła oczy, próbując zastanowić się, od czego zacząć. Ostatecznie wspomniała najpierw o tym jak zawsze przed świętami dopada ją smutek związany z rodzicami, których przy niej nie ma. Przyznała, że mimo tak długiego czasu nadal nie może sobie całkowicie poradzić ze śmiercią matki i z tym, iż nie wie, gdzie się podziewa jej ojciec. Opowiedziała niebieskookiemu całą historię o tym jak po ich rozwodzie, ten ich nękał, nie dawał spokoju, sprawił, że jej życie zamieniło się w piekło. Później wspomniała także o byłym chłopaku i o strachu przed tym, że znowu może kogoś stracić. Mimo wszystkich złych rzeczy, jakie doznała w życiu najgorsze były rozstania; nawet z tymi, którzy ją krzywdzili.

– Hej, nie przejmuj się tym tak. Ludzie przychodzą i odchodzą. – Niall przytulił ją, ale zdając sobie sprawę z nietrafności swoich słów, dodał: – To ich wybór, ale jeżeli ktoś jest na tyle głupi, aby od ciebie odejść to jest… głupi.

Dziewczyna roześmiała się i kręcąc głową, nachyliła się po kubek z gorącą czekoladą, której się napiła. Po chwili odstawiła naczynie, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale chłopak nachylił się nad nią, ścierając palcem z jej kącika ust ślad po piance. Oboje zastygli w ruchu, patrząc na siebie bez słowa, a z każdą chwilą w nich samych robiło się coraz bardziej gorąco.

– Chontelle – wypowiedział jej imię prawie szeptem, przesuwając palcem po jej policzku, w podobny sposób jak wczorajszego wieczora. Znowu pojawiła się ta iskra, magia, przez którą oboje nie potrafili normalnie funkcjonować – ja… się zakochałem.

Ostatnie słowo wypowiedział jeszcze ciszej, po czym nachylił się jeszcze bardziej, nie pozwalając szatynce nic powiedzieć. Był pewien tego, co powiedział, nigdy wcześniej nie był czegoś tak pewien jak tego. Mimo wszystko po wczorajszym dniu wahał się czy dobrze robi. Ellie zaś przygryzła wargę, czując jak jej strach po raz kolejny bierze nad nią górę. W ostatniej chwili, kiedy usta chłopaka już miały dotknąć jej warg, odsunęła głowę, oddalając się jeszcze bardziej.

– Powinnam już iść – oświadczyła i wstając z sofy, podniosła swój płaszcz.

Niall kiwnął tylko głową, przeklinając się w środku za to, co właśnie zrobił. Odprowadził jednak Chontelle do wyjścia, gdzie pożegnali się bez słowa, wymieniając tylko słabe uśmiechy.

– Jestem idiotą! – jęknął, zamykając drzwi za dziewczyną.

Dear Santa... ❅ Niall Horan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz