25/12/19

139 28 11
                                    

Kim Jongdae

    Singapur był ładnym miejscem. Mieszało się w nim wiele różnych kultur i obyczajów, swoje życie układało tam wiele osób, które we własnym kraju nie znalazły ukojenia. Był dość przepełniony, ale nie tak bardzo jak Seul czy Tokio. Nie bywałem w nim często, ale nie miałem nic przeciwko temu, aby spędzać tam swój czas.

Oczywiście, jeśli nie byłby to czas świąteczny.

Święta powinno się spędzać z ukochaną osobą, a ja byłem daleko od Minseoka i nic nie zapowiadało się na to, że wkrótce go spotkam. Było mi z tym źle. Chciałem móc go dotknąć, pocałować, porozmawiać. Minseok był moim partnerem i nie było nikogo, kto byłby ważniejszy niż on, a jednak jak co roku popełniałem ten sam błąd. Zostawiałem go samego w dzień, który powinniśmy obchodzić razem. Kolejny raz nam się to nie udało.

- Nie rób takiej miny, Kim. - Rzucił siedzący za kierownicą Do. Jego własna mina była bez cienia emocji, nieco lalkowata, ale taki właśnie miał sposób życia. Był dość skąpy w okazywaniu emocji, ale był też naprawdę dobrą osobą. Opiekował się mną i pilnował, abym nie narobił sobie problemów w wydawnictwie. Był tam moim głosem i obrońcą. Zdawał się nie popierać żadnej ze stron, ale wiedziałem dobrze, że zawsze mi pomoże, dopilnuje, żebym nie był stratny, a powierzone mi zadania były wykonalne i możliwe do wypełnienia w przydzielonym czasie. Był trochę jak mój anioł stróż, mimo że w codziennym życiu dość znacząco się różniliśmy. Mogłem na niego liczyć. Darzyłem go swoim zaufaniem niemal tak bardzo jak mojego narzeczonego. 

- Chcę już wracać do Korei, dlaczego musimy tu siedzieć? - Zapytałem bawiąc się telefonem. - Chcę do Minseoka. 

- Wiem. - Mruknął sprawnie operując pojazdem między alejkami. Niedaleko znajdował się nasz hotel, do którego zmierzaliśmy. - Ale nie zachowuj się jak dziecko.

- Staram się. - Zapewniłem spoglądając za okno. Na ulicach nie było śniegu, ale gdzieniegdzie znajdowały się całkiem miłe dla oka, świąteczne iluminacje. 

- Posłuchaj, za dwa lata kończy się twój kontrakt z wydawnictwem. Nie będziesz już musiał wyjeżdżać na święta. 

- Mówisz, że go ze mną nie przedłużą? - Zapytałem nieco zmartwiony. Nawet, jeśli miałem nieco zastrzeżeń, to nie umiałbym wykonywać niczego innego. Prawdopodobnie nie będąc pisarzem musiałbym pracować w sieci 7eleven. Może nawet by mnie nie przyjęli, ponieważ nie byłem już studentem. Właściwie to nigdy nim nie byłem. Pieniądze zaczęły napływać od razu po wydaniu pierwszej książki, nieco po szkole średniej. Wtedy nie martwiłem się przyszłością, a cieszyłem, że w danym momencie mogę sobie pozwolić na życie na dość wysokim poziomie i jeszcze odłożyć pewną sumę. Przez lata moje oszczędności urosły do takiego stopnia, że przez kilka lat nie musiałbym pracować, a wciąż żyć na tym samym poziomie. Oczywiście po otwarciu salonu nieco zmalały, ale wciąż mogłem pochwalić się imponującą sumą na koncie. Mogłem zrezygnować z pracy, ale co dalej? Miałbym siedzieć w domu i czekać aż wyczerpię zapasy gotówki? To nie byłoby w porządku. Nie ważne jak zła bywała moja praca, nie mogłem z niej zrezygnować. 

- Nie, to nie to. Będziemy negocjować warunki kolejnego kontraktu. Będziesz przy tym. Poprosisz o wolny koniec roku czy chociażby spędzony w Korei.

- Wolny. Dwa ostatnie tygodnie roku. 

- Zobaczymy co da się zrobić. - Zapewnił spoglądając na mnie w lusterku. Delikatnie się uśmiechnąłem, po czym przytaknąłem. Dwa lata to nie tak długo. Dwadzieścia cztery miesiące. Dam radę, jeśli tylko Minseok będzie przy mnie przez ten czas. - Wymyśl coś, żeby twój książę przez ten czas nie był samotny.

- Co masz na myśli? - Zapytałem, ale menager jedynie wzruszył ramionami, po czym zaparkował samochód. Nawet nie zauważyłem, że dojechaliśmy do hotelu. Pożegnaliśmy się jeszcze przed windą, ponieważ Kyungsoo zamierzał znaleźć coś ciepłego w hotelowej restauracji. 

Mój pokój nie był najmniejszy, ale wciąż wpasowywał się w hotelowe standardy. W centrum stało dwuosobowe łóżko, naprawdę spore, niedaleko szafa, telewizor, mała lodówka, stolik. Było też wejście na balkon i do łazienki.

Zastanawiałem się co mógłbym zrobić, idąc za radą Kyungsoo. Od razu przypomniały mi się czasy, kiedy wraz z Minseokiem wciąż żyliśmy w trójkącie. Nikt nigdy nie był sam. Seo i Minseok mieli w sobie wsparcie. Kiedy kobieta odeszła, a my zostaliśmy sami, Kim zaczął coraz częściej odczuwać samotność. Nie przywykł do niej. Być może dlatego wyjątkowo ciężko znosił moje wyjazdy. Nie chciałem, żeby tak się czuł, ale nie miałem też pojęcia co mogę zrobić, aby choć trochę pomóc mu podczas mojej nieobecności.

W końcu postanowiłem odłożyć przemyślenia na później. Przebrałem się w wygodne ubrania i położyłem na łóżku, ze wcześniej wyjętym z torby laptopem. Był dość nowy, zakupiłem nowy kilka miesięcy temu, ale przez wiele podróży zdążył miejscami się uszkodzić. Nie było to nic wielkiego. Kilka zadrapań. Mimo to rzucały się w oczy.

Od razu wszedłem na aplikację umożliwiającą rozmowy wideo, po czym zadzwoniłem do Minseoka. Odebrał niemal natychmiast.

- Cześć. - Rzucił lekko, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. O dziwo wyglądał na dość szczęśliwego.

- Hej, skarbie. - Odparłem przyglądając mu się. - Jak się czujesz?

- W porządku. - Zauważyłem, że czarnowłosy był już w swojej ulubionej, zimowej piżamie. Jego włosy były mokre, a twarz pozbawiona jakiegokolwiek makijażu. Wciąż był wczesny wieczór. Obawiałem się, że musi się potworne nudzić będąc samemu. Zdawało mi się, że w tle słyszę jedną z amerykańskich, świątecznych komedii, które lubił oglądać. - A ty?

- Fizycznie świetnie, ale bardzo za tobą tęsknię. - Westchnąłem układając się wygodniej. 

- Ja za tobą też. - Powiedział nieco smutniejszym tonem. Nie chciałem psuć mu humoru, więc postanowiłem nie kontynuować tego tematu. - Co dziś robiłeś? - Zapytał. Miałem wrażenie, że i on nie chciał się teraz dołować.

- Nic wielkiego. Mieliśmy imprezę w tutejszym wydawnictwie. Jest co roku, ale nigdy na niej nie byłem, więc postanowiliśmy pójść, skoro i tak jesteśmy w Singapurze. Było okropnie nudno.

- Przynajmniej nie powiedzą, że totalnie ich olaliście.

- Prawda. - Mówiąc to zauważyłem ruch w okolicy Minseoka. Był szybki, a kiedy kamera przestała łapać białą plamę, mój chłopak krzyknął cicho, zaskoczony. - Co jest?

- Melody. - Oparł, spoglądając niżej, na swoje kolana. Zaraz sięgnął do nich i podniósł małą, białą kotkę, która próbowała się do niego łasić. - Baekhyun namówił Chanyeola, żeby została ze mną na święta. Chcieli ją zabrać ze sobą, ale wiesz jaki jest Park. Wystarczyło, że Baek ładnie się uśmiechnął. - Zaśmiał się radośnie. Zwierze wróciło na jego kolana, a on wyglądał na dużo pozytywniejszego przez to, że Melody się pojawiła. - Mam wrażenie, że coś jest nie tak między Chanyeolem a Baekhyunem.

- Pokłócili się?

- Nie mam pojęcia. Baek zrobił się tajemniczy. Powiedział, że póki co nie chce o tym rozmawiać i powie mi, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas.

- Zerwą?

- Możliwe. - Rzucił cicho, na co ciarki przeszły moje ciało. Okej, Byun był dla mnie okropny, ale tylko ślepy nie zauważyłby, że on i Park są dla siebie stworzeni. Dopełniali się. Nie chciałem, żeby któryś z nich cierpiał. Zdawali się przykładem idealnego związku. Miałem nadzieję, że wszystko będzie między nimi dobrze. - Zmieńmy temat.

- Dobry pomysł. - Mruknąłem nieco zamyślony. - Jakie masz plany na wieczór?

- Spędzę go z tobą!

_________________________________________________________________
Co tam kochani? Jak wieczór? Ja jestem padnięta i przejedzona TT.TT
Kocham was!

Miracles in December 3 |ChanBaek|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz