Rozdział ③: Żeby nie bolało

1.1K 93 40
                                    

    ─ Hej, Sanemi, może by tak-
   
    ─ Nie.
   
    ─ Nawet nie dałeś mi dokoń-
   
    ─ Nie. Po prostu, kurwa, nie.
   
    ─ Jesteś niemiły, gdy zachowujesz się w ten sposób. ─ Prychnęła urażona blondynka, krzyżując ramiona na piersi. Prowokowanie i denerwowanie Shinazugawy było jedną z niewielu przyjemności, na które mogła sobie pozwolić, a on teraz odbierał jej tą możliwość!
   
    ─ Przecież zawsze się tak zachowuję? ─ Sanemi uniósł brew (a raczej same mięśnie twarzy), rzucając młodszej dziewczynie politowane spojrzenie.
   
    ─ No właśnie.
   
    ─ O ty mała... ─ Wywarczał złowrogo Shinazugawa, rzucając tsuguko spojrzenie spode łba. Miał się już na nią rzucać z pięściami, jednak zdał sobie sprawę, że może się na niej po prostu zemścić na treningu.
   
    Minął równy tydzień, odkąd Yurine dołączyła do Sanemiego i szczerze mówiąc, nawet ta dwójka nie sądziła, że uda im się dogadać. Ale udało, mimo ciętego języka dziewczyny oraz dumnej natury faceta. I wbrew pozorom, całkiem dobrze się dogadywali! Przekomarzali się z sobą przeokropnie zawzięcie, co dla innych ludzi mogło wyglądać tak, jakby się nienawidzili, jednak szanowali się nawzajem na swoje dwa dziwne, pokraczne sposoby. Sanemi nigdy by tego nie przyznał na głos, ale Yurine była świetnym towarzyszem w walce; zawsze doskonale wiedziała, co ma robić i jakby czytała w myślach Filara. Zawsze wiedziała, kiedy zrobić unik, kiedy atakować, czy nawet kiedy powinna chronić jego tyłów albo zrobić mu miejsce, by mógł zaatakować, a przy tym sama była bardzo aktywna w wspólnej walce i wykazywała się umiejętnościami. Synchronizacja z nią była dziecinnie prosta, bo Yurine była elastyczna niczym plastelina. Perfekcyjnie dostosowywała się do preferencji sojusznika.
   
    Tak przynajmniej wyglądała jedna strona medalu. Druga, czyli codzinne życie z nią pod jedynym dachem, było niezwykle uciążliwe, głównie przez to, że dziewczyna była niezwykle złośliwa. Wręcz kochała uprzykrzać jego życie małymi, z pozoru nic nie znaczącymi szczególikami.
   
    Przykładem perfekcyjnym było chociażby to, jak Sanemi brał prysznice. Włącznik światła był na zewnątrz toalety, tuż przy drzwiach i włączało się go przy wchodzeniu, czego Yurine nie omieszkała się nie wykorzystać.
   
    ─ Jeszcze raz zgasisz mi światło, a wsadzę ci chochlę w dupę! ─ Zagroził Sanemi, zatrzymując ciśnienie wody, będąc gotów, by swoją groźbę spełnić.
   
    ─ Czekam~.
   
    Chichot zza drzwi rozległ się równo z zapalanym światłem. Shinazugawa westchnął ciężko, przeczesując dłonią mokre włosy. Na jego twarzy zagościł ledwo widoczny rumieniec zarówno złości, jak i wstydu, gdy przywędrowała do niego wizja rzeczywistego spełnienia swojej groźby. Szybko wybił z swojej głowy ten dziwny obraz. Co on sobie myślał, pozwalając zakorzenić się w swoim domu temu demonowi w ludzkiej skórze?
   
    ***
   
    Powieka Sanemiego drgnęła z zdenerwowania. Spojrzał krzywo na swoją nową tsuguko, jak gdyby dzięki temu miał się dowiedzieć, czy dziewczyna jest poważna, czy też nie. Ona natomiast posłała mu rozbawiony uśmiech.
   
    ─ Co się dzieje w tej twojej pustej głowie? I czy mam się tego bać? ─ Zapytał, szturchając palcem pudełko śniadaniowe tak, jakby było bombą, która za kilka sekund eksploduje. Yurine najwidoczniej nudziło się z samego ranka, ponieważ ułożyła z jedzenia małą, uroczą karykaturę Shinazugawy w plastikowym pudełeczku.
   
    ─ Mój mózg to bardzo mroczne miejsce. Nie chciałbyś wiedzieć, co tam się znajduje.
   
    ─ Mam w to uwierzyć po tym, jak dałaś mi to coś?
   
    ─ Przyznaj, że ci się podoba! ─ Yurine uśmiechnęła się zachwycona, zaklaskując w dłonie z satysfakcji. Była cholernie dumna z swojego dzieła. Była także świetną obserwatorką i z łatwością dostrzegła, jak Shinazugawa delikatnie poczerwieniał na twarzy oraz nieco zbyt mocno się mota, co było świadectwem na to, że jest delikatnie zawstydzony i poruszony. A to z kolei przekładało się na to, że jej praca rzeczywiście mu się podoba, jednak nie chce się do tego przyznać. Lubił, gdy Yurine bywała urocza i kobieca, i ona doskonale o tym wiedziała. Przez ten krótki okres czasu zdołała zapoznać się z językiem jego ciała. ─ Sobie też taki zrobiłam.
   
    Yurine na potwierdzenie swoich słów podniosła swoje pudełeczko, które przedstawiało karykaturkę jakiegoś nieznajomego Shinazugawie blondyna.
   
    ─ To twój brat? ─ Zapytał, siadając tuż obok nastolatki przy kuchennym stole. Już przestał jej unikać na tyle, by nie siedzieć jak najdalej niej i nie rzucać jej nieufnych spojrzeń. Jedzenie Yurine było do niej zabawnie podobnie i to skłoniło go do refleksji, iż jest to jej rodzeństwo.
   
    ─ Broń boże! ─ Yurine wyglądała na wręcz przerażoną tą myślą. ─ Nie mam rodzeństwa. A przynajmniej nie posiadam informacji, żebym miała. A ty?
   
    ─ Też nie. ─ Sanemi odpowiedział nieco zbyt oschle, co także zwróciło uwagę Yurine. Doskonale wiedziała, co ten ton oznacza. A więc pytanie brzmiało, czy jego rodzina jest martwa czy po prostu się od nich izoluje? Nie zapytała, zachowała podejrzenia dla siebie. Nie zamierzała psuć sobie śniadania obrażonym Shinazugawą i jego życiem.
   
    ***
   
    Gdy Sanemi skończył jeść, poszedł wziąć prysznic. Yurine natomiast przeniosła się do salonu i popijając czarną, gorzką kawę, czytała książkę. Usłyszała odgłos otwieranych drzwi, ale było to zdecydowanie za szybko. Sanemi nie powinien zdążyć się nawet rozebrać, a co dopiero wziąć kąpiel i wyjść? Instnkt zabójczyni nakazał jej zachować ostrożność. Chwyciła za swoją katanę. Gdy zaczaiła się przy drzwiach, które oddzielały salon i korytarz, dostrzegła czarno-fioletową plamę i od razu rzuciła się do ataku. Stała przodem do pleców "włamywacza". Była za niska, by swobodnie przyłożyć wysokiemu facetowi miecz do szyi, dlatego też jako alternatywę wybrała kręgosłup, by w razie zagrożenia pchnąć miecz i rozerwać rdzeń kręgowy potencjalnego wroga.
   
    ─ Żadnych gwałtownych ruchów, odpowiadaj rzeczowo. Żadnych zbędnych słów, rozumiesz? Kim jesteś i co tutaj robisz? ─ Yurine uśmiechnęła się w sposób, który jasno zdradzał jej wrogie intencje.
   
    ─ T-To ja powinienem o to pytać! ─ Wysoki brunet o długich włosach wzdrygnął się, spoglądając zza ramienia na napastnika. Nieco się zdziwił, gdy za plecami dostrzegł niższą blondynkę o ciemnych oczach, skrzących się złośliwie w białym, porannym świetle wpadającym do pomieszczenia przed okno. Już sekundę później poczuł, jak dziewczyna brutalnie przejeżdza po dolnej partii jego pleców ostrzem, rozdzierając zarówno jego ubranie, jak i skórę, która zaczęła krwawić. A więc spełniła groźbę. Brunet powstrzymał się od syknięcia z bólu, ale w jego żyłach zawrzała panika. Właśnie został napadnięty w własnym domu!
   
    ─ Mówiłam, żadnych zbędnych słów. Jeszcze jedna bezwartościowa odzywka, a pożegnasz się z kręgosłupem.
   
    ─ Je-jestem Shinazugawa Genya, mieszkam tutaj!
   
    ─ Łżesz. ─ Brunet był wręcz pewien, że jad w głosie dziewczyny mógłby zabić. ─ Sanemi mówił, że nie ma rodzeństwa.
   
    Po tych słowach zapanowała niezręczna cisza. Facet spuścił głowę.
   
    ─ On... Nienawidzi mnie. ─ Mruknął cicho. Yurine nie miała podstaw by mu wierzyć, ale to postanowiła to zrobić; od chłopaka biła aura przeraźliwego smutku. Takie zachowanie bardzo pasowałoby do starszego Shinazugawy. Odrzucić własną rodzinę, nie uznawać świętości więzów krwi. Odciągnęła ostrze od ciała chłopaka, a on odwrócił się do niej twarzą. Teraz mogła dostrzec, że bracia Shinazugawa są do siebie cholernie podobni.
   
    ─ Przepraszam, naprawdę. Czuję się teraz okropnie. ─ I rzeczywiście, Yurine naprawdę czuła się źle z tym, że zaatakowała niczemu winnego chłopaka. Głównie przez to, że to jej ofiara wyglądała na skruszoną. Zwykle nie czuła współczucia względem niczego ani nikogo. ─ Wynagrodzę ci to, obiecuję. Daję ci moje bezwartościowe słowo! Przy okazji, jestem Yurine Maekawa i niezmiernie miło mi cię poznać, Genya.
   
    Yurine uśmiechnęła się ślicznie, po czym wyciągnęła dłoń w stronę Genyi. Nadal czuł do niej urazę. Chłopak ją uściskał i z płonącymi policzkami stwierdził, że jej dłonie są uroczo malutkie i miękkie w porównaniu do jego wielkich i twardych odpowiedniczek. Genya nic nie odpowiedział i chciał już sobie po prostu odejść; ta dziewczyna wyjątkowo go onieśmielała, jednak najwidoczniej domyśliła się planu ucieczki i przytrzymała jego nadgarstek. Yurine cudem powstrzymała się od zachichotania. Taki rosły i wysoki mężczyzna, o wyglądzie kryminalisty, a jest taki słodki i nieśmiały, o usposobieniu baranka! Miała ogromną ochotę wyściskać uroczego chłopaka, jednak się powstrzymała. Nie chciała, by zszedł jej na zawał.
   
    ─ Zdejmij koszulkę.
   
    ─ C-Co? ─ Wydukał, ledwie będąc w stanie cokolwiek mówić. Był okropnie nieśmiały względem kobiet i dziewcząt, a ta była irytująco piękna i otwarta.
   
    ─ Opatrzę twoje rany. Mogę też pocałować, żeby nie bolało. ─ Zażartowała cmokając, ale chłopak raczej wziął to na poważnie, przez co czerwień na jego policzkach się pogłębiła.
   
    ─ Nie, ja... Poradzę sobie. ─ Genya mówił tak cicho i niepewnie, że Yurine nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za chwilę po prostu zniknie.
   
    ─ Zdejmuj koszulkę albo poskarżę się na ciebie twojemu bratu! ─ Zagroziła palcem. Ta groźba była bezsensowna, ponieważ Sanemi prawdopodobnie nawet nie kiwnąłby palcem, jednak podziałała, bo Genya bez słowa sprzeciwu ściągnął z siebie koszulkę i rzucił nią na podłogę. ─ Usiądź w salonie, ja pójdę po moją apteczkę.
   
    I Yurine zostawiła zdezorientowanego Genyę samego. Chłopak siedział pogrążony w szoku na podłodze, ponieważ nie chciał zabrudzić krwią dywanu ani kanapy. Co ona tak właściwie robiła w jego domu?
   
    ─ Już jestem. ─ Oznajmiła, wchodząc do pomieszczenia. Od razu usiadła za plecami bruneta i otworzyła apteczkę. Chwyciła w dłonie chusteczki i starła krew, która wypłynęła z dolnej części pleców chłopaka. ─ Wyprostuj się, proszę. Ile masz lat? ─ Yurine zaczęła zagadywać chłopaka, by odwrócić jego uwagę od rany i bólu, który miał nadejść wraz z oczyszczeniem jej.
   
    ─ Sze-szesnaście...
   
    ─ Och, w takim razie jesteśmy w podobnym wieku. Jesteś bardzo wysoki, czuję się przy tobie mała. ─ Westchnęła cicho, nienawidziła czuć się gorsza pod jakimkolwiek względem. Wyjęła z apteczki wacik i nasączyła go wodą utlenioną. ─ Uwaga, teraz może zaszczypać. ─ Ostrzegła, nim przejechała wacikiem po ranie szybko i mocno.
   
    Wiedziała, że szybkie fale bólu są bardzo zaskakujące, ale również mijają w zaskakującym tempie. Genya wydał z siebie soczyste syknięcie z bólu.
   
    ─ Dlaczego tutaj jesteś? Znaczy się, to nie tak, że cię tutaj nie chcę, czy coś!
   
    ─ Ach, pewnie jesteś zdezorientowany, co? Wracasz do domu, a tam obca dziewczyna, która nie dość, że się pałęta po twoim domu, to jeszcze cię atakuje. ─ Yurine zachichotała z szczerym rozbawieniem. ─ Ja i twój brat zostaliśmy... tak jakby zmuszeni do współpracy. Jestem teraz jego tsuguko.
   
    ─ Och... ─ Wymruczał cicho. Czuł, jak ciężar nieco spadł mu z serca; bał się, że Yurine spędziła noc z jego bratem. Czułby się wtedy okropnie niekomfortowo z tą wiedzą, bo bądź co bądź, dziewczyna była w jego wieku! W dodatku świadomość, że miałaby go dotykać tymi samymi dłońmi, którymi jeszcze jakiś czas temu prawdopodobnie zadowalała jego brata, byłaby dla niego okropnie zawstydzająca.
   
    Przez następne kilka dłuższych sekund siedzieli w ciszy. Yurine chwyciła za bandaż i zaczęła owijać nim dolną część pleców chłopaka. Genya wyrównał barwą twarzy z pomidorem, gdy poczuł smukłe, acz miękkie palce Yurine wędrujące po jego skórze. A gdy dziewczyna przyległa klatką piersiową do jego pleców, by móc owinąć materiał na jego brzuchu, to krew dosłownie zawrzała mu z żyłach z zdenerwowania. Dziękował bogom za to, że siedział do niej tyłem, dzięki czemu nie widziała jego twarzy.
   
    ─ Co tu się dzieje, do cholery? ─ Syknął niezadowolony Sanemi, stojący w progu. Chodził tylko w dolnej części munduru, wycierał mokre włosy białym ręcznikiem.
   
    Po prostu poszedł wziąć prysznic, a gdy wrócił, zastał dziwny widok. Genya, czerwony niczym burak i zapewne ledwo przytomny, siedział na podłodze bez koszulki, a Yurine jak gdyby nigdy nic owijała bandaż na jego ciele w okolicach partii niebezpiecznie niskich z podejrzanie szerokim uśmiechem. Teoretycznie, to każdy uśmiech Yurine jest podejrzany i zwiastuje coś złego. Wyglądało to co najmniej dwuznacznie.
   
    ─ Genya się przypadkiem skaleczył, a ja, jako dobra duszyczka, pomagam mu z opatrunakami. ─ Yurine posłała śliczny uśmiech w stronę Shinazugawy, jednak jej wyraz twarzy bardzo szybko zmienił się w lisi i niezbyt przyjazny. ─ Jest bardzo urokliwy. To u Shinazugawów rodzinny dar, który tylko ciebie ominął, Sanemi?
   
    Starszy Shinazugawa nic nie odpowiedział, zrobił jedynie kwaśną minę i posłał jej przeraźliwe spojrzenie, które niekoniecznie ją ruszyło; przyzwyczaiła się do krzywych spojrzeń Filara. Sanemi po prostu usiadł na kanapie i obserwował. Miał teraz perfekcyjny widok zarówno na swojego młodszego brata, jak i Yurine. Genya, po wcześniejszych słowach nastolatki, stał się jeszcze czerwieńszy, o ile to w ogóle możliwe. Był cały spięty i siedział jak na szpilkach, gdy dziewczyna smagała jego nagą skórę dłońmi. Natomiast Yurine uśmiechała się przyjaźnie, nucąc swym gładkim niczym jedwab głosem jakąś piosenkę.
   
    Sanemi musiał przyznać, że blondynka coraz bardziej wprawiała go w stan niepokoju. Jej szybkie zmiany nastrojów były wyjątkowo podejrzane; raz była kochana i miła, tylko po to, by jej aura sekundę później mogła całkowicie zmienić się w wężową, nieprzyjemną. Ubierała obelgi w piękne słówka, zupełnie jak przed chwilą. Było w niej coś, przez co teraz, nawet w własnym domu, czuł się jak intruz na terytorium drapieżnika, który mami swą ofiarę pięknymi słówkami i zaciąga ją do swojej jaskini, by rozszarpać i pożreć. A teraz bezdyskusyjnie ostrzyła swe kły na jego młodszego brata!
   
    ─ Gotowe. ─ Zakomunikowała z radością w głosie Yurine. Sanemi myślał, że to tyle; że teraz Yurine sobie wstanie i pójdzie, jak gdyby nigdy nic. Ta jednak musnęła ustami łopatkę jego brata, przez co Genya niemal z szoku się poderwał w górę. ─ Przecież obiecałam, że pocałuję, żeby nie bolało. ─ Yurine zachichotała uroczo, po czym nachyliła się do ucha Genyi. Sanemi miał wrażenie, że głowa bruneta zacznie za chwilę dymić i z irytacją stwierdził, że po prostu nie słyszy tego, co szepcze mu do ucha ta mała diablica. ─ Nie mów mu, że to ja cię zraniłam. Byłby wściekły, więc niech to będzie nasz... mały sekret. Dobrze?
   
   
    Młodszego Shinazugawę przeszły dreszcze, gdy ciepły oddech Yurine musnął jego skórę, a cichy szept dotarł do uszu. Nie mógł nic z siebie wykrztusić, więc jedynie pokiwał głową, modląc się o to, by Yurine w końcu przestała torturować go w ten wyjątkowo przyjemny sposób i dała mu nieco odsapnąć. Blondynka jakby wiedziała o jego błaganiach, natychmiast się odsunęła i uciekła z apteczką, prawdopodobnie do swojego pokoju.
   
    ─ Ona teraz będzie z nami mieszkać? ─ Spytał ciężkim tonem Genya. Nie mdlenie w obecności tej dziewczyny było naprawdę wielkim wysiłkiem; nic nie mógł poradzić na to, że jest po prostu nieśmiały.
   
    ─ Niestety. To już będą dwa bezużyteczne śmiecie w moim domu.


✯✯✯

Przyznam szczerze, iż ten fanfik początkowo miał być z Genyą, ale potem zmieniłam plany na Sanemiego.
Tak przy okazji, irytuje was główna bohaterka? Bo mam wrażenie, że jest suką aż za bardzo (mimo, że na razie właśnie taka ma być)

Buziaki,
wasza 00 💋

❝SAVIOR❞ [Sanemi Shinazugawa x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz