Czarny, skórzany materiał, którym obito kanapę w Pokoju Wspólnym Slytherinu był chłodny w dotyku, choć ogień palący się w kominku ogrzewał go całą noc. Sunąc po nim opuszkami palców Prudence zdała sobie sprawę z tego, jakim tragicznym pomysłem było umiejscowienie kwatery Domu Węża w lochach; nie zamierzała jednak wypominać tego portretowi Salazara, ani narzekać na to innym — uznała, że krzywienie się za każdym razem, gdy jej skóra spotka się z kanapą, czy kolejny przeciąg obejmie jej ciało w zimnym uścisku, jest o wiele lepszą opcją.
Dziewczyna siedząca w rogu kanapy, wciśnięta w niego tak, jakby bała się jakiegokolwiek kontaktu z Prudence, trzymała na kolanach książkę, uderzając końcem różdżki o podłokietnik, całkowicie ją ignorując. To odpowiadało Prudence, dzięki temu czuła się trochę swobodniej, jeśli mogła tak się czuć, gdy większość Ślizgonów szykujących się na pierwszą lekcję zerkało na nią, wychodząc z lochów. Robili to od samego rana, gdy Prudence siedziała w tym samym miejscu na kanapie, robili to teraz i była pewna, że będą to robić jeszcze przez kilka kolejnych dni, bo tyle im zajmie przyzwyczajenie się do tego, że tajemnicza dziewczyna jest siostrą Pansy Parkinson, która nigdy o niej nie wspominała, jakby sam fakt uczenia się w Hogwarcie dopiero od piątego roku nie był wystarczająco dziwny.
Ignorowała jednak ich wszystkich, od czasu do czasu zerkając w stronę dormitorium chłopców. Hogwart miał mnóstwo korytarzy, podziemnych przejść i tajnych pomieszczeń, a w tym wszystkim Prudence musiała znaleźć odpowiednią klasę i co najważniejsze, wejść do niej na czas, nie gubiąc się przy tym.
Zrozumiała, że to niemożliwe, gdy zatrzymała się przy ścianie z mnóstwem portretów, całkowicie sama i zdezorientowana, nie mając pojęcia, gdzie powinna się teraz udać. Stałaby tam najpewniej przez całe śniadanie, które rozpoczynało się w Wielkiej Sali, do której drogi zapomniała, gdyby nie Blaise Zabini. Chłopak zaspał i biegł przez korytarze z narzuconym na szyję krawatem, rozpiętą do połowy koszulą i rozwiązanymi butami.
Prudence szybko skorzystała z okazji, wykorzystując go jako swojego prywatnego przewodnika po zamku i w samą porę usiadła przy podłużnym stole wraz z innymi Ślizgonami. Śniadanie minęło na rozmowie o tym, jak Prudence czuje się w Hogwarcie, o przeciągach, przez które Theodore Nott — jeden z mieszkańców dormitorium, który również wydawał się przyjaźnić z dwójką Ślizgonów — nabawia się każdego roku kataru oraz o nieobecności Pansy.
Prudence, gdy została o to zapytana, uniosła wzrok tylko na chwilę znad wydania Proroka Codziennego, którego podał jej Blaise przy akompaniamencie prychnięcia Malfoya, mówiąc coś o tym, że osoba, która się jej wstydzi, nic ją nie obchodzi, w międzyczasie nawiązując kontakt wzrokowy z Draco, który jako jedyny wiedział, o co chodzi.
Temat Pansy szybko się jednak skończył, jakby dziewczyna była dla wszystkich obojętnym, lekkim i krótkotrwałym powiewem wiatru, a może i przeciągiem, który tak bardzo drażnił Theodore'a.
Po śniadaniu wrócili do dormitoriów po podręczniki, a Prudence, nie mając zamiaru zgubić się w plątaninie korytarzy, ruchomych schodów, które magicznie zmieniały swój kierunek z każdym mrugnięciem i tłumie uczniów, który i tak zostawiłby ją na pastwę losu w otoczeniu portretów komentujących jej "karygodne spóźnialstwo", postanowiła poczekać na swojego przewodnika. Przewodnika, który szukał podręczników o wiele za długo, jak na czas, który im dano na ogarnięcie się po posiłku.
Tak więc Draco Malfoy, który z przewieszoną przez ramię torbą wyszedł z dormitorium chłopców, zastał Prudence stukającą palcami w materiał kanapy stojącej przed kominkiem z miną bynajmniej nie zadowoloną. Marszcząc lekko brwi, obejrzał się za siebie, ale nie dostrzegł Blaise'a, który siedział w łazience od kilkunastu minut, wymyślając jakieś kłamstwa, które miały zlikwidować raz na zawsze docinki Notta o tym, że ciemnoskóry przygotowuje się na spotkanie z młodą Parkinson.
CZYTASZ
Prudence[Draco Malfoy]
FanfictionPrzeczuwała to od maleńkości; można byłoby nawet rzec, że wyczekiwała na to całą sobą i choć wiedziała, że jeśli biernie do tego podejdzie, nie będzie już powrotu na ścieżkę dobra, nie odezwała się słowem, gdy wypalono na niej wieczne piętno. Ale cz...