chapter seven

2.2K 143 9
                                    

Pokój Wspólny Slytherinu znacząco opustoszał, patrząc na to, że jeszcze kilkadziesiąt minut temu słychać było rozmowy prowadzone przez rozemocjonowanych po całym dniu zajęć Ślizgonów, kłótnie o skórzaną kanapę, z której ani starsi uczniowie, ani pierwszoroczni nie potrafili zrezygnować, uznając ją za najwygodniejszy mebel po męczarniach w klasach i cichą muzykę z trzaskającego radia, które w momentach największego rozgardiaszu dodawało do niego najświeższe wiadomości ze spraw Ministerstwa Magii.


Teraz nie było w nim prawie nikogo — większość mieszkańców Domu Węża wyszła na błonia, korzystając z wyjątkowo ciepłego dnia, który rozpoczynał kolejny miesiąc roku szkolnego; w pomieszczeniu oblanym zielonkawym światłem słońca, które przedzierało się przez taflę jeziora, zostali tylko nieliczni, którzy z przykrością uświadamiali sobie, że gdyby nie odłożyli swoich zadań domowych na później, mogliby teraz kąpać się w promieniach słońca.

Draco wyrwał się z zamyślenia dopiero w momencie, gdy dziewczyna, na której skupił swój wzrok, spojrzała na niego zaciekawionym wzrokiem, w którym jasnowłosy dostrzegł iskierki rozbawienia. Skrzywił się, czym chyba zmniejszył jej entuzjazm i wbił spojrzenie w pergamin siedzącej koło niego Ślizgonki.


Nie mógł zrozumieć, jak dziewczyna mogła być tak spokojna, gdy jej siostra bawiła się czarną magią, jakby zamiast niebezpiecznej siły trzymała w swoich dłoniach nieszkodliwą grzechotkę. 

Oczywiście zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie Pansy nie wiedziała o kradzieży książki i nie zanosiło się na zmiany, ale przecież sama podobno wiedziała, do czego Prudence jest zdolna. Czy nie zauważyła nic podejrzanego w nagłym zerwaniu kontaktów pomiędzy nim, a Prudence? Zadowolenie z faktu, że dziewczyna coraz rzadziej rozmawiała z jej przyjaciółmi, zasłoniło jej rozum?

Nie zamierzał jednak uchylać jej rąbka tajemnicy, choć chciał uzyskać od młodej Parkinson małą przysługę — to był jedyny powód dla którego, zamiast wyjść na błonia, został w Pokoju Wspólnym z Pansy, która pisała swój zaległy esej z Transmutacji. Niestety mijały kolejne minuty, a ten dalej nie miał pomysłu, w jaki sposób rozpocząć tę rozmowę. Najlepiej tak, aby Pansy odnalazła w sobie nieustanną przychylność na wszelkie jego pomysły, aby i na ten się zgodziła. Pomimo obmyślonej taktyki, nadal od czasu do czasu na nią zerkał, jakby chciał, ale nie mógł.


— Albo powiesz w końcu, dlaczego nagle odkryłeś w sobie takie pokłady sympatii, które zmusiły cię do zostania tutaj i dotrzymywaniu mi towarzystwa, albo sobie stąd idź, bo tylko mi przeszkadzasz.

Malfoy mimowolnie się wzdrygnął, gdy usłyszał przenikliwy, nieco zniecierpliwiony głos Pansy, która, nie podnosząc wzroku znad rozwiniętego do połowy pergaminu, dalej coś na nim skrobała. Powinien się domyślić, że nastolatka w końcu się zorientuje, że jego obecność tutaj i ciągłe, ukradkowe spojrzenia w jej kierunku nie są przypadkowe.


Prawdę mówiąc, Pansy przez chwilę łudziła się, że dzięki temu, iż Draco poznał się na jej siostrze, wreszcie powraca jej szkolna rutyna i Draco zobaczył w niej kogoś więcej niż przyjaciółkę. Oczami wyobraźni widziała siebie, uśmiechającą się do Prudence w sposób tak samo zjadliwy, jak ona, podczas gładzenia włosów Draco, albo trzymania go za rękę, albo...

Grymas na twarzy chłopaka szybko sprowadził ją na ziemię. Nie zaprzeczył ani nie powiedział, że siedzenie tutaj nie jest dla niego żadnym problemem. Było oczywiste, że od początku czegoś chciał, a zjadliwe uśmieszki i związek z Malfoyem są bardzo, ale to bardzo odległe.

Obserwując niezadowolenie na jego twarzy, uniosła jedną brew w naglącym geście; zrozumienie gorzkiej prawdy było czymś zupełnie innym od usłyszenia jej z ust chłopaka i wolała mieć to już za sobą.

Prudence[Draco Malfoy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz