Nie będziesz wzywał imienia Pana Boga swego na daremno
Markus Eisenbichler
Nigdy nie przywiązywałem specjalnej wagi do słów. Ludzie mówili jedno, a robili drugie. To było normalne – w końcu i ja nauczyłem się tego. Kłamstwo otwierało wiele drzwi. Najlepiej oczywiście takie, które było trudne do wykrycia. Ale jak to mówią – praktyka czyni mistrza. Szczególnie, kiedy trafia się na naiwne osoby. A większość ludzi jest naiwna. I łasa, Szczególnie na pochlebstwa.
Obiecywałem wiele. Zarówno kolegom, trenerowi, rodzinie, jak i kobietom. Naprawdę, odpowiednie dobieranie słów i dawkowanie ich robiło wszystko. Uspokajało, zachwycało, uwodziło... Mogłem tym osiągnąć wszystko. Nie musiałem nawet specjalnie się starać – ludzie sami chcieli mi wierzyć. W końcu dlaczego miałbym nimi manipulować?
Łatwo było ci wcisnąć kit Stephanie, zdecydowanie za łatwo. Wystarczyło tylko moje zmartwione spojrzenie, parę słów i pytań zadanych z troską i co? Od razu pomyślałeś o tym, o czym chciałem byś myślał. Że twoja piękna dziewczyna cię zdradza. No, może nie taka piękna, moim zdaniem, jednak całkiem niezła, szczególnie na parę nocy. A ona trafiła prosto w moje ramiona, chociaż chyba powinienem powiedzieć prosto do mojego łóżka, po tym, jak gorzko płakała do twojego najlepszego przyjaciela, który zawsze, ale to zawsze, wiedział co poradzić, wiedział co zrobić. Czyli do mnie. A i ona uwierzyła moim paru aluzjom, że i ty nie byłeś jej wierny na konkursach. Co dziwne, a jednocześnie śmieszne, bo tylko dowodzi trwałości waszego „związku", nawet nie spróbowaliście sobie tego wyjaśnić. Dla mnie – dobrze, ale nie sądzisz Stephanie, że to mówi o Was samych? Więc jakoś nie czuję żalu.
Ty też tak myślałeś Andreasie. Zawsze zakładałeś, że wszyscy są szczerzy i mają dobre intencje. Wszystkich lubiłeś i otwierałeś się na każdego. Czasem dziwiłem się, jak mogłeś być tak ślepy i naiwny. Może to dlatego, że nie doświadczyłeś jeszcze żadnej podłości z niczyjej strony? No tak, w końcu młody talent, bożyszcze nastolatek, mistrz olimpijski o idealnej buzi. Wierzyłeś we wszystko, co ktoś ci powiedział. Bawiła mnie twoja naiwność. I to, że szczerze mnie lubiłeś. Ba, może nawet uważałeś za przyjaciela. Chociaż aczkolwiek nie byłem tym zdziwiony. Większość ludzi mnie lubiła, więc ty tym bardziej. Nawet nie wiesz jak zabawnie było czasem obserwować, jak wciskam ci tyle głupot, w które nikt inny nie byłby w stanie uwierzyć. Podczas gdy ktoś inny mógłby poddać jakieś moje słowo w wątpliwość, ty nie podejrzewałeś nic.
Tak też było na tym nieszczęsnym treningu, kiedy to z radością przystałeś na mój pomysł. Dosyć ryzykowny pomysł, co ja wiedziałem dużo wcześniej, a ty przekonałeś się o tym dopiero dużo później. Podejrzewałem jak skończą się nasze wspólne wygłupy na skoczni – zwłaszcza, że ja byłem wtedy w doskonałej formie, a ty niestety podupadałeś powoli ze zmęczenia. Moment, w którym wybuchnąłeś śmiechem, patrząc na mój skok szybko zastąpił ten, w którym leżałeś na ziemi, jęcząc z bólu, łapiąc się za kolano. Szczerze mówiąc, nawet ja się zdziwiłem. Myślałem, że poobijasz się na tyle, aby na jakiś czas opuścić konkursy, na tyle, abym to ja mógł zostać liderem kadry. A ty zerwałeś więzadła. Tym razem jednak nie będę kłamał i mówił, że mi przykro.
Obiecałem ci coś kiedyś Richardzie, pamiętasz? Na pewno pamiętasz. W końcu obiecywałem ci to z żarliwą wręcz gorliwością, ba, przysięgałem. Przysięgałem ci na B o g a. To było tak dawno temu, na samym początku naszych startów w kadrze A. Naprawdę mam wrażenie jakby minęły wieki. Obaj byliśmy młodzi, głupi i zakochani. Ty na pewno. Ja... wiesz, bardzo możliwe jest, że ja też. Albo tak mi się przynajmniej wydawało. Cóż, wtedy to czułem. I przysięgałem ci, że zawsze tak będzie. I nigdy nie będzie nikogo innego. I gdzieś po drodze złamałem to przyrzeczenie, nawet o nim nie pamiętając. Albo nawet nie zdając sobie sprawy, że je w ogóle łamię.
Zaraz po tobie była Marianne, są też z pewnością pamiętasz. A przynajmniej powinieneś, bo to na twoich oczach, to samo, co tobie wcześniej, przyrzekałem jej. Z ta różnicą, że wtedy już od początku wiedziałem, że tej obietnicy nie dotrzymam.
Nie tylko Wam obiecywałem dużo – w większości przypadków byłem świadomy, że robię to tylko na pokaz, na darmo, aby coś osiągnąć. I to zadziało. A ja doskonale wiedziałem, co robię. Wiedziałem, że wyjdę z tego obronną ręką. No cóż, w końcu jesteś miłosierny Boże, prawda? Taaak, grzeszyłem świadomie, wierząc i licząc na to, że mi wybaczysz. Wyspowiadam się raz, drugi, trzeci... tak jak spowiadałem się za każdym razem.
Teraz też wiem. Chociaż, przyznam się uczciwie, trochę mnie zmroziło, kiedy otrzymałem to wezwanie z sądu. Jestem dosyć ciekawy, kto wreszcie otworzył ci oczy Andreasie. Może Stephan? Może Richard? A może ty Karl? No cóż, na tę chwilę nie jest to ważne – zresztą i tak dowiem się tego prędzej czy później. Nie spodziewałem się akurat tego, zwłaszcza, że ty sam, zarówno przy trenerze i reszcie kadry, jak i potem w szpitalu, mówiłeś, że to tylko zwykły wypadek. Uśmiechałeś się, twierdząc, że to tylko i wyłącznie t w o j a wina. A może ktoś odkrył, że z twoim butem jest coś nie tak i ci o tym doniósł? Może wiedziałeś, ale chciałeś uśpić moją czujność? Nie ukrywam, myślałem, że dużo łatwiej to przejdzie.
Nawet teraz, czekając na korytarzu przed salą sądową, nie czuję się jakoś specjalnie zestresowany. Nawet mój prawnik jest pełen uznania, że jestem taki spokojny – jest najlepszy w mieście, a linia obrony jest tak mocna, że aż ja sam się zdziwiłem. Poza tym – tylko ty Boże znasz prawdę, prawda? Oczywiście, oprócz mnie samego. Zresztą... nie stanie się nic, czego nie robiłem już wcześniej.
I nawet kiedy sędzia wyczytuje moje nazwisko, przy wejściu na salę nie czuję paniki. Jedyne co robię, to uśmiecham się i mówię w myślach:
Przebacz mi Boże, albowiem doskonale wiem, co czynię.
_______________________________
Ktoś musiał być tym złym, więc tutaj akurat wypadło na Markusa... co sądzicie? Cała ta część miała opierać się dosyć ważnej interpretacji II przykazanie, interpretacji, która bardzo rzadko jest przytaczana: mianowicie każdy interpretuje to przykazanie jako notoryczne wzywanie imion Bożych, przerywników, typu „O Boże", „O Jezu"; natomiast tutaj przedstawiam wiarołomstwo oraz krzywoprzysięstwo jako złamanie tego przykazania.
Jeśli przeczytałeś – zostaw coś po sobie!
Do zobaczenia wkrótce,
Ola
CZYTASZ
Decalogue
Fanfiction"....If the heavens ever did speak..." 10 przykazań. 10 religijnych i moralnych zasad, z którymi oni radzą sobie raz lepiej, raz gorzej. Myślisz, że są kryształowi? Że są tacy, jakich ich przedstawiają? Są ludźmi. Ludźmi, który błądzą, upadają, pope...