prologue

408 42 6
                                    

Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, domu niewoli

Łamię raz za razem, jedną z tych głównych zasad. A może nawet więcej, nie wiem. W końcu jeden czyn niesie za sobą kolejne, prawda? Wszystko ciągnie za sobą jakieś konsekwencje. Kolejne wybory. Między dobrem, a złem. A czasem między złem a złem. Tylko czy zło naprawdę jest złem?

Muszę wybrać. Muszę wybierać, raz za razem. Codziennie myśleć, co zrobić. Bo nie mogę się już zatrzymać. Nie mogę stać w miejscu.

Brnę dalej, trzymając to wszystko w sobie. Czasem walczę. Naprawdę walczę. A czasem po prostu się poddaję. Jeśli niebiosa kiedykolwiek przemówiły, dlaczego nie powstrzymały tego? Dlaczego pozwalają mi raz za razem, toczyć to błędne koło?

Czy naprawdę jestem aż tak złym człowiekiem, bo nie przestrzegam tych zasad? Ba, i nawet tego nie żałuję. Nie czuję ani kropli żalu. I wiem, że to nie jest ostatni raz. Że będę popełniał te grzechy raz, za razem. Mówią mi, że nigdy nie dostanę rozgrzeszenia. Bo nie żałuję. Bo nie przestaję. Ale zabrnąłem już zbyt daleko, by przestać.

Czy naprawdę jestem aż tak chory, godny potępienia? Może tylko wiedział wcześniej, potrafiłbym się jeszcze zatrzymać. Może mógłbym coś zrobić. A teraz podążam tylko do przepaści.

Nie wiem, jaki jest sens tego, abym musiał tak się miotać. Skoro tak mnie uratowałeś
Boże, wyzwoliłeś mnie z tych więzów niewoli, dlatego wplątałeś mnie w kolejne? Dlaczego nie odepchnąłeś ich ode mnie, nie zabrałeś, kiedy zaczęły mnie oplatać? Dlaczego mnie opuściłeś i skazałeś na to?

Dziesięć zasad, które uwalniając, zniewalają. A może na odwrót? Podobno wolność to nieświadome zniewolenie.

Mogę powiedzieć wszystko, wyznać moje grzechy. Lecz czy to mnie uratuje? Czy już podpisałem swój los, swój wyrok?

Rzucam się pomiędzy resztkami mojej wiary, błaganiem na kolanach, skomleniem jak pies, a odrzuceniem już tego wszystkiego. Odrzuceniem żalu, rozdarcia, skruchy, zawahań. Bo nie wiem już, w którą stronę iść.

Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Już praktycznie niczego.

Wiem, że nie jestem na drodze do nieba. Wobec tego gdzie? Prosto do piekła? Nie mam pojęcia, czy jest dla mnie jeszcze jakaś szansa. Czy zostanie mi tylko ból, śmierć, cierpienie. Bo jeśli tak, to nie mam już nic do stracenia.

A może jednak?

Tracę wiarę, jednocześnie zachowując ją. Modląc się i grzesząc. Czy już stałem się bezbożnikiem? A może staję się osobą, którą tak zawsze pogardzałem. Nie umiejącą wybrać. I trzymać się swojego wyboru. Z każdym kolejnym dniem jestem coraz bardziej rozdarty. I nie jestem już tą, samą osobą, którą byłem kiedyś. I nigdy bym nie pomyślał, że będę tym, kim jestem teraz.

___________________________

Na tym wstępie od razu chcę zaznaczyć, iż jest to seria, zbiór opowiadań, która wynikła zarówno z mojej inspiracji muzycznych, jak i moich własnych przemyśleń i kwestii związanych z wiarą, która jest ważną częścią mojego życia.

Momentami będzie kontrowersyjnie, może trochę mrocznie. Wiele będzie zależeć też od Waszego odbioru. W dużej mierze jest to moja wyobraźnia i nie ma to na celu urażenia nikogo. Prolog może wydać się nieco dziwny, ale podczas całej historii i każdej kolejnej części z pewnością go zrozumiecie.

Chyba po prostu musiałam wyczyścić swój umysł. I wyszło coś takiego.

Jeśli przeczytałeś - zostaw coś po sobie!

Do zobaczenia,

Ola

DecalogueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz